Jarosław Różański: Mam sobie coś do udowodnienia
Rozmowa z Jarosławem Różańskim, który po dwóch latach spędzonych w Oświęcimiu, wraca do Nowego Targu i w sezonie 2014/2015 będzie reprezentował „Szarotki".
Jak to mówią, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej...
- Dokładnie. Wracam do domu i bardzo się z tego cieszę. Zawsze podkreślałem, że chciałbym swoją karierę zakończyć tam gdzie ją rozpocząłem. Obecne władze klubu z Nowego Targu dały mi taką możliwość. Zaufali mi, a ja postaram się im odpłacić na lodzie, swoją dobrą grą. Na pewno nie wracam, by „odbębnić" swoje i w spokoju doczekać sportowej emerytury. Sam sobie mam sporo do udowodnienia po zeszłym, nieudanym dla mnie sezonie, kiedy moja rola w zespole z Oświęcimia, ograniczała się do tzw. „zapchajdziury". Chcę się przekonać, czy faktycznie jestem już tak słabym zawodnikiem, za jakiego uchodziłem w oczach sztabu trenerskiego czy może po prostu to oni się pomyli, odstawiając mnie na boczny tor.
Z jakimi oczekiwaniami wracasz do Nowego Targu? Co w Twojej opinii możesz dać tej drużynie?
- Myślę, że przede wszystkim doświadczenie, którego tej młodej drużynie brakowało w zeszłym sezonie. To był bardzo ciekawy zespół, waleczny, ambitny, ale pozbawiony graczy z bagażem doświadczeń, potrafiących w trudnych chwilach wstrząsnąć zespołem, wziąć na siebie ciężar gry i wyników, ściągając tym samym z tych młodych chłopaków presję, która jak pokazał zeszły sezon mocno „powiązała" im nogi w niektórych spotkaniach. Oczywiście to nie jest tak, że przyjdzie Jarek Różański i od razu będziemy grać o medale. Choć nie ukrywam, że chciałbym skończyć karierę jako mistrz Polski. To takie moje ciche marzenie. Żadnych obietnic i deklaracji nie będę jednak składał. Zobaczymy jaki ostatecznie uda się zmontować skład. Wtedy będzie można coś więcej mówić o konkretach.
Nie brakuje złośliwych ludzi, którzy mówią, że wracasz do Podhala bo nie miałeś innych ofert...
- Przede wszystkim zacznijmy od tego, że generalnie nie rozważałem innej opcji niż powrót do Podhala. Prawdę mówiąc bliski powrotu byłem już w grudniu zeszłego roku. Gdybym się tutaj nie dogadał, gdyby nie było propozycji powrotu do Nowego Targu to prawdopodobnie skończyłbym z hokejem. Dosyć już miałem tułaczki. Dwa lata poza domem już mi wystarczy. A co do tych, którzy mają o mnie inne zdanie, to trudno, mają do tego prawo. Myślę, że swoje już dla polskiego i nowotarskiego hokeja zrobiłem. Dla mnie najważniejsze jest to, że widzą mnie w zespole zarówno działacze, trener, ale przede wszystkimi zawodnicy, którzy dają mi do zrozumienia, że jestem potrzebny tej drużynie.
A czujesz się na siłach aby być liderem zespołu?
- Tu nie chodzi czy ja się czuje, czy nie. To trener wyznacza, kto jaką ma pełnić w zespole role. Wszystko zweryfikuje sezon. Czuję, na przekór wielu opiniom, że mogę jeszcze tej drużynie pomóc. Poza tym liderem zespołu powinni być zawodnicy 25-26 letni. To właśnie najlepszy wiek dla hokeisty. Oczywiście nie odżegnuje się od roli lidera. Jeżeli będą wobec mnie takie oczekiwania, to postaram się im podołać.
W zeszłym sezonie Podhala borykało się głównie z problemami defensywy. Ty zaczynałeś swoją przygodę z hokejem jako obrońca. Czuł byś się teraz na siłach, aby wrócić na tą pozycję?
- To nie ode mnie zależy. Jeżeli będzie taka wola trenera, to dlaczego nie? Nie widzę problemu. Zawsze moim atutem była uniwersalność. Trzy-cztery treningi i myślę, że poradziłbym sobie w defensywie. Podkreślam jednak, że będę grał tam gdzie widzi mnie trener.
Jak ocenisz te dwa lata spędzone w Oświęcimiu? O ile pierwszy sezon był udany, o tyle ten drugi raczej taki już nie był.
- Zachowam te miłe wspomnienia. Było ich na szczęście więcej, niż tych złych. Pierwszy sezon był bardzo dobry. Zaufali mi trenerzy, Tomek Piątek i Waldek Klisiak, ustawili mnie w ataku z Jarkiem Rzeszutko i Siergiejem Chomką, a później z Damianem Piotrowiczem. Dało to dobry efekt. Początek drugiego też nie był zły. Potem jednak zespół przejął trener Mikula i z niewiadomych mi przyczyn moja rola w zespole mocno się zmieniła. Zacząłem grać „ogony". Byłem rzucany po wszystkich formacjach. Grali ci, których sprowadził trener Mikula. Próbowałem sobie to jakoś wytłumaczyć. Nie było więc łatwo, ale zacisnąłem „zęby" i doczekałem końca sezonu. Jasne było, że jeżeli w Oświęcimiu zostanie trener Mikula, to nie będzie dla mnie miejsca w drużynie. Dla mnie najważniejsze jest to, że do dzisiaj odbieram pozytywne sygnały od kibiców Unii. Myślę, że wzbudziłem u nich szacunek swoją postawą na lodzie, ale i poza nim. Chciałbym podziękować za te dwa lata państwu Beacie i Adamowi Klęczarom, byłemu już prezesowi Arturowi Januszykowi, zarządowi, kolegom z drużyny oraz kibicom klubu z Oświęcimia.
Rozmawiał Maciej Zubek
Komentarze