Zbigniew Stajak i Adam Zięba chcą ratować resztki polskiego hokeja
Zarząd PZHL-u nie może się doliczyć długów, ani skompletować swego składu po rezygnacji wiceprezesa. Transparentności w nim brakuje od ośmiu lat, gdy z 20 tys. zł na plusie PZHL zostawił Zdzisław Ingielewicz. Najbardziej zasłużeni hokejowi olimpijczycy nie tracą nadziei na ratunek. Zaprezentowali dziś swoich kandydatów na prezesa doktora Zbigniewa Stajaka i Adama Ziębę.
"Już umiera ta (hokejowa) kraina, tego nikt już nie powstrzyma" - śpiewa rockowy poeta Kazik Staszewski, ale kłam tej tezie chcą zadać Stajak z Ziębą, którzy przy wsparciu największych autorytetów rodzimego hokeja chcą doprowadzić do odnowy i realnych reform w PZHL-u.
Ówczesna Komisja Rewizyjna PZHL udokumentowała 300 tys. zł nierozliczonych zaliczek. Wszystkie pochodziły z karty, którą dysponował prezes Chwałka. Po Chwałce stery przejął Mirosław Minkina, który był obecny również w jego zarządzie. Do dziś twierdzi, że próbuje ratować polski hokej z zapaści, ubiega się o reelekcję, ale środowisko dziwi się, że jak ognia unika prześwietlenia finansów spółki Polska Hokej Liga, która - w odróżnieniu od piłkarskiej Ekstraklasy SA, w której zdecydowaną większość udziałów mają kluby - w stu procentach należy do PZHL-u. Komisja Rewizyjna, mimo wielu próśb, nie zyskała dostępu do stanu finansów PHL
- Najwyraźniej spółka PHL jest traktowana przez władze PZHL-u jak bankomat - oburza się szef Nowotarskiego Klubu Olimpijczyków Czesław Borowicz. Niczym rycerzy spod Giewontu zmobilizował hokejowe legendy: Walentego Ziętarę, Józefa Batkiewicza i Gabriela Samoleja - ludzi, którzy przynosili chluby, a nie wstydu polskiemu hokejowi i to na arenie międzynarodowej. Zaświecili światło na dra warszawskiej AWF Zbigniewa Stajaka, który szkoleniem młodzieży w hokeju zajmuje się od 40 lat i Adama Ziębę, który 20 lat temu przyczynił się do renesansu hokejowej Cracovii, ale dziś nie zyskuje jej poparcia w najbliższych wyborach.
Jeśli już przy Walnym Zgromadzeniu Sprawozdawczo-Wyborczym jesteśmy, to pikanterii sprawie dodaje fakt, że zarząd Minkiny zwołał je na 19 marca, przed końcem kadencji i na ponad miesiąc przed rozpoczęciem MŚ Dywizji IB w Katowicach, za współorganizację których powinni odpowiadać obecni sternicy. Środowisko olimpijczyków apeluje, by wybory zorganizować jak zwykle w czerwcu, czyli po sezonie i wobec przedstawienia uczciwego audytu finansowego.
W czerwcu 2018 r. PZHL przyznał się do długu w wysokości 18 mln zł. Teraz menedżerowie słyszą od sterników, że "to niewielka różnica czy dług wynosi 14 czy 20 mln zł, bo to i tak nierealne do spłacenia sumy".
Apel olimpijczyków do władz PZHL-u i minister sportu
Czesław Borowicz wystosował apel do obecnych władz PZHL-u i do minister sportu Danuty Dmowskiej-Andrzejuk:
- Apelujemy o przesunięcie terminu Walnego Zgromadzenia Sprawozdawczo-Wyborczego z 19 marca na koniec kadencji obecnych władz związku, który nastąpi 28 maja. Dopiero wtedy będziemy sprawozdanie finansowe i merytoryczne, a także dowiemy się, jak na przestrzeni całej kadencji zmieniał się skład zarządu. Wybory powinny się zacząć właśnie od sprawozdania finansowego i od głosowania w sprawie absolutorium dla każdego spośród członków zarządu - zaapelował Czesław Borowicz.
Zbigniew Stajak (60 lat) to ceniony w środowisku trener, wychowawca młodzieży i krzewiciel hokeja. Niemal w pojedynkę doprowadził do reaktywacji tej dyscypliny w Warszawie, pod szyldem Legii. Udało mu się wprowadzić ją do I ligi w 2006 r. Z braku finansowania projekt hokejowej Legii nie przetrwał zbyt długo, do sezonu 2015/2016 nie przystąpiła, ale samo jej pojawienie się na mapie hokejowej było nietuzinkowym wydarzeniem.
Filip Komorski i Mateusz Bepierszcz z kuźni Stajaka trafili do reprezentacji Polski i do dziś błyszczą w ekstraklasie. Pierwszy jest mistrzem Polski z GKS-em Tychy, a drugi wicemistrzem z Comarch Cracovią. Stajak swe dokonania naukowe na warszawskiej AWF ukoronował pracą doktorską "Obciążenia i wydolność fizyczna w rocznym cyklu treningowym hokeistów na lodzie o różnym poziomie sportowym".
- Jako absolwent Uniwersytetu Karola w Pradze powiem, że to nietuzinkowa praca doktorska - chwalił Borowicz.
