Damon Severson: Niesamowite uczucie, gdy wyrównujesz na mniej niż sekundę przed końcem
Kluczem do zwycięstwa Kanady nad Czechami w półfinale mistrzostw świata okazała się nie tylko dobra skuteczność strzelecka, ale również szczelna obrona, która poradziła sobie z licznymi atakami rywali. Damon Severson ustawiony został w wyjściowej parze defensorów w tym spotkaniu.
HOKEJ.NET: Trzeba przyznać, że odnieśliście przekonujące zwycięstwo nad Czechami. Najważniejszy mecz jednak dopiero przed wami, prawda?
Jesteśmy szczęśliwi, że udało nam się w takim stylu awansować do finału. Oczywiście jutro jest nowy dzień i trzeba napisać nowy rozdział. Mamy z Finami do wyrównania pewne porachunki z pierwszego dnia turnieju, a niedziela będzie świetną okazją, żeby to zrobić.
Jaka akcja, bądź moment meczu był najważniejszy twoim zdaniem dzisiaj?
Myślę, że kluczowe znaczenie miała sytuacja z początku drugiej tercji, kiedy po 10 sekundach gry udało nam się zaskoczyć Czechów i objąć dwubramkowe prowadzenie. To był taki ekstra gol, swego rodzaju bonus, który skomplikował sytuacji naszych rywali.
Niewiele brakowało, a zabrakłoby Kanady w półfinale. Wasz ćwierćfinałowy pojedynek ze Szwajcarią to istny horror. Zgodzisz się z tą opinią?
Można powiedzieć, że uniknęliśmy porażki w naprawdę niecodziennych okolicznościach. Na tafli spotkały się dwie równorzędne drużyny, jednakże jak to bywa w takich sytuacjach, ktoś musi wygrać, a ktoś niestety żegna się z turniejem. W takich momentach dobrze jest mieć zawodnika, który przejmuję rolę lidera, tak jak zrobił to Mark Stone, zapewniając nam najpierw dogrywkę, a później awans do najlepszej czwórki.
Jakie to uczucie, gdy widzisz na zegarze, że do zakończenia została zaledwie jedna sekunda, a twoja drużyna przegrywa i potrzebuje prawdziwego cudu, a jednak ten nadchodzi?
To coś niesamowitego. Wiadomo, że szanse na zdobycie gola w takiej sytuacji maleją niemal do zera, powoli żegnasz się z mistrzostwami, a tu nagle okazuje się, że dostajesz drugie życie. Wracasz do gry i wszystko jeszcze jest możliwe. Dobre, szybkie podanie, natychmiastowa decyzja o strzale i zrobił się remis. Nie do opisania sytuacja.
Czy mógłbyś przybliżyć system funkcjonowania kanadyjskiej kadry? Opieracie się na zaufaniu do niektórych graczy, takich jak na przykład Mark Stone?
Staramy się brać odpowiedzialność za siebie nawzajem. Nikt z nas nie czuje się jakimś mentorem dla innych. Zasilamy się wspólnie, stawiając na zespołowość. W naszej ekipie na ma jakichś pierwszoplanowych gwiazd, oczywiście jedni grają lepiej, drudzy mają trochę mniej udany turniej, ale podstawą jest drużyna.
Jesteś jednym z debiutantów w reprezentacji Kanady. To twoje pierwsze mistrzostwa świata. Jak wyglądało twoje wejście do drużyny?
Zostałem bardzo dobrze przyjęty przez pozostałych kadrowiczów. Stanowimy jeden zespół. Ci zawodnicy, którzy mają większe doświadczenie w turniejach mistrzostw świata przekazują cenne uwagi takim graczom jak ja i wspólnie sobie pomagamy, co jak widać wychodzi bardzo dobrze.
Jutro czeka was najważniejszy mecz tych mistrzostw. Co możesz powiedzieć o Finach, którzy będą starali się sprzątnąć wam sprzed nosów złote medale?
To bardzo dobra drużyna, co udowodniła już nie raz w tym turnieju. Jej wyższość musieli uznać dzisiaj faworyzowani Rosjanie. My również potknęliśmy się na starcie turnieju w rywalizacji z nimi. To wystarczająca rekomendacja naszego finałowego rywala.
Rozmawiał: Dawid Antczak
Komentarze