Zaťko: Chcemy, aby kibice i sponsorzy byli z nas zadowoleni
Mówi się, że trener Rudolf Roháček zna polską ligę jak własną kieszeń. Jeśli zrobilibyśmy listę zagranicznych zawodników, którzy przez długi czas dobrze odnajdywali się w polskich realiach, to na pewno znalazłby się na niej Miroslav Zaťko. – W tym roku rozegram swój dwunasty sezon na polskich taflach. Miałem to szczęście, że trenerzy, z którymi pracowałem odważnie na mnie stawiali – powiedział w rozmowie z naszym portalem słowacki defensor, który podpisał dwuletni kontrakt z Re-Plast Unią Oświęcim.
HOKEJ.NET: – Zacznę trochę nietypowo: w ilu polskich klubach jeszcze nie grałeś?
Miroslav Zaťko: – (śmiech) Na pewno jest ich coraz mniej.
W Polskiej Hokej Lidze musisz czuć się wyjątkowo dobrze. Spędziłeś tu aż jedenaście lat, czyli kawał hokejowego życia.
– To prawda, w tym roku rozegram swój dwunasty sezon na polskich taflach. Występowałem w drużynach, które były mną zainteresowane i chciały mnie mieć w składzie. Wyrobiłem sobie w Polsce pewną markę, nazwisko. Miałem też szczęście, że trenerzy, z którymi pracowałem odważnie na mnie stawiali i często korzystali z moich usług. Myślę, że dotychczas nie prezentowałem się źle.
Prawdą jest to, że dostałeś propozycję powrotu do Oświęcimia już w sezonie 2017/2018, ale ostatecznie trafiłeś do Orlika Opole?
– To plotka. Gdyby pojawiła się oferta z Unii, to na pewno bym się nad nią mocniej zastanowił. Oprócz propozycji z Orlika, pojawiła się jeszcze jedna, też z polskiego klubu. Zdecydowałem się wówczas na Orlik.
Przed Tobą druga przygoda z Unią Oświęcim. Pamiętasz, jak zakończyła się pierwsza?
– Owszem. Sięgnęliśmy po dwa brązowe medale i dwukrotnie zagraliśmy w finale Pucharu Polski. Mieliśmy fajną ekipę, ale pod koniec drugiego sezonu pojawiły się pewne perturbacji z trenerami (nagłe odejście Charlesa Franzena po konflikcie z działaczami – przyp. red.). Mam nadzieję, że nie straciłem nic z tych umiejętności, którymi wówczas imponowałem.
Cóż, zbliżający się wielkimi krokami sezon zapowiada się równie ciekawie, Mamy dobrego trenera, naprawdę wyrównany skład, fajnego bramkarza i pozytywną atmosferę w klubie. Obyśmy to wszystko dobrze przenieśli na lód.
Co przesądziło o tym, że wracasz do Oświęcimia?
– Nigdy nie ukrywałem tego, że to właśnie w Unii czułem się najlepiej. Nie tylko na lodowisku, ale też w mieście. Dobrze mi się tu żyło i grało. Teraz działacze zaproponowali mi dwuletni kontrakt, a to znaczy, że na mnie liczą, a to ważne dla każdego sportowca. W klubie pojawił się sponsor, który myśli długofalowo i chce, aby w każdym sezonie drużna robiła krok naprzód. To właśnie te aspekty przesądziły o tym, że ponownie związałem się z Unią.
Masz na swoim koncie trzy brązowe medale i dwa srebrne. Nie da się ukryć, że brakuje ci tylko złota.
– Do złotego medalu prowadzi długa i kręta droga. Kto jak kto, ale ja o tym doskonale wiem. Mam jednak nadzieję, że dane mi będzie poznać smak tytułu mistrzowskiego.
Jesteś przykładem zawodnika, który po pobycie w Polsce potrafił poradzić sobie w silniejszej lidze. Twoje występy na Słowacji były co najmniej poprawne.
– Miło to słyszeć. Moje losy tak się potoczyły, że po pobycie w Sanoku wróciłem na Słowację. Najpierw grałem w Dukli Trenczyn, później w Żylinie. Z kolei po przygodzie z Orlikiem Opole przeniosłem się do HC Nowe Zamki. Grałem dużo i chyba nie wyglądało to źle.
