Mistrzostwa Świata Juniorów, czyli o co chodzi Kanadzie?
Przez 10 dni między 26 grudnia a 5 stycznia prawdopodobnie zobaczymy kanadyjskie uwielbienie dla Mistrzostw Świata Juniorów w rozmiarach większych niż kiedykolwiek dotąd. Z europejskiego punktu widzenia warto zapytać: czym oni się tak ekscytują?
Jeden z północnoamerykańskich dziennikarzy nazwał kiedyś Mistrzostwa Świata Juniorów "najfajniejszym turniejem świata". Kanadyjczycy kochają je znacznie bardziej niż mistrzostwa seniorskie, będące dla nich rozgrywanym gdzieś w Europie turniejem pocieszenia tych, którzy nie zdołali się zakwalifikować do play-offów NHL lub szybko z nich odpadli, ewentualnie reprezentacyjną wersją Puchar Spenglera. Ale nie zawsze tak było.
Wszystko tak naprawdę zaczęło się dopiero po słynnej awanturze w Pieszczanach w 1987 roku, gdy reprezentacje Kanady i Związku Radzieckiego pobiły się na lodzie, sędziowie mecz przerwali, a obie drużyny zostały zdyskwalifikowane. Gare Joyce swojej książce o tamtych wydarzeniach dał tytuł "Gdy zgasły światła", bo sędziowie dla opanowania sytuacji kazali je zgasić. Don Cherry wystąpił po spotkaniu w telewizji CBC z jedną ze swoich licznych antyrosyjskich tyrad, która zapewniła gwałtowny wzrost popularności tak jemu, jak Mistrzostwom Świata Juniorów w Kanadzie.
Świąteczny zwyczaj
Tak się składa, że choć zgodnie z przepisami IIHF mistrzostwa można rozgrywać już od 22 grudnia, to co roku startują w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. A że Kanada od 10 lat zawsze dochodzi do finału, to kolejny turniej rozpoczyna od meczów z rywalami niżej notowanymi. Oglądanie meczu, w którym "nasi" biją słabeusza to więc dla Kanadyjczyków niemal kolejna świąteczna tradycja, choć w tym roku może być trudniej, bo na inaugurację drużynie Dona Haya trafili się Finowie. Okres świąteczno-noworoczny generalnie sprzyja zresztą śledzeniu wydarzeń sportowych, zwłaszcza w narodowej dyscyplinie.
Finał MŚ U20 z 2009 roku pomiędzy Kanadą a Szwecją obejrzało w Ottawie 20 380 widzów, w tym premier kraju, Stephen Harper. Nigdy w historii żadnego juniorskiego ani seniorskiego meczu rozgrywek międzynarodowych nie oglądało na żywo tylu fanów. Tamte mistrzostwa w Ottawie zgromadziły łącznie na trybunach ponad 453 tysiące sympatyków hokeja, co do dziś jest rekordem. W tym czasie w Europie mistrzostwa budziły trochę większego zainteresowania w Szwecji, nieco mniej w Rosji, a w pozostałych krajach emocjonują tylko kibiców hokeja, a i to nie wszystkich.
Ale rekordy z Ottawy długo nie przetrwają. Jako że startujące w poniedziałek Mistrzostwa Świata Juniorów 2012 zostaną rozegrane w halach Scotiabank Saddledome w Calgary i Rexall Place w Edmonton, gdzie na co dzień rozgrywane są mecze NHL, można się spodziewać, że najbliższe dwa tygodnie pokażą nam kanadyjski hokejowy szał w zupełnie nowym wymiarze. Dość wspomnieć, że biletów na żaden (!) mecz nie ma już od roku, a wielu z setek tysięcy aplikujących fanów miało do organizatorów duże pretensje o sposób przeprowadzenia losowania i fakt, że serwery nie poradziły sobie z liczbą chętnych.
Tylko w Kanadzie?
Prezydent Międzynarodowej Federacji Hokeja na Lodzie (IIHF), René Fasel delikatnie rzecz ujmując nie jest wielkim wizjonerem, ale liczyć umie, więc gdy z kalkulacji wyszło mu, że federacja nigdzie nie zarabia na MŚJ tyle, ile w Kanadzie, przed trzema laty zaproponował, by mistrzostwa organizować tylko tam. - A ja myślę, że turniej trzeba rozgrywać też w Europie, żeby go tam spopularyzować - ostudził zapędy Fasela prezydent... kanadyjskiego związku (Hockey Canada), Bob Nicholson.
Ale pomysł szwajcarskiego działacza niemal został w ostatnich latach wcielony w życie. Licząc z mistrzostwami w Calgary i Edmonton, z czterech ostatnich turniejów trzy odbędą się w Kanadzie, a ten ubiegłoroczny prawie również, bo w Buffalo nawet na półfinale USA - Kanada fani z ojczyzny hokeja stanowili ok. 80 % obecnych. W najbliższej dekadzie Kanadyjczycy, zgodnie z pomysłem Nicholsona będą MŚJ organizować co dwa lata.
