To był celowy atak, prymitywny i niegodny sportowca
Piątkowe spotkanie między drużynami Stoczniowca i Podhala zakończyło się potężną bójką, w którą zaangażowali się również kibice, atakując schodzących do szatni gdańskich zawodników. - Różański potężnie uderzył krążkiem w kierunku głowy Arona, gdyby się instynktownie nie uchylił, to miałby co najmniej zmiażdżoną szczękę, o ile nie odniósłby poważniejszych obrażeń - komentował kapitan Stoczniowców, Wojciech Jankowski.
- Zjechałem właśnie z lodu, a na nasze miejsce wjechał atak Wróbla i Chmielewskiego- komentował na gorąco Wojciech Jankowski. - Podhale zdjęło bramkarza, gdyż przegrywali dwoma bramkami, ale Aronowi udało się przejąć krążek i uderzył tuż zza czerwonej na pustą bramkę. Krążek niestety trafił w słupek, a że do końca meczu zostało zaledwie kilka sekund to Aron zaczął się śmiać z samego siebie, że w meczu strzelił 3 bramki jak między słupkami był bramkarz, a teraz trafił w słupek do pustej. Gdy Aron zaczął się cieszyć, bo było pewne że w te kilka sekund Podhale nie ma szans na strzelenie dwóch bramek, z krążkiem podjechał w jego pobliże Różański i z całej siły uderzył gumę tak, że ta poleciała prosto w twarz Chmielewskiego. Nie wiem jak Aron to zrobił, ale w ostatnim momencie się uchylił, i krążek trafi w głowę Kantora, na szczęście w kask. Wówczas Arona zjechał do boksu, ale sprawę próbował "wyjaśnić"Wróbel i zaczęła się szarpanina z Barklikiem i Różańskim- od tego zajścia rozpoczęła się cała późniejsza bijatyka. Jestem zszokowany takim zachowaniem, to jest akt najwyższego wandalizmu, taki krążek uderzony z pełną siłą dwa lata temu pogruchotał szczękę Rzeszutce, a w hokeju zdarzały się również wypadki śmiertelne po trafieniu krążkiem w okolice głowy. Taki doświadczony zawodnik, jakim jest Różański, wie o tym bardzo dobrze, nie raz na pewno widział, jaką krzywdę wyrządza takie uderzenie.
- Nie mam wątpliwości, że Różański uderzał celowo i że wiedział, jaką krzywdę może wyrządzić - kontynuował kapitan Stoczniowców. - Podobnie zachował się Bakrlik, który od tyłu z pełnego zamachu uderzył Marka Wróbla kijem po nogach, jakby walił cepem, już myślałem, że Markowi nogi połamał, ale na szczęście tylko ma zbite mięśnie. Oba przypadki nie są tylko moją interpretacją, zostały odnotowane przez sędziego głównego w protokole zawodów.
- To, że na koniec była bijatyka, to w hokeju nic nadzwyczajnego, ale to co się stało już po meczu, gdy schodziliśmy do szatni, widziałem pierwszy raz w życiu - opowiadał Wojtek Jankowski. - Gdy schodziliśmy do szatni, Petera Janeczkę zaatakował jakiś kibic, który przeskoczył przez barierkę. Wówczas na pomoc poszedł mu Marek Wróbel, bo Peter jest drobny - i na łyżwach i w stroju trudno mu było coś zrobić. Nagle do Marka dopadł jakiś mężczyzna w dresie i adidasach, myślałem, że to jakiś bandzior, ale zaskoczony zobaczyłem, że to jest Dutka, który w 2 tercji dostał karę meczu i już był przebrany. Dutka doskoczył do Marka od tyłu. zaczął go tłuc po twarzy i kopać, jak jakiś bandyta. Zawodnik na łyżwach nie ma najmniejszych szans z przeciwnikiem w adidasach ubranym w dresy, a Dutka przewrócił Marka na ziemię i zaczął go kopać i bić pięściami po głowie, aż mu złamał nos. Gdy na pomoc rzucił mu się trener Obłój, to został uderzony kijem w głowę przez jakiegoś innego zawodnika z Podhala, którego twarzy nie widziałem. Stojący nad nami kibice pluli na nas, wylewali na nas jakieś napoje, rzucali kubkami - to był jakiś koszmar, a nie mecz hokejowy - komentował wzburzony kapitan Stoczniowców.
Komentarze