Fikrt: Trzy punkty z Sanokiem to skarb
- Nikt nie oczekiwał, że zdobędziemy w Sanoku trzy punkty. Trener Josef Doboš przed meczem mówił nam, że każde zdobyte oczko będzie na miarę złota - przyznał Michal Fikrt, bramkarz oświęcimskiej Unii, który broniąc 59 uderzeń rywali, poprowadził swój zespół do zwycięstwa z Ciarko PBS Bank KH Sanok.
HOKEJ.NET: - Pamiętasz, kiedy po raz ostatni rywale oddali na Twoją bramkę ponad 60 strzałów?
Michal Fikrt, bramkarz Unii: - O takich spotkaniach naprawdę ciężko zapomnieć (śmiech). Był to moje pierwsze spotkanie z Sanokiem (2 października 2012 - przyp. red.), a naszym trenerem był wówczas Tomasz Piątek. Przegraliśmy tam 2:3 po karnych, a rywale strzelali na moją bramkę bodaj 64 razy. Równie udany mecz zaliczyłem w barwach Acroni Jesienice z mistrzem EBEL EC Red Bull Salzburg. Wtedy wygraliśmy na wyjeździe 3:2, a bilans strzałów wynosił 67 do 15 na korzyść Austriaków.
Spotkanie z mistrzem Polski nieźle się dla Was zaczęło. Wykorzystaliście grę w przewadze i zdobyliście bramkę do szatni.
- Priorytetem było to, żeby jak najdłużej nie stracić gola i utrzymać korzystny wynik. W meczach z Sanokiem jest to niezwykle ważne. Tymczasem po pierwszej tercji prowadziliśmy 1:0. Po przerwie rywale doprowadzili do wyrównania, ale później - w ciągu 77 sekund - zadaliśmy trzy ciosy.
W tym miejscu na usta aż ciśnie się pytanie, dlaczego nie udało się utrzymać wyniku 4:1 przynajmniej do zakończenia drugiej tercji?
- Ciężko powiedzieć. Być może pozwoliliśmy sobie na chwilę zbyt dużego rozprężenia. Popełniliśmy kilka błędów i musieliśmy się ratować faulami. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że kar Macieja Szewczyka i Lubomira Vosatki po prostu nie dało się uniknąć. Były to wykluczenia taktyczne i gdyby ich nie było, to te sytuacje mogłyby się zakończyć bramką.
Gdybyście nie dowieźli korzystnego wyniku do końcowej syreny, to potem moglibyście mocno żałować...
- Zgadza się. Ciężko jest strzelić Sanokowi cztery gole, tym bardziej na jego tafli. Ale najważniejsze jest to, że wszystko dobrze się skończyło. Mamy zwycięstwo i trzy punkty.
Ta wygrana smakuje zapewne jeszcze lepiej, bo byliście w tym sezonie pierwszą ekipą, która pokonała mistrzów Polski na ich terenie.
- Nawet nie wiedziałem o tej statystyce. Z drugiej strony ktoś w końcu musiał przełamać te serię. Możemy się tylko cieszyć, że było to naszym udziałem.
Na dodatek wygraliście, mając do dyspozycji zaledwie trzy formacje.
- Owszem. Nikt nie oczekiwał, że zdobędziemy w Sanoku trzy punkty. Trener Josef Doboš przed meczem mówił nam, że każde zdobyteoczkobędzie na miarę złota.
Zatem trzy oczka, to prawdziwy skarb.
- Można tak powiedzieć. Naprzód Janów pokazał, że można wygrać z JKH GKS Jastrzębie, to również chcieliśmy sprawić niespodziankę podobnego kalibru.
Mówiło się o tym, że słabo gracie w przewagach, tymczasem w meczu z Sanokiem wykorzystaliście aż trzy z pięciu takich okresów.
- Wiedzieliśmy, że Sanok będzie nas wysoko atakował, dlatego staraliśmy się podejmować decyzje najszybciej, jak było to tylko możliwe. Poza tym na bramkarzu rywali cały czas pracował nasz napastnik. I to właśnie miało wpływ na skuteczną grę w przewadze. Ułamki sekund w hokeju są bardzo, ale to bardzo ważne.
Teraz przed Wami kolejne dwa ciężkie mecze, z tyszanami i jastrzębianami. W piątek gracie we własnej hali, która z pewnością zapełni się bardziej niż zazwyczaj. Nie obawiacie się, że taka liczba fanów nieco Was sparaliżuje?
- Bardzo dobrze gra mi się przy pełnych trybunach. W ostatnich spotkaniach kibice nie dopisali, ale wierzę, że w piątek przyjdą i swoim dopingiem pociągną nas do jeszcze lepszej gry, jak to było w poprzednim sezonie z Cracovią i właśnie z Tychami. Na pewno damy z siebie 110 procent.
Jesteś w Oświęcimiu już trzeci sezon i doskonale wiesz, jakim ciężarem gatunkowym obarczone są te spotkania...
- Oczywiście. To takie lokalne derby. Atmosfera tych meczów jest porównywalna do spotkań Acroni Jesenice z Olimpiją Lublana, w których miałem okazję zagrać.
W niedzielę udajecie się do Jastrzębia. Meczu z pierwszej rundy z pewnością nie będziecie miło wspominać, bo przegraliście aż 1:8.
- Bez dwóch zdań, bo był to nasz najsłabszy mecz w tym sezonie. Od samego początku nic nam nie wychodziło. Teraz mamy na swoim koncie serię pięciu zwycięstw z rzędu i jesteśmy podbudowani psychicznie. Na pewno będzie łatwiej.
Rozmawiał Radosław Kozłowski
Komentarze