Mariusz Jakubik: Nigdy nie byłem dobrym strzelcem
Przez ostatnie dni Mariusz Jakubik był na ustach kibiców oświęcimskiej Unii. Nie ma w tym nic dziwnego, bo w spotkaniu z Zagłębiem zagrał wręcz fenomenalnie. Zdobył trzy bramki i zapisał na swoje konto punkt za asystę. Z 30-letnim napastnikiem rozmawiamy między innymi o mankamentach w grze biało-niebieskich i o piątkowym spotkaniu z mistrzem Polski.
HOKEJ.NET: – Kiedy ostatni raz skompletowałeś hat-tricka?
Mariusz Jakubik: – Nie pamiętam. Chyba było to jeszcze za czasów, gdy Firma Chemiczna Dwory sprawowała pieczę nad naszym klubem… Ale nigdy nie byłem dobrym strzelcem (śmiech).
Jednak o twoim wyczynie zrobiło się ostatnio głośno. Zwłaszcza bramka zdobyta przez ciebie na dwie sekundy przed końcem pierwszej odsłony była szczególnej urody...
– Miałem taki zamiar, by zakończyć akcję strzałem, ale przyznam, że nie mierzyłem w okienko. Chciałem posłać gumę tuż nad parkanami bramkarza. Zerknąłem więc, jak ustawiony jest Dzwonek , a później skupiłem już uwagę na krążku i na tym, co robi obrońca rywali. Cieszę się, że wpadło.
Bramka "do szatni" podłamała rywali, ale wydaje się, że z sosnowiczan zeszło powietrze dopiero wtedy, gdy stracili trzeciego gola...
– To prawda. W zasadzie od stanu 3:1 mieliśmy ten mecz pod kontrolą i skupialiśmy się już głównie na grze w destrukcji. Nie chcieliśmy, żeby to zwycięstwo wymknęło nam się z rąk.
Udało wam się także strzelić trzy bramki w przewadze, co na pewno należy zapisać po stronie plusów...
– Zgadza się, przewagi to nasza pięta achillesowa. W zasadzie ciężko mi teraz odpowiedzieć, dlaczego tak jest. Być może nie wypracowujemy obrońcom klarownych okazji do oddania strzału z niebieskiej, a może po prostu zbyt długo holujemy krążek i nie "pracujemy" przy bramkarzu rywali.
Z drugiej strony ten element jest bolączką wszystkich drużyn grających w Polskiej Lidze Hokejowej.
Tymczasem, gdy głębiej przyjrzymy się statystykom, to znajdziemy w nich informację, że jesteście zespołem, który zdobył do tej pory najwięcej bramek podczas gier w przewadze. Było ich dokładnie 24, przy 23 Sanoka i GKS-u Tychy...
– Jestem zaskoczony tą statystyką, ale podtrzymuję to, co powiedziałem wcześniej. Musimy nad tym elementem sporo popracować.
Po spotkaniu z Zagłębiem macie chwilę na złapanie oddechu przed ciężkim wyjazdem do Sanoka. Z uwagi na udział sanoczan w Pucharze Kontynentalnym i ciężki mecz z Cracovią, przewaga kondycyjna powinna być po waszej stronie?
– W tym aspekcie powinno być dokładnie tak jak mówisz, ale dwa dni na regeneracje, to naprawdę sporo czasu. Poza tym Sanok ma naprawdę szeroką kadrę, więc nie wydaje mi się, żeby zabrakło im pary.
Liczycie na powtórkę z dwóch poprzednich spotkań?
– Nie mamy nic przeciwko. Musimy zagrać konsekwentnie w obronie i nie możemy pozwolić sanoczanom nabrać tempa. Gramy na wyjeździe, więc zdajemy sobie sprawę z tego, że możemy mieć niewiele sytuacji do strzelenia gola. Ważne jest to, abyśmy wykorzystywali każdy, nawet najmniejszy błąd sanoczan. To będzie kluczowe dla losów spotkania.
Jesteś nominalnym środkowym, ale ostatnio chyba lepiej czujesz się na skrzydle...
– Na pewno, na skrzydle jest troszkę mniej pracy w defensywie. Na środku nie można sobie pozwolić na chwilę zawahania, cały czas trzeba się przemieszczać, przeszkadzać rywalom. Spóźniona reakcja może zakończyć się stratą gola.
Jeśli chodzi o zmianę pozycji, to być może trener uznał, że więcej daje drużynie jako skrzydłowy i dlatego ustawił mnie w ataku z Peterem Tabaczkiem i Wojtkiem Wojtarowiczem. Na razie gra nam się dobrze układa. Zobaczymy, jak będzie dalej.
Rozmawiał Radosław Kozłowski
Komentarze