Poprzedni sezon spędziłeś w HC Nowe Zamki. W 43 meczach zgromadziłeś 14 asyst i dało ci to drugi punktowy wynik wśród obrońców. Okazałeś się najlepszy w wewnątrzklubowej klasyfikacji plus/minus z wynikiem +16. To dla obrońcy bardzo ważne.
– Byłem ustawiany w dobrej formacji. Moimi partnerem w obronie był Samuel Hain, a w ataku grali Juraj Jurik, Adam Zbořil i Henrich Ručkay. Cała nasza piątka radziła sobie bardzo dobrze, więc przełożyło się to na moje liczby. Potem doznałem kontuzji i od stycznia z tą grą było gorzej. Na szczęście nie odczuwam już skutków tamtego urazu i robię wszystko, by w sezonie być w optymalnej formie.
Czy poziom słowackiej ligi obniżył się, czy to polskie zespoły poszły do góry?
– Na pewno różnicą jest to, że w słowackiej ekstralidze gra jest trochę szybsza i lepiej poukładana pod względem taktycznym. Ale do Polski przychodzi coraz więcej lepszych graczy. Przyznam, że jestem ciekawy, jak będzie to wyglądać w nowym sezonie. Po pierwszej rundzie będę mógł więcej powiedzieć na temat obecnego poziomu polskich rozgrywek.
Pytam dlatego, bo coraz głośniej mówi się, że nasze kluby – wzorem węgierskich – miałyby zagrać na Słowacji. Z Twojej perspektywy to realne?
– Coraz więcej o tym się mówi. Wydaje mi się, że kluczowym sprawdzianem dla ekip z Polski będzie ich udział w Pucharze Wyszehradzkim. Szefostwo słowackiej ekstraligi chce zapewne zobaczyć, jaki poziom prezentują polskie ekipy, jak są zorganizowane i czy poważnie myślą o występach na Słowacji. Zresztą w ten sam sposób sprawdzało Węgrów. Oni ten egzamin zdali bardzo dobrze.
Węgierskie kluby dodały na Słowacji kolorytu?
– Na pewno. Może początki nie były dla nich udane, ale z czasem prezentowali się coraz lepiej. Naprawdę trudno się z nimi walczyło, bo prezentowali odmienny styl. Na Węgrzech są coraz lepsze warunki do uprawiania hokeja.
Do sezonu przygotowywałeś się indywidualnie. Słyszałem, że dużo wcześniej wyszedłeś na lód.
– Akurat miałem możliwość, by potrenować na lodzie i to niedaleko mojego rodzinnego domu. Owszem odpoczynek po sezonie od lodu jest potrzebny, ale chyba każdy hokeista woli zajęcia na lodzie od tych na sucho. Ja na pewno.
O co będziecie grać w przyszłym sezonie? Balonik w Oświęcimiu jest mocno pompowany i wielu kibiców podkreśla, że brak awansu do półfinału będzie porażką.
– Co ja mogę powiedzieć? Jestem przekonany, że cała nasza drużyna chciałaby się znaleźć w półfinale, by móc powalczyć o medale. To oczywiste, że każdy sportowiec przystępuje do meczu z prostym zamiarem – chce go wygrać. Jeśli popatrzymy na nasz obecny skład, na zawodników, którzy dołączyli do Unii, to oczywiste, że musimy osiągnąć lepsze wyniki niż w poprzednim sezonie tak, aby zarząd, sponsorzy i kibice byli z nas zadowoleni.
Końcówka poprzedniego sezonu była bardzo ciekawa, zespoły z siódmego i ósmego miejsca potrafiły napędzić stracha faworytom, ale wydaje się, że nowe rozgrywki będą jeszcze bardziej pasjonujące.
– Akurat miałem okazję obejrzeć cztery mecze z udziałem Unii i naprawdę chłopcy – mimo sporych problemów z liczebnością formacji obronnej – dzielnie walczyli. Kibiców na pewno cieszy fakt, że rozgrywki będą bardziej wyrównane.
Wzmocniło się Zagłębie, ciekawych transferów dokonał GKS Katowice, nieźle wygląda też Lotos PKH Gdańsk. Mocny będzie GKS Tychy, Cracovia i JKH GKS Jastrzębie. O to właśnie chodzi, by nie było łatwych spotkań, w których jedyną niewiadomą pozostają rozmiary zwycięstwa silniejszego kadrowo zespołu. Im więcej wyrównanych ekip, tym lepszy poziom rozgrywek. Tylko wtedy gracze mogą podnosić swoje umiejętności.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze