Pięć karnych w jednej kolejce
Rzadko się zdarza, aby w jednej serii spotkań sędziowie podyktowali aż pięć rzutów karnych, a strzelcy nie zdołali zamienić ich na bramki. To wszystko miało miejsce w pierwszej kolejce PHL.
Dwa najazdy obejrzeli kibice w Krakowie, gdzie miejscowa Comarch Cracovia zmierzyła się z Naprzodem Janów. Prowadzący to spotkanie Paweł Meszyński dwukrotnie skrzyżował ręce nad głową. Do ustawionego na środku tafli krążka podjechali najpierw Damian Kapica (19. minuta), a później Krystian Dziubiński (24.), ale obaj nie zdołali znaleźć sposobu na Michała Elżbieciaka.
– Zabrakło mi miejsca, żeby odpowiednio unieść krążek – tłumaczył „Dziubek”.
Dwa rzuty karne podyktował także Maciej Pachucki w spotkaniu JKH GKS Jastrzębie z Nestą Mires Toruń (4:0). W 2. minucie Richard Bordowski znalazł się przed Michałem Plaskiewiczem, potem położył go zwodem, jednak toruński golkiper celowo wyrzucił kij. Chwilę później rozpędzony czeski skrzydłowy posłał krążek obok słupka. O krok od zdobycia gola był Michał Kalinowski, który podczas „próby nerwów” z Davidem Zabolotnym pomylił się nieznacznie, posyłając gumę w słupek.
Szansę na gola z najazdu miał także Sebastian Kłaczyński. Napastnik Polonii Bytom mógł dać bytomianom prowadzenie na ciężkim terenie w Sanoku na siedem minut przed końcem regulaminowego czasu gry, lecz jego uderzenie wybronił Puurula. Ostatecznie to sanoczanie sięgnęli po zwycięstwo.
Komentarze