Peter Mikula: Największy problem moich graczy? Mentalność
O celach na sezon 2013/2014, słabościach polskich zawodników i wadze przygotowania mentalnego rozmawiamy z opiekunem biało-niebieskich Peterem Mikulą.
O Polsce i Oświęcimiu…
- Polska to ładny kraj. Podoba mi się tutaj, choć odrobinę do życzenia pozostawiają wasze drogi. Są kręte i dziurawe (śmiech).
Jeśli natomiast chodzi o Oświęcim, to jest to ładne, urokliwe miasto, ale brutalnie naznaczone historią. Żyje mi się tutaj prawie tak samo, jak w Zwoleniu, może ze względu na podobną liczbę mieszkańców.
O polskiej lidze…
- Zastanawiające jest to, gdzie ta liga była kiedyś, a gdzie jest obecnie. Pokutuje to, że na początku lat 90. nie zdecydowano się na szereg reform.
Jestem w Polsce od niespełna dwóch miesięcy i nie mogę krytykować poszczególnych elementów. Mogę co najwyżej ogólnikowo stwierdzić, że jeśli chodzi o organizację, to słowacka ekstraliga wypada pod tym względem znacznie lepiej. Poza tym brakuje utalentowanej młodzieży, czyli narybku, z którego można wybrać, a następnie oszlifować kilka diamentów.
U nas na Słowacji też w ostatnim czasie coraz mniej dzieci garnie się do hokeja, a to boli każdego trenera.
O tym jak trafił do oświęcimskiej Unii…
- To „sprawka” mojego agenta. Powiedział mi, że jest oferta pracy w Oświęcimiu i że jest tam drużyna złożona z młodych i kilku starszych zawodników, która wymaga przebudowy.
Przyznam szczerze, że po tym, co mnie spotkało na Słowacji chciałem spróbować czegoś nowego i oczyścić swoją głowę z tamtej niemiłej sytuacji. Dlatego postanowiłem związać się z Unią i podpisać kontrakt do końca sezonu. Długo się nad tym nie zastanawiałem, ba, nawet nie kontaktowałem się ze słowackimi trenerami, którzy mieli styczność z polską ligą.
Swoją drogą Węgrzy mają Finów i Szwedów, Austriacy Kanadyjczyków, więc i ja trafiłem do Polski.
O mistrzostwie zdobytym ze Zwoleniem i późniejszym odejściu z klubu…
- Mistrzostwo było ukoronowaniem ciężkiej pracy, jaką wykonaliśmy razem z zespołem. A o kulisach mojego odejścia ze Zwolenia nie chciałbym już rozmawiać. To sytuacja między mną a osobą decyzyjną tamtego klubu. Staram się nie komentować tej sytuacji, zresztą ten pan też wstrzymuje się od opinii na ten temat. Ale skoro w Polsce interesujecie się tym problemem, to chyba rzeczywiście coś było nie tak.
O wadach polskich zawodników...
- Największym problemem polskich zawodników jest przede wszystkim poruszanie się po lodzie, czyli to „korčuľovanie”, o którym wielokrotnie już wspominałem. Poza tym niektórym zawodnikom wydaje się, że mogą robić sobie to, co chcą. Brakuje im pokory, systematyczności i przede wszystkim dyscypliny. Hokej to sport wymagający wielu wyrzeczeń i poświęceń. Kibice, którzy przychodzą na mecz, żądają walki, zadziorności i dobrego poziomu.
O najlepszych drużynach w PHL…
- Wydaje mi się, że najlepiej prezentują się 1928 KTH Krynica i GKS Tychy. Tyszanie grają fajny, ofensywny hokej, a Dream Team pokazał, że ma wielu doskonałych graczy, którzy znakomicie ze sobą współpracują.… Z Sanokiem, Cracovią, JKH i z pozostałymi zespołami można grać, ale trzeba być skoncentrowanym przez całe sześćdziesiąt minut oraz realizować założenia taktyczne.
O systemie taktycznym Unii…
- Nasz system zależy od tego z kim gramy. Nie mogę powiedzieć, byśmy trzymali się jednego schematu taktycznego. Po prostu reagujemy na bieżąco. Staramy się ustawić drużynę w ten sposób, by jak najlepiej wykorzystać umiejętności poszczególnych zawodników i neutralizować najmocniejsze strony rywali.
