Waleczne serce czeskiego defensora
Każdy trener chciałby mieć do dyspozycji zawodnika tak chętnego do gry. Jakub Šaur po piątkowym starciu z GKS-em Tychy widział tylko na jedno oko, a mimo to na własną odpowiedzialność zagrał w niedzielnym meczu z Polonią Bytom. Na dodatek ze świetnym skutkiem. Oświęcimianie wygrali 13:3, a czeski obrońca zdobył cztery punkty.
Była 8. minuta meczu. Šaur został trafiony kijem przez jednego z tyskich zawodników najpierw w powiekę, a potem w łuk brwiowy. Wychowanek Komety Brno, broczący krwią, zjechał do boksu. Aż dziw bierze, że prowadzący to spotkanie sędzia Robert Długi nie dopatrzył się w tej sytuacji przekroczenia przepisów.
Opuchlizna powiększała się z każdą chwilą. Skończyło się na tym, że 25-letni defensor nie mógł otworzyć oka. Zabiegi fizjoterapeuty przyniosły jednak zamierzony efekt i czeski napastnik wystąpił w starciu z bytomianami. Znakomicie radził sobie po obu stronach tafli, notował wiele przechwytów, a i jego punktowy dorobek znacznie się powiększył.
– Kuba zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Z meczu na mecz jest w coraz lepszej dyspozycji i jest czołową postacią naszej defensywy – powiedział Jiří Šejba, trener Unii.
HOKEJ.NET: – Czy tuż po meczu w Tychach myślałeś, że tak szybko wrócisz do gry?
Jakub Šaur, obrońca Unii: – Szczerze mówiąc obawiałem się, że czeka mnie co najmniej tygodniowa przerwa. Na szczęście udało się wrócić znacznie wcześniej, bo już na niedzielne starcie z Polonią Bytom.
Pamiętasz, jak doszło do tego zdarzenia?
– To zdarzyło się bardzo szybko, więc nic nie pamiętam. Nawet niektórzy moi koledzy z zespołu nie zarejestrowali tej sytuacji. Spotkanie było bardzo dynamiczne, chcieliśmy sprawić niespodziankę i pokonać GKS Tychy na jego terenie. Każdy był na tym mocno skoncentrowany.
Twoje oko wyglądało tak, jakbyś skończył pojedynek... z bokserem wagi ciężkiej.
– Na pewno atrakcyjnie nie wyglądałem (śmiech). Na szczęście fachowo i skutecznie zajął się mną Mirosław Zając, nasz fizjoterapeuta. Zrobił mi kilka zabiegów, które sprawiły, że opuchlizna szybciej zeszła.
Kiedy udało ci się otworzyć drugie oko?
– Dopiero w niedzielę rano. Przyszedłem na rozjazd i zgłosiłem trenerowi, że jestem gotowy do gry. Chciałem pomóc swojemu zespołowi, bo doskonale zdawałem sobie sprawę, że nasza sytuacja kadrowa nie jest zbyt komfortowa.
Pomogłeś w znacznym stopniu, bo strzeliłeś dwa gole i zaliczyłeś dwie asysty. Czy w seniorskiej karierze udało Ci się już zdobyć cztery punkty?
– Nie, to był mój pierwszy raz (śmiech). Fakt, że udało mi się tego dokonać tuż po odniesieniu urazu, dodatkowo mnie cieszy. Zresztą koledzy żartowali w szatni, że nawet z jednym okiem wpisałbym się do protokołu.
Przejdźmy może do tych dwóch goli. Najpierw mierzony strzał po lodzie, a później piękne uderzenie bez przyjęcia.
– Przy pierwszym golu widziałem, że Filip Landsman jeszcze nie wrócił w pełni na swój posterunek. Zdecydowałem się na strzał po lodzie i wpadło. Wydaje mi się, że guma odbiła się jeszcze od kija gracza Polonii.
A jeśli chodzi o moją drugą bramkę, to jestem z niej bardzo zadowolony. Dostałem dobre podanie na linię niebieską od Damiana Piotrowicza i od razu zdecydowałem się na strzał z pierwszego krążka. Guma znalazła się pod poprzeczką, co niezmiernie mnie cieszy.
Za Wami trzy rundy zmagań. Trzeba przyznać, że ostatni czas był dla Was bardzo udany. Wygraliście 10 z 13 spotkań i awansowaliście na szóste miejsce. Jesteście blisko od celu, jakim jest wywalczenie awansu do fazy play-off bez konieczności rozgrywania kwalifikacji.
– Na każde zwycięstwo ciężko zapracowaliśmy. Staraliśmy się jak najdokładniej wykonywać założenia taktyczne, krótko mówiąc – robić to, czego w danym momencie oczekiwał od nas trener. Jak widać, przyniosło to zamierzony efekt. Niemniej przed nami jeszcze dziewięć spotkań i każde z nich będzie bardzo trudne. Walka o szóstą lokatę wciąż trwa.
W tej chwili nad siódmą MH Automatyką Gdańsk macie siedem punktów przewagi. Z kolei do piątego TatrySki Podhala Nowy Targ tracicie trzy oczka. Stać Was na wyprzedzenie górali?
– W hokeju wszystko jest możliwe. Nie da się ukryć, że bardzo ważny będzie najbliższy mecz, który już w piątek (dziś – przyp. red.) rozegramy we własnej hali. Oczywiście zrobimy wszystko, by wygrać to spotkanie.
Co, Twoim zdaniem, będzie czynnikiem decydującym w tym starciu?
– Trudno powiedzieć... Przesądzą detale, bo wydaje mi się, że jesteśmy zespołami o podobnym potencjale kadrowym. Niemniej chcemy wygrać i po raz kolejny uszczęśliwić naszych kibiców. Mamy nadzieję, że znów zapełnią halę i głośnym dopingiem pomogą nam wywalczyć trzy punkty.
Z Podhalem w tym sezonie idzie Wam naprawdę nieźle. Wygraliście dwa spotkania (2:1, 5:4 k.) i przegraliście jedno 3:4.
– Zgadza się, ale musimy włożyć w ten mecz sporo serca. Zagrać z charakterem od pierwszej do ostatniej sekundy i trzymać się założeń taktycznych. Wtedy będziemy mieli spore szanse na utrzymanie tej korzystnej serii.
W niedzielę czeka Was wyjazd na trudny teren do Opola.
– To prawda. Orlik jest ekipą nieobliczalną i wciąż liczy się w walce o miejsce w „szóstce”. Spodziewamy się kolejnego trudnego spotkania, ale póki co koncentrujemy się na starciu z „Szarotkami”.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze