Hokejowi sami swoi, czyli szkoleniowe disco polo
Platon pisał: „Za największego wroga ludzie mają tego, który mówi im prawdę” - rozpoczyna swój felieton Jerzy Sobera, były reprezentacyjny obrońca i olimpijczyk z Albertville.
Za mniej więcej 3 miesiące upłyną 22 lata od ostatniego występu naszej hokejowej reprezentacji w Igrzyskach Olimpijskich. Będąc wówczas młodym, niespełna 22-letnim człowiekiem wyobrażałem sobie, że zaszczyt uczestniczenia w największym święcie światowego sportu będzie dla nas normą.
Nie był, nie jest i szybko nie będzie. Podczas gdy hokejowy świat szykował się do przemian, w Polsce zapanowała beznadzieja.
Ja, po wielu latach straconych na notorycznym ubieganiu się o zapracowane na lodzie pieniądze, założyłem RTH Zryw Ruda Śląska, stwarzając sobie i innym możliwości do realizacji własnych pasji i marzeń.
W PZHL bez zmian. W dalszym ciągu dryfujemy bez żagli i steru, a na horyzoncie widać jedynie mgliste rysy kolejnych szamanów. Małostkowość, pozory, prywata, rozgrywki personalne oraz wzajemna adoracja powodują, że panuje totalny chaos. W organizacji szkolenia brakuje ideałów, słychać jedynie pustosłowie i strach przed zmianami, gdyż w następstwie niepopularnych decyzji można się komuś narazić lub stracić intratną posadę.
Ratunkiem wydaje się „coś” w rodzaju „okrągłego stołu” ludzi hokeja, którzy ciężko pracując sporow tym sporcie osiągnęli. Olimpijczycy lub wielokrotni uczestnicy turniejów MŚ. Jednym słowem autorytety, które nie uczyły się hokeja z książek, wyrabiając przy okazji odpowiednie papiery. Z krwii kości czynni oraz byli zawodnicy z pomysłem, pasją i wiarą w to, co robią. Wskazane aby na co dzień uczestniczyli w wydarzeniach sportowych, mając bieżący ogląd na to, co dzieje się w światowym hokeju. Dyskusja powinna mieć charakter merytoryczny z przyświecającym jej mottem, że najważniejszy jest hokej! Wyzbyta mrzonek o milionach euro lub szybkich cudach szkoleniowych, a uwieńczona konkretnymi wnioskami przedstawionymi na zjeździe PZHL.
Dlatego spotkanie(a) powinno się odbyć jeszcze przed Nadzwyczajnym Walnym Zjazdem Związku i dotyczyć wyznaczenia kierunków realnej strategii szkolenia dzieci i młodzieży, a także wskazania priorytetów i zmian organizacyjnych w reprezentacjach młodzieżowych. W pierwszym etapie chodziłoby jedynie o opracowanie i narzucenie decydentom nowoczesnej koncepcji, która w kolejnej fazie będzie uszczegóławiana i wspomagana przez fachowców od marketingu sportowego, zarządzania, itd. Należy dotrzeć do urzędników z ministerstwa i ciągłym nękaniem oraz argumentami „zmusić” do pomocy w zakresie jej opracowania.
Z pewnością sporym atutem jest aplikacja Krakowa o kandydaturę do organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku. To dopiero początek długiej i krętej drogi, ale na tą chwilę nie zgadzam się z malkontentami, że szanse w tym względzie są znikome. Ałma-Ata to postradzieckie pokrewieństwo Soczi, Norwegia miała swoje Lillehamer 94', a Lwów nie wydaje się mocną kandydaturą. Zobaczymy kto jeszcze przystąpi do rywalizacji, w każdym razie poważny argument istnieje, a problem tkwi gdzie indziej...
Otóż niekompetencja i brak siły przebicia w kluczowych instytucjach państwowych!
