Łuba: Nie czułem stresu
O spotkaniach z Unią Oświęcim, fazie pucharowej i występach w pierwszym składzie Comarch Cracovii rozmawiamy z Michaelem Łubą, który w dwóch domowych meczach ćwierćfinału play-off zastąpił Rafała Radziszewskiego w bramce "Pasów".
HOKEJ.NET: Zacznijmy może od faktu, że do play-offów przystępowaliście z trzeciego miejsca, które z pewnością było poniżej waszych możliwości. Co czuliście: rozczarowanie czy może raczej taką sportową złość?
Michael Łuba: - Z pewnością odczuwaliśmy spory niedosyt i każdy z nas był mocno wnerwiony takim stanem rzeczy. Biorąc jednak pod uwagę to, że pod koniec rundy zasadniczej wpadł nam mały kryzys, a kilku czołowych zawodników złapało kontuzje to wiem, że nie można tej drużynie odmówić charakteru. Przez ostatnie dwa lata sporo mieliśmy takich sytuacji, kiedy to przegrywaliśmy 3:1 w meczach play-off, a jednak potrafiliśmy obrócić losy rywalizacji na swoją korzyść. Wiem, że jesteśmy w stanie poradzić sobie w trudnych chwilach i możemy zwyciężyć z każdym.
Mocno się stresowałeś, gdy dowiedziałeś się, że staniesz między słupkami krakowskiej bramki w spotkaniach z Unią?
- Nie było żadnego stresu czy nerwów. Próbuję cieszyć się tym wszystkim, bo każdy marzy o tym, by wystąpić w meczach o najwyższą stawkę. Chcę być pewnym punktem drużyny, ale jednocześnie chcę się tym bawić i czerpać radość z gry.
A kiedy dowiedziałeś się o tym, że to jednak Ty zagrasz? Tuż przed meczem czy wcześniej?
- Powiedzmy, że dowiedziałem się w dniu meczu. Jak już mówiłem nie stresowałem się i byłem gotowy, by godnie zastąpić „Radzika” w naszej bramce.
Czy był to najważniejszy sprawdzian w Twojej karierze?
- To ogromnie ważne mecze, a co za tym idzie duża odpowiedzialność. W przeszłości jednak występowałem już w spotkaniach o podobnym ciężarze gatunkowym. Mam tu na myśli choćby Mistrzostwa Świata do lat 20 przed czterema laty, kiedy walczyliśmy o awans do wyższej dywizji. Zobaczymy jak to będzie dalej, ja jednak jestem gotowy do rywalizacji i gry o najwyższą stawkę.
Oświęcimianie szybko jednak zdołali strzelić Ci dwa gole. Co się wtedy stało, czy nie zjadła Cię trema, bo później broniłeś wyśmienicie?
- Nic takiego nie miało miejsca. Przy pierwszym golu zawodnik gości otrzymał prezent przed bramką. Można powiedzieć, że to była tzw. „patelnia” i po prostu nie wypadało mu nie strzelić. Gdyby tego nie zrobił byłoby to dla nas niesamowite szczęście. Tak się jednak nie stało. O drugiej straconej bramce nie chciałbym się natomiast wypowiadać. Taki po prostu jest hokej. To sport, w którym wynik może się zmienić w każdej chwili. Na szczęście udało nam się odwrócić losy meczu i zwyciężyć.
W pierwszym spotkaniu wasza dominacja nie podlegała w ogóle dyskusji. A czy jednak w drugim starciu Unici czymś Was zaskoczyli?
W fazie play-off gra osiem najlepszych drużyn w kraju, każdy mecz jest inny i tutaj nie było wyjątku. Pierwsze spotkanie sporo różniło się od tego rozegranego dzień później. W środę natomiast trzecie starcie również będzie inne i trzeba spodziewać się trudnej przeprawy. Lodowisko w Oświęcimiu to ciężki teren i będziemy musieli mocno się napracować, by sięgnąć po wygraną.
Rozmawiał: Łukasz Sikora
Komentarze