Iiro Vehmanen: Chcesz zjeść pizzę – idź do pizzerii, chcesz strzelić gola – ustaw się przed bramką
IIro Vehmanen to jeden z ulubieńców oświęcimskich kibiców. Zasłużył sobie na uznanie zarówno swoim ekspresyjnym stylem bycia, jak również bardzo dobrą grą. W serii ćwierćfinałowej play-off przeciwko Tauronowi KH GKS Katowice nieprzerwanie od trzech spotkań zalicza asysty. Fin podzielił się z nami swoimi spostrzeżeniami odnośnie atmosfery w klubie i rywalizacji.
HOKEJ.NET: Czy twoim zdaniem wzorowa wręcz gra w defensywie była kluczem do wygranej 3:0 na wyjeździe z Tauronem KH GKS-em?
Wyciągnęliśmy naukę z tych pierwszych dwóch spotkań w Katowicach. Najpierw dostaliśmy osiem goli, potem sześć. Trudno w takiej sytuacji myśleć o wygranej. Jeżeli chcesz triumfować nad GKS-em, to możesz stracić co najwyżej dwie bramki i liczyć na to, że przy mądrej grze uda ci się strzelić po prostu o jedną więcej. Dzisiaj zagraliśmy na zero z tyłu i to było kluczowe w tym spotkaniu. Zagraliśmy z maksymalnym poświęceniem. To jest naprawdę klasowa drużyna, dlatego trzeba z nią grać dosłownie powyżej swojego poziomu i wtedy można na coś liczyć.
Jak mógłbyś określić różnicę pomiędzy meczami sezonu zasadniczego a play-offami? Czy to dla ciebie faktycznie zupełnie inna gra?
Różnica jest ogromna. Teraz walka trwa dosłownie o każdy centymetr lodu. Porównując do spotkań z takim drużynami jak na przykład Polonia Bytom, czy Orlik Opole, z którymi graliśmy w fazie zasadniczej, to tamte spotkania to jak hokej dziecięcy. Walka w rozgrywkach postsezonowych jest na maksa, Strasznie ciężka, podkreślę to jeszcze raz… bardzo, bardzo ciężka.
Masz 29 lat, a dopiero w ubiegłym sezonie po raz pierwszy zagrałeś w najwyższej klasie rozgrywkowej danego kraju. Było to w węgierskiej Erste Lidze, gdzie reprezentowałeś barwy Fehérvári Titánok. Mógłbyś wytłumaczyć dlaczego tak długo kazałeś na siebie czekać ekstraklasowym rozgrywkom?
Dobre pytanie (śmiech). Trudno powiedzieć, dlaczego tak wyszło. Kiedy grałem w Finlandii to zawsze byłem blisko Liigi, ale czegoś zabrakło za każdym razem i nie udało mi się w niej zadebiutować. Później postanowiłem coś zmienić, no i trafiłem do francuskiego Anglet. W ostatnim roku gry dla tej drużyny znów było bardzo blisko, żeby awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej. Przegraliśmy finałowe starcia o awans do Ligue Magnus. Jak widzisz często byłem już prawie w ekstraklasie, ale zawsze czegoś zabrakło. Teraz jestem szczęśliwy, że doświadczam gry na najwyższym poziomie w danym kraju.
Twoje początki w Unii nie były porywające jeżeli chodzi o zdobycze punktowe. Później nieźle się rozkręciłeś i obecnie masz na koncie 10 goli oraz 15 asyst, co stawia cię w najlepszej trójce obrońców oświęcimian. Czy to oznacza, że potrzebowałeś trochę czasu na aklimatyzację?
Nie wiem, czy to była akurat kwestia związana z potrzebą zaznajomienia się z nowym miejscem. W pierwszych pięciu meczach nie byłem wystawiany do gier w przewadze. W tej sytuacji ciężko mi było mieć sytuacje, w których byłbym tuż przed bramką. Nie jestem typem zawodnika, który poluje na uderzenia spod niebieskiej linii, zdecydowanie wolę być bliżej bramkarza. Szczerze mówiąc nie uważam, żeby moje umiejętności predestynowały mnie do takiej gry z dala od bramki. Ja wyznaję prostą zasadę… chcesz zjeść pizzę – idź do pizzerii, chcesz strzelić gola – ustaw się przed bramką. Ot, cała filozofia.
Pamiętam taki obrazek: po wyeliminowaniu Zagłębia Sosnowiec w fazie pre play-off zjechałeś z lodu i wręcz dopadłeś prezesa Pawła Krama ściskając go jak najlepszego kumpla. Domyślam się, że twoje relacje z zarządem są jak najbardziej w porządku?
No mam taką nadzieję, ale musisz ich o to zapytać. Lepiej, żeby też tak myśleli, jak ja (śmiech). Takie dobre relacje są właśnie kluczem do sukcesu zespołu. Nie może być tak, że w klubie funkcjonują grupki. Zarząd gdzieś z jednej strony, fińscy zawodnicy z drugiej, jeszcze gdzieś indziej Polacy. Wtedy nic nie wyjdzie. Ja zawsze podkreślam... zarząd plus polscy gracze plus fińscy zawodnicy równa się Unia Oświęcim. Wszyscy musimy trzymać się razem, być blisko siebie i dosłownie tworzyć jedną spójną rodzinę. Nie ma mowy o sukcesie, jeżeli w zespole są jakieś podziały. Tworzenie grupek, robienie różnic pomiędzy poszczególnymi graczami, odsuwanie się zarządu na bok, czy też jakieś pieprzone indywidualne popisy to jest droga na dno. Siła jest w jedności i trzeba o tym zawsze pamiętać.
Czyli z tego co mówisz wnioskuję, że obecnie atmosfera w szatni Unii jest dobra. Czy tak?
Naprawdę dobra. Nie tylko dobra, ale wyśmienita. Mogę uczciwie przyznać, że jest zupełnie inaczej niż w sezonie zasadniczym, kiedy po prostu ciężko nam się grało.
Ale ta gra w sezonie zasadniczym była chyba wypadkową wielu sytuacji, które działy się wokół drużyny: mała ilość treningów w grudniu, kiedy trzeba było tak naprawdę ładować akumulatory, w konsekwencji pożegnanie trenera Jiříego Šejby, niezadowolenie kibiców z dyspozycji zespołu, odejście Miloslava Jáchyma i Aleša Ježka w atmosferze wzajemnych nieporozumień. Pewnie to wszystko nie oddziaływało dobrze na waszą szatnię. Zgadza się?
My zawsze staraliśmy się być blisko siebie, ale coś się nie zazębiało. Myślę, że potrzebowaliśmy też wreszcie zacząć dobrze grać. To nieźle nakręca zespół. A poza tym ten ciężki czas, który przeszliśmy dał nam doświadczenia, z których umiemy teraz korzystać. Już wiemy jak może być i szanujemy, wręcz celebrujemy to jak idzie nam obecnie.
Czy kibice biało-niebieskich mogą liczyć na to, że żywiołowy, zawsze uśmiechnięty Fin zostanie z nimi na dłużej?
Dla mnie sprawa jest dosyć prosta. Jeśli Unia będzie mnie chciała, to ja chętnie zostanę w Oświęcimiu. Patrząc na to jaka teraz jest atmosfera w klubie, to któż nie chciałby tutaj zostać? Na pewno chętnie reprezentowałbym biało-niebieskie barwy dalej. Czuję się w Unii świetnie.
Rozmawiał: Dawid Antczak
Komentarze