TSN robi show
Gdziekolwiek turniej będzie się odbywał, każde szanujące się kanadyjskie dziecko musi znać na pamięć skład drużyny narodowej, a przynajmniej przez te 10 (11) dni nastoletni hokeiści są gwiazdami reklam telewizyjnych.
Właśnie, telewizja... Choć stacja TSN jest w ojczyźnie hokeja głównym dostarczycielem hokejowych transmisji, to swoim okrętem flagowym uczyniła właśnie MŚJ. Wspomniany na początku rok 1987 był przełomowym dla popularności turnieju, ale równie ważny jest fakt, że podczas lokautu w NHL w sezonie 1994-95 spragnieni hokeja kibice znaleźli w okresie świątecznym na antenie TSN ersatz rywalizacji najlepszych drużyn świata. Ale dziś, nawet gdy MŚJ w telewizji muszą z NHL rywalizować, to wobec niewielkiej liczby transmisji z lig juniorskich i uniwersyteckich turniej U20 jest świetną okazją, by zobaczyć w akcji przyszłe gwiazdy. Przynajmniej te, które jeszcze do NHL nie trafiły.
- TSN wysyłała swoich komentatorów do miast typu Skellefteå, Pardubice i Ostrawa, by stopniowo wzmagać patriotyczną pasję. Zmieniła obóz przygotowawczy kadry juniorów w odpowiednik programu You Can Dance, z którego odpadają kolejni uczestnicy. (...) I obserwowała swoje wskaźniki oglądalności skaczące do wspaniałych 6,1 mln. podczas finału ubiegłorocznych mistrzostw w Buffalo, dowodząc, że w telewizji tylko pokazywanie czegoś wystarczy, by uczynić to ważnym w oczach społeczeństwa - pisze komentator dziennika "The Globe and Mail", Bruce Dowbiggin.
To TSN wyznacza standardy pokazywania hokeja na świecie. Nawet, jeśli kibice do dziś nie mogą wybaczyć jej komentatorowi, Pierre'owi McGuire'owi wpadki z półfinału MŚ 2009, gdy Jordan Eberle doprowadził do dogrywki meczu z Rosją na 5 sekund przed końcem trzeciej tercji, a McGuire zepsuł moment odpowiadając na retoryczne przecież pytanie komentującego wspólnie z nim Gorda Millera "Can you believe it?!"
Jeżeli w hokejowej reklamie jednej z firm produkujących sprzęt sportowy, w której kolejne osoby mówiły, dlaczego to nie przeznaczenie decyduje o zwycięstwie, Eberle miał do wygłoszenia kwestię "gdy do końca pozostaje 5 sekund, przeznaczenie panikuje", to Kanadyjczycy zrozumieli o co chodzi właśnie dzięki temu, że wcześniej każdy widział jego akcję w telewizji.
O co tyle hałasu?
Ale nie każdemu "pompowanie" Mistrzostw Świata Juniorów przez TSN się podoba. Gdy przed dwoma laty Kanada uległa w finale USA, były gracz NHL, a obecnie znany z kontrowersyjnych poglądów i zachowań ekspert m.in. konkurencyjnej stacji CBC, Mike Milbury napisał: "Gratuluję kanadyjskiej drużynie świetnych Mistrzostw. A jeśli któryś >>hokejocentryczny<< obywatel Kanady zechce wiedzieć, dlaczego nie zdobyliście złota, powiedzcie mu, żeby zajął się swoim życiem. Przereklamowany turniej stworzony dla telewizji kablowych, sprzedawany nam do znudzenia stał się dla mnie farsą. Rozczarowanie, jakie czują te dzieciaki z powodu uprawnionych oczekiwań kanadyjskich kibiców, jest bolesne jak atak łokciem na głowę. Ludzie, nabierzcie trochę dystansu".
No tak, Milbury jest Amerykaninem. Ale inni również protestują przeciwko nakładaniu na barki 18- i 19-letnich hokeistów, którzy jeszcze na dobre nie rozpoczęli swoich karier, oczekiwań całego narodu. Zwłaszcza, że nie są to wszyscy najlepsi zawodnicy danej kategorii wiekowej, bo z kilku najlepszych Kanada nie może korzystać co roku, dlatego, że ci grają już w NHL. W tym roku "kilku" znaczy ośmiu, w tym wschodzące gwiazdy najlepszej ligi świata - Ryan Nugent-Hopkins, Tyler Seguin i Jeff Skinner.
Z drugiej strony, ci młodzi gracze za chwilę będą musieli i tak zmierzyć się z presją oczekiwań w NHL, bo prawie wszyscy z kanadyjskiego składu już są do niej wybrani, a dwaj, którzy jeszcze nie są, zostaną wybrani w przyszłorocznym Drafcie. Niesamowita presja w kadrze juniorów może ich na oczekiwania w NHL świetnie przygotować.
Tak czy inaczej, setki tysięcy ludzi po turnieju w Albercie będą mogły zaśpiewać z Paulem Brandtem refren oficjalnej piosenki mistrzostw, "I Was There". Wszyscy inni zobaczą "To" w TSN.
Komentarze