Dziubiński: Jestem głodny sukcesów
O pobycie w Niomanie Grodno, morderczym meczu z HK Homel, życiu na Białorusi i transferze do Re-Plast Unii porozmawialiśmy z Krystianem Dziubińskim. – Każdy zdaje sobie z tego sprawę, że oświęcimscy kibice są bardzo wymagający i chcą dobrego wyniku jak najszybciej – mówi 32-letni środkowy.
HOKEJ.NET: – Nie chciałeś dłużej zostać za granicą?
Krystian Dziubiński, nowy środkowy Re-Plast Unii Oświęcim: – Pewnie, że chciałem. Przedstawiłem wymagania swoim menedżerom i najbliżej ich spełnienia była Unia. Położenie geograficzne też miało znaczenie.
Były oferty z Białorusi i skorzystałbym z nich, gdyby wszystko było OK, bo naprawdę podobało mi się tam. Przez ten okres gry na Białorusi byłem tylko dwa tygodnie w Polsce. Rodzina mnie potrzebuje, a pandemia i brak tego kraju w strefie Schengen, nie polepszają tej sytuacji. Gdybym był młodszy i nie miał rodziny, to zostałbym w Grodnie, ponieważ bardzo mi się tam podobało.
Jak oceniasz okres gry w Niomanie?
– Na początku szło nam średnio. Klub stwierdził, że parę transferów było nietrafionych. Poczynili więc stosowne kroki, żeby to zmienić. Drużyna złapała oddech, poszła do przodu, ale różnica punktowa nie pozwalała nam na lepsze miejsce niż szóste. Myślę, że gdyby taki skład był od początku, to osiągnęli byśmy dużo lepszy wynik.
Żałuję, że ten szósty mecz ćwierćfinału play-off z HK Homel, który rozegraliśmy na własnym lodzie, nie padł naszym łupem.
Sytuacja z piątego meczu, jednego z najdłuższych w historii, zapadnie ci na dłużej w pamięć?
– Wiedziałem, że jest to ten moment, w którym trzeba się pokazać. Było ciężko, ale chciałem się zapisać w historii. Na tle dogrywki wydawało mi się, że jesteśmy drużyną, która ma na to szanse. Była to zupełnie inna dogrywka niż ta w meczu Podhale Nowy Targ – GKS Tychy. Wówczas wiedziałem, że tyska drużyna jest sporo groźniejsza od nas.
Był to wyczerpujący mecz. Gdy wracaliśmy autobusem, to nie mogłem utrzymać telefonu w ręce. Ciało i głowa odmawiały już posłuszeństwa. Lokalne media bardzo dobrze to wykorzystały i wypromowały to spotkanie. Po zdobyciu przeze mnie bramki, musieliśmy czekać 20 minut na decyzję sędziów. Według mnie było to bardziej męczące niż sam mecz.
Co powiesz o życiu na Białorusi?
– Osobiście nie miałem do czynienia z żadnymi protestami. Mam pozytywną opinię na temat Grodna. Fajnie mi się tam żyło, ludzie byli życzliwi, a koledzy w drużynie pomocni i tacy, z którymi można było pogadać o wszystkim. W wolnym czasie starałem się poznać ich kulturę i zaprzyjaźnić się z nimi, żeby to nie byli koledzy wyłącznie na jeden sezon.
Dołączyłeś do Unii, która chce walczyć o najwyższe cele. Działacze sprecyzowali ci oczekiwania względem ciebie i całej drużyny?
– Każdy zdaje sobie z tego sprawę, że oświęcimscy kibice są bardzo wymagający i chcą dobrego wyniku jak najszybciej. Drużyna jeszcze nie jest skompletowana. Jak zakończą się transfery i będzie drużyna, to zarząd zapewne przedstawi cele zespołu. Po nazwiskach widać, że cele drużyny są jasne. Musimy grać o zwycięstwo w każdym meczu i dawać z siebie wszystko, co najlepsze.
Przychodzisz do Unii jako jeden z liderów. Nie odczuwasz przez to dodatkowej presji?
– Będę starał się przekonać trenera, kibiców, zarząd, że kontraktując mnie, podjęli dobrą decyzję. Od pewnego czasu nie zdobyłem żadnego trofea i jestem głodny sukcesów. Wydaje mi się, że jednak w Grodnie była większa presja. Tam bardzo mocno patrzyło się zawodnikom na ręce.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Komentarze