Prezes GKS Tychy: Nasza drużyna zawsze jest mieszanką
O poprzednim sezonie, medalu pocieszenia, pierwszych wzmocnieniach dokonanych przez GKS Tychy i rozstaniach z zawodnikami porozmawialiśmy z Krzysztofem Woźniakiem, prezesem spółki Tyski Sport.
HOKEJ.NET: – Za nami sezon 2020/2021. Jakie słowo najlepiej określa poprzednie rozgrywki?
Krzysztof Woźniak, prezes spółki Tyski Sport: – W dalszym ciągu słowem kluczowym jest koronawirus. Nie da się ukryć, że zmienił on dosłownie wszystko.
Brakowało nam kibiców na trybunach, bo pełnią oni u nas rolę szóstego zawodnika. W okresie play-offów nasza hala zawsze pękała w szwach, a kibice potrafili zagrzać zespół do walki.
Zresztą ten sezon był o tyle dziwny, że mimo pandemii polskie kluby sprowadziły kilku zawodników z mocnymi nazwiskami i hokejowym życiorysem. W Tychach mieliśmy transfer Paula Szczechury, do Unii dołączyli Victor Bartley i Gilbert Brulé, a Cracovia pozyskała choćby Jeremy’ego Welsha.
A jakiego słowa użyłby pan w celu opisania końcowego wyniku osiągniętego przez tyski zespół?
– W Tychach zawsze walczymy o mistrzostwo Polski i taki właśnie jest nasz cel przed każdym sezonem. Nie osiągnęliśmy go. Dobrze się stało, że wywalczyliśmy brązowy medal, bo nikt z nas nie wyobrażał sobie tego, że zakończymy sezon na czwartym miejscu.
Brąz jest dla was nagrodą pocieszenia?
– Można tak powiedzieć. Może GKS Katowice uznałby taki medal za sukces, my raczej nie możemy tego zrobić. Niemniej warto w tym miejscu podkreślić, że w ciągu ostatnich 21 lat tylko trzy razy nie uplasowaliśmy się na podium. Ostatni raz przydarzyło nam się to w 2012 roku.
W czym zespół Cracovii okazał się od was lepszy? Wiem, że sztab szkoleniowy przedstawił Wam raport i zapewne tam znalazła się odpowiedź na to pytanie.
– Nie chciałbym zdradzać tutaj jego treści, bo to są raporty, które trenerzy przedstawili wyłącznie kierownictwu klubu. Natomiast na końcowy sukces zawsze składa się wiele czynników. Każdy zauważył mechanizm transferowy Cracovii, która dwa miesiące wcześniej była zupełnie innym zespołem. Grudzień – styczeń były dla nich bardzo owocne, bo szefostwo tego klubu sprowadziło wielu zawodników. My przed końcem rundy zasadniczej wygraliśmy z Cracovią 5:1, później mieliśmy „przerwę reprezentacyjną”, a w zasadzie lukę w terminarzu.
Cracovia dobrze zagrała w dwóch ostatnich kolejkach, a później w ćwierćfinałowej rywalizacji z Energa Toruń, wymagającym rywalem, zaprezentowała się bardzo dobrze. Krakowska drużyna w pierwszej rundzie play-off skonsolidowała się i zaczęła grać naprawdę dobrze.
W meczach z nami krakowianie prezentowali się bardzo dobrze w ofensywie i przewyższyli nas fizycznością. Oddawali więcej strzałów, a co za tym idzie – zdobyli też więcej bramek.
Trzeba też pamiętać, że o końcowym wyniku w sporcie decyduje wiele czynników. Czasem jest to dyspozycja dnia czy nawet łut szczęścia.
Wielu ekspertów podkreślało, że sztab szkoleniowy waszego klubu nie trafił z obsadą bramkarza. Za mecze z Cracovią oberwało się sporo Ondřejowi Raszce. Pojawiały się opinie, że powinien bronić w nich John Murray, bo to on jest „zwierzęciem play-offowym”.
– Odnośnie samego składu, to kierownictwo klubu nigdy nie ingerowało w takie aspekty jak zestawienie drużyny na mecze. Główny trener miał całkowitą dowolność w tych kwestiach. Dlaczego? Bo to sztab szkoleniowy na co dzień obserwuje zawodników na treningach, ma ogromną wiedzę na temat ich przygotowania oraz obecnej formy. Wie doskonale, kto się czuje lepiej, kto gorzej, a kto ma drobne urazy. Poza tym to trenerzy biorą odpowiedzialność za wyniki.