- Mam świadomość, że sytuacja hokeja jest bardzo trudna i pewnie władze PZHL-u będą ciągane przez komorników jeszcze przez długie lata. Mam jednak w sobie chęć walki i brak zgody na utrzymywanie stanu obecnego. Jeżeli harców obecnych władz nie przerwiemy, to z ok. 20 milionów dług urośnie do 40 mln - nie kryje Stajak.
- Martwi mnie bierność Ministerstwa Sportu, które wie dobrze, co się dzieje w PZHL-u, a jednak godzi się na to. Dotacje na szkolenie młodzieży do dzisiaj nie zostały rozliczone, a ministerialne pieniądze na polski hokej w dalszym ciągu płyną (via PKOl do Śląskiego Okręgowego Związku Hokeja na Lodzie - przyp. red.) - dziwił się Zbigniew Stajak. W swym programie wyborczym zakłada zwiększenie znaczenia klubów. To one powinny mieć większościowe udziały i decydujący wpływ na to, co się dzieje ze spółką Polska Hokej Liga.
- Skoro władze TVP ostatnio uznały hokej za dyscyplinę niszową, to powinniśmy załatwić środku z podatku cukrowego na rozwój. Ministerstwo Sportu zapowiadało łożenie na dyscypliny niszowe właśnie z tego podatku - zapowiada Stajak.
Stajak wnioskuje o wprowadzenie do PZHL-u niezależnych biegłych księgowych, którzy by sprawdzili finanse związku. Opowiada się też za opcją zerową, odsunięcie obecnych władz od sterów.
Adam Zięba w wielu punktach zgadza się ze Stajakiem, akcentuje jednak zmianę finansowania i organizacji szkolenia.
- Od 30 lat połowa dotacji ministerialnej na szkolenie, czyli dwa miliony złotych, jest przeznaczana na utrzymania jednej SMS, która najpierw rezydowała w Sosnowcu, a teraz jest w Katowicach. Prezes Minkina chwali się, że wszyscy najlepsi nastolatkowie w Polsce chcą się tam szkolić, bo SMS bierze udział w rozgrywkach juniorskich w Czechach. Nie dodaje tylko, że w trzeciej lidze. Uważnie śledzę juniorskie reprezentacje od kilku lat i jedynie Wałęga z JKH w SMS-ie rozegrał 55 meczów. Reszta juniorów woli szkolić się w klubach, jak Paweł Zygmunt, który z Cracovii wypłynął do Czech, bądź od razu szukają szczęścia za granicą - dowodził Zięba.
Jeśli wygra wybory, to owe dwa miliony, utrzymujące dziś jedną SMS, na każdym lodowisku w Polsce stworzy Akademie Hokejowe, a z ministerialnych środków opłaci trenerów i dojazdy młodych hokeistów na mecze. Zięba wybija, że niedopuszczalnym jest, iż juniorzy w Polsce rozgrywają ledwie 24 mecze w sezonie, podczas gdy ich rówieśnicy ze Szwajcarii i Norwegii grają po 44 spotkania.
Pan Adam uważa, że należy zmienić statut, gdyż ten dzisiejszy nie pozwala na odwołanie w trakcie kadencji prezesa, bądź członka zarządu PZHL-u, nawet jeśli któryś z nich działa na szkodę polskiego hokeja.
- Na koniec rządów pana Hałasika długi PZHL-u wynosiły dziewięć milionów złotych, dziś słyszymy o kwocie rzędu 19 mln zł. Moim obowiązkiem jest zaangażowanie i pomoc w ratowaniu tej pięknej dyscypliny. Dziś rządzi hokejem nie PZHL, tylko Śląski Okręgowy Związek Hokeja na Lodzie - punktuje Adam Zięba.
Zięba deklaruje piastowanie funkcji prezesa charytatywnie, a w roli sekretarza generalnego widzi Stajaka. Na wypadek porażki w pierwszej turze wyborów zamierza poprzeć pana Zbigniewa.
Wicewojewoda Małopolski Zbigniew Starzec, w którego gabinecie doszło do spotkania z kandydatami na prezesów PZHL-u sam reprezentuje środowisko pływackie, ale jest też gorącym kibicem hokeja, zwłaszcza Re-Plast Unii Oświęcim, która awansowała do półfinału mistrzostw Polski.
- Widać, że dla obecnych władz PZHL-u przestrzeganie prawa to najmniej ważna rzecz, a później słyszymy o horrendalnych długach. Jeśli nie objedziecie wszystkich klubów i nie zyskacie ich poparcia, to nie macie po co wchodzić na salę wyborczą. Dlatego gorąca was namawiam do zebrania większości wyborczych "szabel" - namawiał wojewoda Starzec, któremu bliskie jest środowisko hokejowe. Zwłaszcza z tym liczeniem szabel w pełni zgodził się z nim obecny na spotkaniu prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej Ryszard Niemiec, który również kibicuje odnowie hokeja.
Obraz nędzy i rozpaczy pogarszają nie tylko długi, ale też wycofująca się telewizja z transmitowania meczów ligowych, a także ekstraklasa, w której Polacy zaczynają przypominać dinozaury na wymarciu. Dziś selekcjoner Tomek Valtonen ma jeszcze z kogo rekrutować reprezentację Polski. Za dwa lata może się to nie udać. W liczących się klubach zagranicznych gra tylko pięciu Polaków. Zatem Valtonen i jego następcy nie mają takiego komfortu jak selekcjonerzy piłkarskiej reprezentacji, którzy bez zawodników z PKO Ekstraklasy spokojnie sobie poradzą.
Michał Białoński
Komentarze