Szopiński: O ocenie trenera zawsze decydują wyniki
Ostatni wywiad z Tedem Nolanem wywołał sporą burzę w środowisku hokejowym. Do słów doświadczonego kanadyjskiego szkoleniowca postanowili odnieść się trenerzy pracujący w Polskiej Hokej Lidze. Tym razem zamieszczamy komentarz Jacka Szopińskiego, trenera PGE Orlika Opole.
- Nikt nie podważa wiedzy i doświadczenia trenera Teda Nolana, ale szkoda, że nie wziął tej porażki na klatę, tylko szukał dziury w całym. Mówienie o tym, że w Polsce pracujemy w oparciu o metody z lat sześćdziesiątych jest trochę niestosowne. Sam na pewno tego nie zaobserwował, bo nie przebywał na treningach naszych krajowych zespołów. W tym miejscu trzeba zapytać, kto udzielił mu takich informacji?
Z drugiej strony nie wiem, których trenerów dokładnie miał na myśli. Czy był to ogół szkoleniowców pracujących w naszej lidze, czy może chodziło mu wyłącznie o Polaków. Przecież nie od dziś wiadomo, że trzon kadry stanowią zawodnicy z Cracovii i GKS-u Tychy, w których pracuje się w oparciu o czeskie i wschodnie standardy.
Gdy Ted Nolan obejmował reprezentację, nie znał poziomu polskiego hokeja i realiów, które tu panują. Otwarcie mówił o tym, że w ciągu dwóch lat Polska awansuje do elity. Niestety spadliśmy do trzeciej światowej ligi, a o ocenie pracy trenera zawsze decydują osiągane wyniki.
Przyznam, że troszkę zdziwiła mnie wypowiedź trenera Nolana, który usprawiedliwał porażkę przemęczeniem zawodników. W moim przekonaniu nasi gracze byli raczej nieprzygotowani do tego turnieju. Wydaje mi się, że lepszy wynik osiągnęliby wówczas, gdyby pojechali na niego tuż po zakończeniu rozgrywek ligowych. Długa przerwa mocno rozregulowała ich organizmy.
Każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli chcemy nawiązać walkę z zespołami z zaplecza elity, to musimy być dobrze "najeżdżeni" i silni fizycznie. Wtedy gramy znacznie lepiej i przede wszystkim konsekwentniej. Idealnie byłoby, gdyby finały play-off były wydłużone, jak choćby we Włoszech. Proszę zwrócić uwagę na Arona Chmielewskiego i Pawła Dronię. Obaj przyjechali do Budapesztu z marszu i w turnieju radzili sobie znakomicie. Dlaczego? Bo byli w rytmie meczowym.
Gdyby cały nasz zespół był w optymalnej dyspozycji, to z pewnością utrzymałby się w tej dywizji, a przy pozytywnym splocie pewnych okoliczności, mógłby nawet znaleźć się w dwójce najlepszych ekip.
Na sam koniec chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Otóż ligowy terminarz w tym sezonie wyglądał po prostu fatalnie. Mecz za meczem, potem trzy tygodnie przerwy i znów ligowa gonitwa. I tak w kółko. Pierwszą ligową przerwę mieliśmy już we wrześniu, a towarzyski mecz z Węgrami można byłoby rozegrać z marszu. Żadne szanujące się rozgrywki na takie coś nigdy sobie nie pozwolą. Terminarz był ułożony tylko pod reprezentację, ale jak widać - na niewiele się to zdało.
Komentarze