Zdecydowaliście, że będziecie kontynuować współpracę z trenerem Krzysztofem Majkowskim. Za tę decyzję sporo Wam się oberwało.
– Na pewno nasz sztab szkoleniowy nabrał doświadczenia po tym sezonie. Jestem przekonany, że trenerzy dobrze podsumują to, co było dobre oraz to, było złe w minionym sezonie i oczywiście – wyciągną odpowiednie wnioski.
Poza tym są to ludzie bardzo mocno związani z GKS-em Tychy i tego nie trzeba podkreślać. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie doprowadzą nas do mistrzostwa i obronią też siebie.
Z drugiej jednak strony w środowisku hokejowym pojawia się też sporo głosów, że nie stawia się na polskich trenerów i nie wykorzystuje się lokalnych autorytetów.
– Mam nadzieję, że nasz sztab szkoleniowy pokaże, że warto było na nich postawić. Ich doświadczenie jest już naprawdę spore. Muszą to teraz przełożyć na wyniki zespołu i zdobyć kolejne, upragnione, mistrzostwo.
W naszym klubie mamy dobry kontakt z naszymi legendami, Mariuszem Czerkawskim i Henrykiem Gruthem. Często się spotykamy, rozmawiamy i wymieniamy uwagi. Myślę, że ich należycie doceniamy.
Na łamach oficjalnej strony klubu mówił pan o waszej filozofii. Nie będziecie budować drużyny za pięć dwunasta?
– Nasza drużyna zawsze jest mieszanką. Chcemy, by w zespole było trochę doświadczenia i trochę młodości. Mamy część składu złożoną w większości z polskich zawodników, są zawodnicy, którzy są naturalizowanymi Polakami i nabyli polskie paszporty.
Sztab przedstawił nam swoją wizję składu, a my staramy się to „ubrać” w umowy z zawodnikami. Z tymi, z którymi się dogadamy, to oczywiście podpiszemy kontrakty. Ale na pewno nie będziemy zmieniać połowy kadry przed fazą play-off.
Przejdźmy zatem do spraw kadrowych. W czwartek pochwaliliście się pozyskaniem dwóch zawodników Jakuba Michałowskiego i Kamila Wróbla. Dlaczego oni?
Mam wrażenie, że lubicie pozyskiwać zawodników z Jastrzębia. Kamil Górny i Mateusz Bryk dobrze radzili sobie w waszym zespole...
Ale są też pierwsze rozstania. Do Czech przenoszą się Filip Komorski i Bartosz Ciura, ale to nie wszystko.
Jak wygląda sprawa z Alexem Szczechurą, Michaelem Cichym i Christianem Mroczkowskim, czyli waszym flagowym atakiem? Mroczkowski przed rokiem miał ofertę z EBEL. Nie ma u Was delikatnego lęku, że wybierze ofertę z silniejszej ligi?
Wiem, że przymierzacie się do transferów. Zapytam o dwa nazwiska: Jegora Fieofanowa i Dienisa Sierguszkina. Są blisko podpisania kontraktu z waszym klubem?
Prezes się uśmiecha, więc chyba jest coś na rzeczy.
Zapowiada się sezon, w którym zabraknie was w rozgrywkach Ligi Mistrzów i Pucharu Kontynentalnego.
Jeżeli już jesteśmy przy przepisach, to interpretacja niektórych z nich trąci Bareją. Mam tu na myśli choćby martwy przepis o konieczności gry zawodników młodzieżowych.
Sporo mówi się o tym, by znów wprowadzić limit obcokrajowców. Wielu ekspertów mówi wprost – im szybciej tym lepiej.
Cały czas pada stwierdzenie, że obcokrajowiec powinien być lepszy od krajowego gracza. W niektórych zespołach było z tym różnie...
Prezes Mirosław Minkina stwierdził, że w przyszłych rozgrywkach nie dojdzie do zmian w regulaminach. Jednak podzielił się już z opinią publiczną swoim pomysłem na sezon 2022/2023. Zakłada on, że każdy zespół będzie mógł zakontraktować zagranicznego bramkarza i 10 obcokrajowców w polu.
Wiemy, że Polska Hokej Liga nie jest oglądana przez wielu kibiców. W TVP Sport śledzi ją 30-40 tysięcy widzów, a to w dobie zamkniętych stadionów nie przynosi chluby. Na poważnych sponsorach takie liczby z pewnością nie robią wrażenia. Zapytam wprost: czy pomaga Wam to w negocjacjach ze sponsorami?
Na koniec zapytam, czy można spodziewać się w Tychach hitu transferowego.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze