Nikt na nich nie stawiał. Puchar trafił w ich ręce
Hokeiści JKH GKS-u Jastrzębie w finale Pucharu Polski pokonali TatrySki Podhale Nowy Targ 4:0 i po raz drugi w swojej historii sięgnęli po to trofeum. – Dedykujemy je naszym kibicom, którzy fantastycznie nas wspierają – powiedział Tomáš Komínek, który z trzema bramkami został królem strzelców całego turnieju.
Spotkanie mogło podobać się nawet najbardziej wybrednym kibicom. Nie zabrakło w nim zadziorności, twardej walki i świetnych interwencji bramkarskich. Przemysław Odrobny dobrze obronił uderzenia Martina Kasperlika, Jana Homera i Kamila Wróbla. Z kolei Ondřej Raszka w sobie tylko znany sposób zatrzymał uderzenie Jarosława Różańskiego, którego świetnym podaniem zza bramki odnalazł Eetu Koski.
Kluczowa dla losów spotkania okazała się druga odsłona. Już na jej początku podopieczni Roberta Kalabera objęli prowadzenie. Uderzenie Vladimíra Lukáčika skutecznie poprawił Tomáš Komínek i „Wiedźmin” musiał po raz pierwszy wyciągnąć gumę z siatki. Jastrzębianie poszli za ciosem w 30. minucie na 2:0 podwyższył Kamil Wałęga, który zmienił tor lotu krążka po uderzeniu Jakuba Michałowskiego.
– Te bramki dodały nam pewności siebie, ale muszę przyznać, że na każde trafienie solidnie zapracowaliśmy– zaznaczyłKomínek.
Widząc taki obrót spraw, trener Tomek Valtonen w 33. minucie poprosił o czas. Starał się uspokoić swoich podopiecznych i zmotywować ich do dalszej walki. Ale na nic się to zdało, bo chwilę później trzeciego gola zdobył Artiom Dubinin. Rosły Rosjanin wykorzystał fakt, iż nowotarscy obrońcy pozostawili mu zbyt dużo miejsca i odważnie wjechał przed bramkę, a następnie zaskoczył Przemysława Odrobnego pewnym uderzeniem pod poprzeczkę.
Nowotarżanie w ataku byli wyjątkowo nieporadni. Mieli spore problemy ze znalezieniem sposobu naOndřeja Raszkę. Gdy w 47. minucie na ławkę kar trafił Jakub Kubeš, trener „Szarotek” wycofał bramkarza. Jednak ten manewr nie przyniósł zamierzonego efektu bramkowego.
Chwilę później Martin Kasperlik umieścił gumę w siatce, ale sędzia Paweł Meszyński po analizie wideo nie zaliczył tego trafienia, bo uznał, że nim krążek przekroczył linię bramkową Przemysław Odrobny celowo poruszył bramkę. Dwuminutowe wykluczenie dla„Wiedźmina” nie budziło więc żadnych kontrowersji.
W 54. minucie Tomek Valtonen znów wycofał bramkarza, ale tym razem ten manewr zakończył się stratą czwartego gola. Pieczęć na zwycięstwie postawił Łukasz Nalewajka, który nie miał problemu z umieszczeniem krążka w pustej bramce.
Powiedzieli po meczu:
Tomek Valtonen, trener Podhala: – Gratuluję Jastrzębiu bardzo dobrego meczu i wywalczonego Pucharu. Byli dzisiaj bardzo dobrze zorganizowaną drużyną. Grali naprawdę bardzo dobrze, a my nie mieliśmy dzisiaj żadnych argumentów. Taki jest sport. Mimo wszystko uważam, że cały czas idziemy do przodu.
Robert Kalaber, trener JKH: – Dziękuję za gratulacje. Zagraliśmy inaczej niż przeciwko Tauronowi KH GKS-owi Katowice i to przyniosło efekt. Pierwsza bramka, którą zdobyliśy, nas uspokoiła. Potem byliśmy konsekwentni i z każdą minutą nasza wiara w to, że możemy wygrać ten mecz rosła. Bardzo dziękuję każdemu ze swoich zawodników.
TatrySki Podhale Nowy Targ – JKH GKS Jastrzębie 0:4 (0:0, 0:3, 0:1)
0:1 - Tomáš Komínek - Vladimír Lukáčik, Peter Fabuš (20:25),
0:2 - Kamil Wałęga - Jakub Michałowski, Dominik Paś (29:29, 4/4),
0:3 - Artiom Dubinin - Kamil Wróbel, Radosław Nalewajka (33:09),
0:4 - Łukasz Nalewajka - Jan Homer (57:40, 5/6, do pustej bramki).
Sędziowali: Michał Baca, Paweł Meszyński (główni) – Mateusz Bucki, Paweł Kosidło (liniowi).
Minuty karne: 8-8.
Strzały: 27-25.
Widzów: ok. 1800.
Podhale: Odrobny (2) – Wajda, Tolvanen; Różański, Dziubiński, Koski – Jaśkiewicz, Kolusz; Sammalmaa, Neupauer, Guzik (2) – Hovinen, Moksunen (4); Siuty, Zapała, Michalski – Mrugała, Dutka; Worwa, D. Kapica, Słowakiewicz.
Trener: Tomek Valtonen.
JKH GKS Jastrzębie: Raszka – Homer (2), Lukáčik; Kominek, Fabuš, Kasperlik (2) – Grof, Michałowski; Wróbel, Dubinin, R. Nalewajka – Kantor, Gimiński; Jarosz, Kulas, Ł. Nalewajka – Sulka, Kubeš (2); Wałęga, Sołty, Paś (2).
Trener: Robert Kalaber.
Komentarze