Kaláber: Nie oczekiwałem takiego rezultatu
JKH GKS Jastrzębie po zakończeniu sezonu zasadniczego na drugiej pozycji w ligowej tabeli, w ćwierćfinale fazy play-off rozprawił się z Podhalem Nowy Targ już w pierwszych czterech spotkaniach. Róbert Kaláber, szkoleniowiec jastrzębian, w wywiadzie udzielonym klubowej stronie podkreślił jednak, że nie były to najłatwiejsze pojedynki.
W pierwszych domowym spotkaniu hokeiści znad czeskiej granicy wygrali do zera, aplikując rywalom dwie bramki. W kolejnych starciach okazywali się być natomiast lepsi o zaledwie jedną bramkę, bowiem na lodzie padały odpowiednio wyniki: 3:2, 4:3 (po dogrywce) i 2:1.
– Podhale bardzo wysoko postawiło nam poprzeczkę. Analizując te pojedynki pokuszę się o podzielenie ich na dwie kategorie. U siebie rzeczywiście byliśmy mocniejsi na krążku i prowadziliśmy grę. Myślę, że rezultaty spotkań na Jastorze powinny być bardziej jednoznaczne, ponieważ stworzyliśmy sobie więcej klarownych okazji do zdobycia bramek. Można nawet powiedzieć, że w niektórych momentach walczyliśmy ze świetnie dysponowanym Iharem Brykunem. Natomiast mecze w Nowym Targu wyglądały inaczej. W pierwszym z tych spotkań prowadziliśmy 3:1, ale potem popełniliśmy błędy, które pozwoliły Podhalu na doprowadzenie do dogrywki. Z kolei czwarte starcie było takim swoistym „taktycznym pojedynkiem”, który ostatecznie rozstrzygnęliśmy na naszą korzyść. Podsumowując, w każdym z tych czterech meczów byliśmy trochę lepsi, co przełożyło się na tę jedną decydującą bramkę. Niemniej, chcę podkreślić, że nowotarżanie zagrali znacznie lepiej, aniżeli sugeruje to "suchy wynik" ćwierćfinału – powiedział Róbert Kaláber.
Dla hokeistów JKH był to pierwszy „sweep” od 2015 roku. Ostatnim razem suchą stopą przez play-offowe ćwierćfinały udało im się przejść w pojedynku z Naprzodem Janów.
– Szczerze przyznam, że nie oczekiwałem takiego rezultatu. W ekstralidze mamy siedem bardzo mocnych i wyrównanych zespołów. W pojedynkach między nimi decydują szczegóły. Podhale ma bardzo poukładaną drużynę. Oni zagrali tak, jak tego oczekiwaliśmy. [Oczekiwaliśmy – dop. red.] że będą walczyć do końca, pokażą charakter i nie odpuszczą nawet przegrywając trzy pierwsze spotkania. W każdym z tych czterech meczów musieliśmy „wyrywać” zwycięstwo. W grze Podhala widać „rękę” trenera Andrieja Gusowa. Rywale prezentowali określony i wypracowany system, byli dobrze zorganizowani i potrafili świetnie się bronić. Ponadto, jak już wspomniałem, znakomicie między słupkami spisywał się Brykun. O naszym awansie zadecydowała postawa „jakościowych” zawodników, którzy potrafią na tafli „zrobić różnicę” i zadecydować o wyniku. Myślę, że dysponujemy większą ilością chłopaków o takiej charakterystyce. Dlatego szala zwycięstwa przechyliła się w naszą stronę – wytłumaczył opiekun czterokrotnych zdobywców Pucharu Polski.
Szczególnie „gorące” dla świeżo upieczonych półfinalistów było trzecie starcie. Jastrzębianie roztrwonili wtedy dwubramkowe prowadzenie, a „Szarotki” doprowadziły do dogrywki. Tam jednak o losach meczu rozstrzygnął Roman Rác.
