Oświęcimianie wygrali w Opolu
W pierwszym meczu 16. kolejki PHL Unia Oświęcim pokonała na wyjeździe Orlika Opole 4:1. Dwie bramki dla biało-niebieskich zdobył czeski napastnik Jan Daneček.
Oświęcimianie od samego początku sprawiali wrażenie drużyny lepiej poukładanej. Skutecznie bronili dostępu do swojej bramki, zagęszczając środek tercji, i odważniej atakowali. Jednak nie potrafili znaleźć sposobu na golkipera gospodarzy Johna Murraya. 27-letni Amerykanin w pierwszychdwudziestu minutach wygrał dwa pojedynki sam na sam z napastnikami gości. W 5. minucie zatrzymał szarżującego Petera Tabačka, a czternaście minut później Wojciecha Wojtarowicza.
Trzeba jednak przyznać, że "Wojtar" mógł w pojedynkę przesądzić o losach tego meczu, ale zmarnował pięć dogodnych sytuacji.
A opolanie? Z każdą minutą poczynali sobie coraz śmielej. W 33. minucie świetną okazję zmarnował Łukasz Korzeniowski. Dwumetrowy napastnik, podczas wykluczenia Mateusza Sordona, urwał się prawym skrzydłem, ale jego uderzenie nie było na tyle precyzyjne, by zaskoczyć Michala Fikrta.
Było to ostrzeżenie, z którego podopieczni Josefa Dobošanie wyciągnęli wniosków. Tuż przed zakończeniem drugiej tercji gospodarze objęli prowadzenie. W ramionach swoich kolegów utonął Sebastian Szydło, który przeciął tor lotu krążka po uderzeniu Mateusza Sordona.
- Znów raziliśmy nieskutecznością. Mieliśmy kilka sytuacji sam na sam, ale nie strzeliliśmy żadnej bramki. Po dwóch tercjach zamiast wygrywać przegrywaliśmy i to na dodatek po prostym błędzie - ocenił Mateusz Adamus, skrzydłowy biało-niebieskich.
Oświęcimianie rozpoczęli pogoń za wynikiem. Mieli jednak ogromne problemy ze znalezieniem sposobu na Johna Murraya. Strzelecki impas przełamał w końcu Adamus, który w 50. minucie dobił uderzenie Piekarskiego.
- Poszczęściło mi się pod bramką rywala, bo krążek spadł mi wprost na łopatkę kija. Długo się nie zastanawiałem i oddałem strzał z bekhendu.Wkońcu udało nam się wykorzystać liczebną przewagę- przyznał 27-letni skrzydłowy.
Później próbkę swoich nieprzeciętnych umiejętności dał Jan Daneček. Czeski napastnik w ciągu niespełna pięciu minut dwukrotnie pokonał opolskiego golkipera. Najpierw ładnie przeciągnął go w bramce i zaskoczył strzałem między parkanami, a później popisał się precyzyjnym uderzeniem tuż obok słupka. Warty podkreślenia jest fakt, iż oświęcimianie obie te bramki zdobyli podczas gry w przewadze.
Na 155 sekund przed końcem Jacek Szopiński zagrał va banque. Poprosił o czas, a następnie ściągnął z bramki Johna Murraya, wprowadzając do gry dodatkowego zawodnika. Niestety ten manewr nie przyniósł zamierzonego efektu, lecz przyczynił się do straty czwartego gola. Nieporozumienie Stanisława Wirolajniena z Barłomiejem Bychawskim wykorzystał Mateusz Bepierszcz, który posłał gumę do pustej bramki.
Po zakończeniu spotkania gospodarze mieli sporo pretensji do arbitra głównego Pawła Breskego. - Musimy grać w każdych warunkach, a sędzia w trzeciej tercji widział tylko nasze przewinienia... - przyznał mocno rozgoryczony Maciej Rompkowski. - Cóż, nie da się wygrać meczu, strzelając tylko jedną bramkę.
Powiedzieli po meczu:
Josef Doboš, trener Unii: - Zagraliśmy bardzo dobry mecz i zasłużenie go wygraliśmy. Po dwóch tercjach przegrywaliśmy 0:1, ale wykazaliśmy się konsekwencją. Wciąż graliśmy agresywnie, dobrze kryliśmy i mieliśmy trzy lub nawet cztery okazje sam na sam. Jednak za każdym razem obronną ręką wychodził z nich bramkarz Orlika. Jestem spokojny i zadowolony, bo zdobyliśmy trzy ważne punkty
Jacek Szopiński, trener Orlika: - Nie zaczęliśmy tego spotkania najlepiej. Kilka razy nasi obrońcy mocno się pogubili, a zawodnicy Unii dochodzili do sytuacji sam na sam. Nie byli jednak w stanie pokonać naszego bramkarza. W drugiej tercji było już trochę lepiej. Mieliśmy przewagę, strzeliliśmy bramkę i byłem przekonany, że wygramy ten mecz. Unia nic by nam nie zrobiła, gdybyśmy konsekwentnie grali swoje. Niestety mamy młodą drużynę i gorące głowy naszych chłopaków zadziałały... Niepotrzebnie daliśmy się sprowokować, co w konsekwencji skończyło się straconymi bramkami.
Nie da się wygrać meczu, gdy przez długi czas gra się w trzech lub czterech. W pewnym momencie, to musi pęknąć. Z naszej perspektywy arbiter pogubił się i troszkę pomógł Unii. Mecz, który powinniśmy wygrać, ostatecznie przegraliśmy.
Orlik Opole – Unia Oświęcim 1:4 (0:0, 1:0, 0:4)
1:0 – Szydło – Sordon, F. Stopiński (39:33),
1:1 – Adamus – Piekarski (49:02, 5/4),
1:2 – Daneček – Bepierszcz, Piotrowicz (51:39, 5/4),
1:3 – Daneček – Szewczyk, Adamus (56:19, 5/4),
1:4 – Bepierszcz (59:18, 4/6 – do pustej bramki)
Sędziowali: Paweł Breske (główny) – Marek Syniawa, Sławomir Szachniewicz (liniowi).
Minuty karne: 32 (w tym 10 minut za niesportowe zachowanie dla Filipa Stopińskiego) – 10.
Strzały: 18-36.
Widzów: ok. 500.
Orlik: Murray (2) – Kostek, Sordon (8); F. Stopiński (12), Szydło, Szczurek – Sznotala, M. Stopiński; Kozub (4), Korzeniowski (2), Wójcik – Semiannikow; Rompkowski (2), Harcharik (2), Wirolajnien – Duda, Zwierz, Gawlik.
Unia: Fikrt – Vosatko, Vizvary (2); Bepierszcz (2), Zdenek, Daneček – Ciura (2), Gabryś; Jaros (2), Tabaček, Wojtarowicz – Kasperczyk, Piekarski; Piotrowicz (2), Komorski, Adamus oraz Paszek, Szewczyk, Fiedor.
Trener: Josef Doboš.
Komentarze