Tom Coolen: Niektórych rzeczy nigdy nie zrozumiem (część I)
Trener Tauronu KH GKS Katowice znalazł sposób na rozpędzoną Comarch Cracovię. Taką tezą można postawić po dwóch ostatnich meczach serii półfinałowej zakończonych wygranymi jego podopiecznych. O tegorocznych play-offach, a także wydarzeniach wcześniejszego etapu sezonu rozmawialiśmy w pierwszej części wywiadu z sympatycznym Kanadyjczykiem.
HOKEJ.NET: Czy lubi pan horrory?
Tak, oglądam czasami.
Patrząc na to jak Tauron KH GKS Katowice poczyna sobie w tegorocznych play-offach nie sposób nie mieć przekonania, że to jeden wielki horror. Zgodzi się pan z tą opinią?
Ja myślę, że ta obecna seria półfinałowa jest horrorem dla obu drużyn. Jak w dobrym filmie są wzloty i upadki, akcja jest dynamiczna i zmieniająca się. Ale tak naprawdę prawdziwy horror rozegra się dla jednej z tych ekip w momencie zakończenia rywalizacji.
Miroslav Kopřiva, bramkarz Comarch Cracovii spisywał się bardzo dobrze przez pierwsze cztery mecze serii półfinałowej. Widać było, że ciężko wam pokonać tego golkipera. Dziś zaaplikowaliście mu pięć goli. Czy to oznacza, że coś zostało przełamane i teraz będzie już łatwiej umieszczać krążek w jego siatce?
Pamiętajmy, że każdy mecz to nowa gra. Naprawdę ciężko powiedzieć, czy dzisiaj wpuszczone przez niego bramki będą miały jakieś znaczenie w kolejnych pojedynkach. Jak do tej pory bardzo dobrze wykonywał swoją robotę.
Skoro zajęliśmy się bramkarzem jednej drużyny, to wypada również poruszyć temat Kevina Lindskouga. Zaprezentował dzisiaj bardzo wysoką formę. W końcówce drugiej tercji zrobił pan zmianę. Między słupkami na 64 sekundy pojawił się rezerwowy Michał Kieler. Czym podyktowany był taki ruch?
Kevin nie tylko zagrał bardzo dobrze dzisiaj. Ostatnio w Krakowie też pokazał klasę. Ta sytuacja z drugiej tercji dotyczyła tego, że złamał kij i zgłosił sędziom potrzebę wymiany. Usłyszał, że jeśli to zrobi to będzie musiał usiąść na ławce, to znaczy nie da się tego zrobić z automatu. Niektóre przepisy w pewnych częściach świata nie przestaną mnie zadziwiać.
Wielu ludzi skreśliło pana drużynę po trzech kolejnych porażkach w serii półfinałowej z Comarch Cracovią. Teraz jest już 2-3. Co chciałby pan powiedzieć tym wszystkim, którzy postawili na „GieKSie” przysłowiowy krzyżyk?
Jeśli spojrzysz na te trzy pierwsze spotkania to dwukrotnie padał wynik 3:2 i raz 3:1 dla krakowian. Następnie wygraliśmy 3:2 i dzisiaj 5:3. Jak widać rezultaty są „ciasne”. Czasami jeden strzał decydował o wszystkim. Nie wierzyłem w to, że tak może się ułożyć ta rywalizacja. Biorąc pod uwagę wyrównany poziom obu ekip wydawało mi się, że będzie 2-1 lub 3-1 dla nas, ale na pewno nie 0-3. Teraz mamy za sobą dwa zwycięstwa pod rząd i jedno jest pewne, każdy mecz to nowa historia.
Sytuacja Comarch Cracovii zmieniła się diametralnie. W play-offach szli jak burza – siedem kolejnych wygranych, żadnej porażki. Nagle coś się zacięło. Wygraliście z nimi dwa kolejne pojedynki. Teraz to wy zaczynacie budować swoją zwycięską serię. Czy taka sytuacja daje GKS-owi pewną przewagę psychiczną nad przeciwnikiem przed decydującymi pojedynkami o awans do finału?
