Obawy Słoweńców przed mistrzostwami
Selekcjoner reprezentacji Słowenii, John Harrington skreślił dziś dwóch kolejnych graczy z kadry na Mistrzostwa Świata Dywizji I. Tymczasem wczorajszy mecz towarzyski z Japonią wywołał w słoweńskich mediach obawy zarówno o występ reprezentacji w Lublanie, jak i atmosferę na trybunach.
Słoweńcy wczoraj pokonali Japonię w Bledzie 3:2. Bezpośrednio po meczu Harrington nie podjął decyzji o odesłaniu do domu któregoś z graczy, ale zrobił to dziś. Na Mistrzostwach Świata nie zagrają Anže Ropret i Robert Sabolič. Dziś do drużyny dołączył Jan Muršak, który zakończył sezon w AHL, wciąż za to nie wiadomo, czy zdąży Žiga Pavlin nadal występujący w finale włoskiej Serie A. Tymczasem wczorajszy występ przeciwko Japonii nie został przez słoweńskie media oceniony najlepiej.
"Po tygodniu treningów na lodzie bez meczów wczoraj wieczorem w Bledzie mogliśmy pierwszy raz sprawdzić, jakie postępy zrobiła drużyna Johna Harringtona i zobaczyć, że słoweńska maszyna nie jest jeszcze nastawiona na odpowiednią temperaturę" - skomentował w gazecie "Dnevnik" Matej Grošelj. Jest to zresztą zrozumiałe, choćby dlatego, że w składzie zabrakło kilku podstawowych graczy. Harrington przyznał, że zawodnicy popełnili sporo błędów, zwłaszcza w obronie, ale tłumaczył to ćwiczeniem nowych wariantów gry.
Podobnie wypowiadał się po spotkaniu Tomaž Razingar. - Staraliśmy się wprowadzić do naszej gry to, co ćwiczyliśmy przez ostatni tydzień i grać agresywnie w tercji ataku.Błędy się pojawiły, ale z pewnością poprawimy je do rozpoczęcia mistrzostw - mówił Razingar na konferencji prasowej. W słoweńskich mediach więcej niż o grze mówi się jednak o atmosferze na trybunach hali w Bledzie.
Mimo że drużyna "Rysiów" pierwszy raz od dwóch lat rozegrała mecz przed własną publicznością to obejrzeć go przyszło jedynie 800, a według niektórych szacunków nawet 500 osób. - Kibice jak przystało na mecz towarzyski zachowywali się raczej spokojnie bez specjalnego dopingu dla reprezentacji, która zagrała u siebie pierwszy raz od dłuższego czasu - pisze portal słoweńskiej telewizji publicznej, MMC. Zwraca na to uwagę także "Dnevnik". -Co myśleli kibice właściwie nie wiemy, bo słoweńscy zawodnicy nie mieli z trybun takiego wsparcia, jak w ostatni weekend Węgrzy, których mecz z Austrią oglądało 6 tysięcy widzów - gorzko komentuje Grošelj.
Słoweńcy obawiają się, czy podobnych kłopotów z atmosferą i frekwencją nie będzie podczas MŚ. - Reprezentacja to ta drużyna, która w ostatnich latach rysuje obraz naszego hokeja - pisze Dare Rupar. - Trzeba oczywiście docenić rzadkie osiągnięcia klubów, ale to "Rysie" najbardziej zmieniają nastawienie ludzi do hokeja, sportu który zawsze był dla nas szczególnie ważny. Tym bardziej więc autor dziwi się słabej frekwencji podczas wczorajszego spotkania i obwinia za nią słaby sezon słoweńskiego hokeja. Obie drużyny występujące w lidze EBEL zajęły ostatnie miejsca w tabeli, poziom ich rywalizacji w finale ligi słoweńskiej nie został najlepiej oceniony, a cały sezon skończył się skandalem w klubie HK Jesenice.
MMC przypomina także, że Hala Tivoli zawsze była dla słoweńskiego hokeja szczególna. Od uzyskania przez Słowenię niepodległości zawsze kiedy odbywały się w niej Mistrzostwa Świata Dywizji I lub wcześniej grupy B gospodarze awansowali do elity. -Na wszystkich mistrzostwach w Tivoli frekwencja była bardzo dobra - pisze Rupar. -To zawsze było magiczne miejsce.Gdzie, jeśli nie tam mogło się zdarzyć nasze zwycięstwo 16:0 nad Estonią, które było odpowiedzią na kombinowanie Brytyjczyków i Kazachów? (w 2001 roku Słowenia wygrała walkę o awans do elity z Wielką Brytanią dzięki lepszej różnicy bramek. W przedostatnim meczu imprezy Brytyjczycy zdaniem Słoweńców nie do końca czysto rozbili Kazachstan 11:2, ale Słowenia później wygrała z Estonią 16:0 i awansowała - przyp. red.)
-Za rok elita zagra na Słowacji.To więcej, niż odpowiednie okoliczności, by żądza awansu była wielka- pisze dalej Rupar. -Jakie jest nastawienie naszych fanów do tych zawodów okaże się na trybunach już w sobotę wieczorem, kiedy meczem z niewygodnymi Polakami zaczniemy sobie torować drogę do Bratysławy - kończy Dare Rupar.
Komentarze