– Jak już mówiłem, w tym spotkaniu popełniliśmy błędy, które nowotarżanie skutecznie wykorzystali. Przy wyniku 3:1 zaczęliśmy za bardzo myśleć o strzelaniu kolejnych goli. Nie chciałbym jednak, aby ktoś odebrał moją opinię w taki sposób, że nie doceniam Podhala. Jest wręcz przeciwnie. Uważam, że nasi konkurenci w każdym z czterech pojedynków mieli szansę na osiągnięcie korzystnego wyniku. Podopieczni trenera Gusowa grali z charakterem i z sercem. Nie możemy im tego odbierać. To była naprawdę interesująca i mocna rywalizacja – podsumował selekcjoner reprezentacji Polski.
Nie da się ukryć, że to właśnie słowacki center był najjaśniejszą postacią w szeregach jastrzębian. Trener Kaláber w swoim stylu docenia jednakowo wysiłek całego zespołu.
– Nie, akurat w tym aspekcie narodowość nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Czy strzela Polak, Czech, Słowak czy Łotysz – wszystko jedno. W trakcie rozmów uczulamy naszych chłopaków w kwestii indywidualnego podejścia do gry. Nie jest ważne, kto decyduje o wyniku i strzela tę najważniejszą bramkę. Dlaczego? Ponieważ ten człowiek sam niczego nie ugra! Każdy zdobywca gola potrzebuje do tego celu kolegów na tafli, w boksie i w szatni. W hokeju nikt sam niczego nie zrobi. Liczy się zespół! Oczywiście nie zaprzeczę, że Roman rozegrał w ćwierćfinałach bardzo dobre spotkania, ale właśnie tego od niego oczekiwaliśmy. Podkreślę jednak po raz kolejny, iż wszyscy nasi zawodnicy, od bramkarza po ostatniego napastnika, wypełnili swoje zadania. Czy „wisienka na torcie” w postaci gola należy do Romana czy kogoś innego, to jest wtórna kwestia. Wszyscy mu gratulujemy, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest to efekt postawy całego zespołu. W zmaganiach z Podhalem Nowy Targ "wyszło" na Romana Ráca. W kolejnych być może strzelcem decydujących goli będzie ktoś inny i... wówczas będziemy tak samo szczęśliwi – zapewnił.
Jastrzębianie wciąż nie znają swojego następnego rywala. Oczekują teraz na rozstrzygnięcie rywalizacji GKS-u Katowice z Re-Plast Unią Oświęcim.
– My musimy przede wszystkim spoglądać na siebie i być w pełni przygotowani do walki. Mamy za sobą dwa dni przerwy, a teraz wracamy do ciężkiej pracy, aby nasz wysiłek przyniósł określone owoce. Rzeczywiście, na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie wyrokować, z kim przyjdzie nam rywalizować o finał. Każda z tych drużyn ma swoje mocne i słabe strony. Na pewno jednak nie jest tak, że na kogoś chciałbym trafić „bardziej”, a na kogoś „mniej”. Gdy już poznamy naszego przeciwnika, to na pewno będziemy dostosowywać nasze przygotowania do jego stylu gry. Jako sztab szkoleniowy chcemy zaprezentować naszym chłopakom plusy i minusy rywala, aby ułatwić im zadanie, jakie przed nimi stoi – wyjaśnił.
Szkoleniowiec pełniący równolegle funkcję selekcjonera reprezentacji Polski wypowiedział się także na temat sporej liczby obcokrajowców, jaka wystąpiła w ćwierćfinałowym starciu KH Energi Toruń z Comarch Cracovią.
– Cóż można skomentować, mało jest tam Polaków... Razem z Leszkiem Laszkiewiczem oglądaliśmy spotkanie w Krakowie, które „Pasy” wygrały 4:2. Mieliśmy też okazję obserwować inne pojedynki w tym duecie. Jako sztabowi kadry pozostało nam zatem oglądać tych dwóch chłopaków, których widzielibyśmy w reprezentacji Polski, a zatem po jednej stronie Damiana Kapicę, a po drugiej Adriana Jaworskiego. Na pewno nie jest to dobra sytuacja dla polskiego hokeja, ale na dzień dzisiejszy nic z tym nie zrobimy – stwierdził.
Komentarze