Tak naprawdę nie przejmuję się naszymi rywalami. Nie myślę o tym jak oni się czują i co robią. Skupiam się na swojej drużynie. Najważniejsze jest, żebym wiedział, że dobrze przygotowałem zespół na wtorkowy mecz. Mówiąc dobrze mam na myśli możliwość podjęcia walki na pełnym dystansie w pełni sił. To zrozumiałe, że po dwóch wygranych z rzędu moi chłopcy będą jechali w lepszych nastrojach. Są podbudowani. Myślę, że stać ich na wygraną w Krakowie.
Wielu ludzi kibicuje GKS-owi w bojach z podopiecznymi Rudolfa Roháčka, choć na co dzień nie są sympatykami zespołu prowadzonego przez pana, ale to chwilowe wsparcie jest wynikiem buntu przeciwko polityce transferowej krakowskiego klubu. Jaka jest pańska opinia w tym temacie?
Dzisiaj rozmawiałem z moim przyjacielem. To bardzo doświadczony szkoleniowiec. Trener, który ma za sobą pracę nawet w NHL. Opowiedziałem mu o tych przepisach transferowych w Polsce. On był w prawdziwym szoku. Chcę podkreślić, że ja nie jestem przeciwko Cracovii, bo przecież oni nie działają wbrew panującym przepisom. To w regulacjach prawnych rozgrywek jest problem. Jak zatem powinno to wyglądać? Tak jak w większości innych państw trzeba wprowadzić minimalną liczbę spotkań, którą gracz musi rozegrać, aby móc reprezentować swój klub w fazie play-off. Chodzi o na przykład 5-6 meczów, które trzeba mieć na koncie. Wtedy nie byłoby takiej możliwości, że wymieniasz skład tuż przed zakończeniem okna transferowego. To nienormalne, żeby przepisy pozwalały na zakontraktowanie 8 nowych zawodników, którzy na koncie mają powiedzmy jedno spotkanie w lidze i przystępują do play-offów. Niewiarygodna historia. Zastanawiam się też jak w takiej sytuacji wygląda budowa zespołu i praca z drużyną od strony szkoleniowej? Grasz przez cały sezon regularny danym składem, zgrywasz go ze sobą, uczycie się pewnych rozwiązań, a potem jednego dnia wszystko jest zburzone, przychodzą nowi i nie ma żadnej kontynuacji dotychczasowej pracy. Ośmiu nowych zawodników to nie jest kosmetyczna zmiana, coś co można nazwać wzmocnieniem, to totalna przemiana, nowa drużyna, coś zupełnie innego.
Chciałbym wrócić do sytuacji, która miała miejsce w końcówce roku. Wyjechał pan do ojczyzny, zostawiając zespół w momencie, gdy zbliżał się turniej finałowy Pucharu Polski, a poza tym do rozegrania było kilka ważnych pojedynków ligowych. Ta decyzja wywołała sporo kontrowersji. Cała sytuacja stała się tematem wielu dyskusji. Zespół zareagował w najgorszy z możliwych sposobów, czyli posypały się porażki niczym z rękawa. Dlaczego podjął pan taką decyzję?
Nie miałem innego wyjścia. To, że musiałem wtedy wyjechać, nie było dobre dla drużyny. Moja rodzina niczego na mnie nie wymuszała, ale miałem do załatwienia pewne sprawy osobiste w Kanadzie, które nie mogły dłużej czekać. Dodatkowo działo się to w okolicach Świąt Bożego Narodzenia, więc spędziłem je z rodziną. Inną kwestią, którą chcę poruszyć przy okazji tego pytania jest to, że w naszej szatni nie spotkałem ani jednego zawodnika, podkreślam ani jednego, który chciał grać w Pucharze Polski w tym właśnie czasie. To działo się zaraz po świętach. Przecież to jest czas dla rodzin, a nie czas na to, żeby przygotowywać się do tak ważnych zawodów. Jak można zorganizować coś takiego w dniach 27-28 grudnia? Mamy w swoim składzie hokeistów z zagranicy: Finlandia, Słowacja, Szwecja. Przecież tym ludziom należy się odpoczynek. Mają takie samo prawo do świętowania ze swoimi rodzinami, jak każdy inny człowiek. Oni nie są jakimiś robotami. To jest nienormalne, żeby dzień po Świętach Bożego Narodzenia rozgrywać finałową batalię o krajowy puchar. Wystarczy to przesunąć nieco do przodu. Niech to będzie chociażby turniej noworoczny. Ale w żadnym wypadku w czasie bezpośrednio następującym po świętach, co zakłóca po prostu ten wyjątkowy czas. Jest wielu ludzi wierzących, ja również się do nich zaliczam, dla których Boże Narodzenie to coś co ma określone znaczenie i nie jest to dobry czas na zawody sportowe. Ostatnia dekada grudnia powinna być wyłączona z kalendarza sezonu. Ludzie w tym okresie wypoczywają, chcą gdzieś wyjechać, odetchnąć trochę. Ktoś mi zarzuci, że przecież dokładnie w tym terminie odbywa się w Szwajcarii Puchar Spenglera. Po pierwsze to turniej o niesamowitej tradycji, ale ważniejsze jest, jaka atmosfera towarzyszy tym zawodom. Hokeiści przyjeżdżają tam z całymi rodzinami. Zabierają żony, partnerki, przywożą swoje dzieci. Na trybunach panuje zabawa. To bardziej czas wolny, który spędzają hokeiści z rodzinami, przy okazji grając, niż super poważna rywalizacja. Zupełnie inna charakterystyka niż zawody ligowe, czy rozgrywki krajowego pucharu. Chcę jednoznacznie podkreślić, że Puchar Polski to fajna impreza, ale termin jej rozgrywania jest gówniany. To jedno wielkie gówno dla zawodników i ich rodzin.
Co zatem zrobić, żeby wyeliminować takie niefortunne posunięcia jak organizowanie tak ważnego turnieju w newralgicznym czasie?
Problem polskiego hokeja jest taki, że tu nie ma odpowiedniego poziomu rozmów pomiędzy klubami, władzami ligi, a hokejową centralą. Zbyt dużo rzeczy jest narzucanych odgórnie. Przykładami są te tematy, o których właśnie rozmawiamy, czyli przepisy transferowe albo termin rozgrywania Pucharu Polski. Dlaczego osoby decyzyjne nie rozmawiają z ludźmi, którzy mają doświadczenie? Nikt nie zwrócił się o opinię do mnie, do Tomka Valtonena, do ludzi, którzy całe swoje życie są przy hokeju. To nie może być tak, że ktoś sobie po prostu tak wymyśli i jest. Tego typu rzeczy nie można ustalać na pstryknięcie palcami. Rozgrywanie ważnego turnieju w tak newralgicznym okresie jak 27-28 grudnia musi poprzedzać odpowiednia dyskusja. Tego nie można nikomu narzucić. Inna sprawa to chociażby możliwość kupowania sobie dodatkowych zawodników zagranicznych. Czyli co? Jeśli mam pieniądze to mogę sprowadzić sobie ilu chcę, a ktoś kto nie ma takiej kasy jest skazany na porażkę, bo go po prostu nie stać na takie zakupy. Przecież to powinno być sztywno ustalone, że klub może zatrudnić tylu zawodników zagranicznych i nie więcej. Koniec kropka. Bez jakichś udziwnień, że bramkarz traktowany jest jak dwóch graczy z pola i tym podobne. Pytam, czy bramkarz to jest inny hokeista od pozostałych? To jest bez sensu.
Rozmawiał: Dawid Antczak
Komentarze