O stracie punktów…
- Przeanalizujmy wszystkie mecze. Na pewno szkoda pierwszych meczów z Tychami i z Krynicą. Mogliśmy w nich zdobyć przynajmniej po jednym punkcie. Przyznam szczerze, że nie jestem w stanie zrozumieć straty czterech punktów w spotkaniach z Podhalem. No i dochodzimy w końcu do meczów z Cracovią. Byliśmy w nich na bakier ze skutecznością i popełnialiśmy fatalne błędy w obronie. Przegraliśmy, choć to my byliśmy stroną dyktującą warunki gry.
Wydaje mi się, że przy odrobinie szczęścia moglibyśmy nawet zdobyć o dziesięć punktów więcej. Wtedy bylibyśmy chyba na czwartym miejscu.
O przygotowaniu mentalnym...
- Teraz pojawia się pytanie, czy jesteśmy w stanie wygrywać z silniejszymi? Do tego potrzebna jest mocna psychika, i mentalność – taka chęć zwycięstwa za wszelką cenę. Tu diagnozowałbym największy problem mojego zespołu. Każdy zawodnik musi wierzyć i powiedzieć sobie w głębi duszy, że chce wygrywać. Jeśli prowadzimy 3:1 po dwóch tercjach, to trzeba zrobić wszystko, by zabezpieczyć tyły i dowieźć zwycięstwo do końca.
O celach na sezon 2013/2014...
- Cele? Przede wszystkim ciężka i systematyczna praca. Chciałbym, aby kontuzje omijały nas szerokim łukiem. Zresztą mieliśmy już sporego pecha i ciężkie urazy wykluczyły z gry Filipa Komorskiego i Jerzego Gabrysia.
Ja ze swojej strony mogę obiecać, że dołożę wszelkich starań, aby drużyna pracowała efektywnie i grała coraz lepiej. Mamy w składzie graczy, którzy potrafią strzelać bramki. Muszą się przełamać no i... znów wracamy do sfery mentalnej.
Od razu chciałem zaznaczyć, że nie przyszedłem tutaj, by kogoś "cisnąć". Staram się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. Być dla zawodników przewodnikiem, pokazywać im błędy, ale także doceniać to, co robią dobrze.
O wzmocnieniach...
- Można długo dyskutować, czy sprowadzenie dwóch zawodników przełożyłoby się na skok jakościowy zespołu. W mojej opinii najpierw powinniśmy popracować nad sferą mentalną obecnych graczy.
Rozmawiałem w październiku z prezesami i ustaliliśmy, że na razie będziemy grać takim składem, jaki mamy. Co będzie później? Czas pokaże. Wszystko zależy od sponsorów, dlatego póki co skupiam się nad tym, co jest teraz.
Szkoda, że nie udało się pozyskać doświadczonego defensora Juraja Durczo, który zdecydował się na grę na Słowacji (w Dukli Trenczyn – przyp. red.).
O problemach słowackich drużyn...
- Problemy na Słowacji są podobne do tych w Polsce. Są drużyny stabilniejsze finansowo, takie jak HC Koszyce i te w gorszej kondycji. Zresztą, z tego, co zdążyłem się już dowiedzieć, w Polsce jest podobnie. Tutaj problemy mają HC GKS Katowice i 1928 KTH Krynica.
O dołączeniu polskich drużyn do ligi słowackiej…
- Połączenie lig nie miałoby sensu. Poziom na Słowacji jest wyższy niż w Polsce i to nie podlega dyskusji. W zasadzie im bliżej play-off, to ta różnica jest wyraźniejsza. Owszem dwa polskie kluby złożone z graczy ocierających się o reprezentację i wzmocnione solidnymi obcokrajowcami mogłyby konkurować z drużynami słowackimi. Wtedy miałoby to sens. Niemniej równie ważne jest to, żeby te dwie ekipy szkoliły młodzież i robiły to zgodnie z obowiązującymi regułami.
Wysłuchał Radosław Kozłowski
Komentarze