Piłka nożna ma Bońka, Koźmińskiego, czy też posła Koseckiego. W siatkarskim zarządzie zasiada Wagner, Papke, Roman. W piłce ręcznej szefem wyszkolenia jest wybitny niegdyś zawodnik Zygfryd Kuchta, a prezesem związku - szef PKOl Andrzej Kraśnicki. Koszykówka ma posła Zielińskiego (protegowanego Grzegorza Schetyny), a dodatkowo „ambasadora” Gortata.
Przed takimi ludźmi drzwi się otwierają! O naszej dyscyplinie już nawet dziennikarzom nie chce się pisać, a jeśli już cokolwiek wyartykułują to bardzo lakonicznie i bez polotu. Z kolei przy oglądaniu transmisji ligowych w TVP Sport można zasnąć na stojąco, co także koreluje z ogólnym obrazem słabości polskiego hokeja.
Aby jednak rozpocząć dyskusję i padły w niej pierwsze sugestie, zacznę od siebie i zaproponuję pewną formułę kluczowych zmian systemowych.Hokej zaczyna się od klubów, czyli de facto samorządów, które obwarowane coraz większymi obciążeniami rządowymi są coraz biedniejsze lub jak kto woli oszczędne. UKS-y, które od lat funkcjonują na zasadzie współpracy ze szkołami (przedszkolami), radzą sobie z kwestiami naborów nieco lepiej, jednak z utrzymaniem dzieci przy hokeju jest już wszędzie podobnie
Podstawowe pytanie zatem brzmi: Co zrobić, aby utrzymać jak najwięcej dzieci przy tak pięknej, aczkolwiek złożonej i drogiej dyscyplinie sportu? Jak je zmotywować i nie „oddawać” do łatwiejszej i tańszej konkurencji?
Nie tylko z moich obserwacji wynika, że przy hokeju utrzymują się nie tyle najzdolniejsi chłopcy, co ci pochodzący z bardziej zamożnych rodzin. Naturalnie obdarzone i wychowane na przysłowiowym trzepaku jednostki odchodzą, głównie z powodu braku zaangażowania rodziny (czasowego lub finansowego) oraz porównując to do czasów tzw. komuny, zdecydowanie mniejszych możliwości motywacyjnych klubów. Nie brakowało wówczas sprzętu i ubiorów sportowych, obozy przygotowawcze trwały czasem po kilka tygodni w roku i były całkowicie nieodpłatne, z kolei dalekie wyjazdy na mecze i turnieje nie tworzyły bariery finansowej. Ponadto popularne były w tamtych czasach akcje dożywiania, co w okresie wszechobecnej reglamentacji dawało nieocenioną wartość, bądź co bądź chorego ustroju.
W Polskich szkołach, w przeciwieństwie do Szwajcarii, nie animuje się mody na łyżwy, narty czy pływanie. Jesteśmy zdani na słabej jakości lekcje wf-u i...piłkę nożną. Liczba dzieci obecnie uczestniczących w szkoleniu jest podobna do tej z lat 70. i 80. Tyle, że wówczas z 30-tki - 20-tu nadawało się do sportu. Obecnie z tej samej grupy można wyselekcjonować co najwyżej 10 osób? Jeżeli z tego grona ubędzie kilku dzieciaków uzdolnionych ruchowo, tworzy się problem i… sztuczne utrzymywanie ilości zawodników w klubach. Z drugiej strony mamy do czynienia z szaleńczą eksploatacją 8-14 latków, którzy zaczynając swoją edukację sportową w wieku 5 lat, trenują po 6, 7 dni w tygodniu. Początkowo wyróżniają się w zespole, jednak z czasem więdną pod naporem bardziej zmotywowanych szybszymi postępami zawodników. Ponadto poprzez zarzynanie organizmu przytrafiają się częste kontuzje oraz mentalne, negatywne efekty zbyt wczesnego wywierania presji, namawiania do gry egoistycznej, bądź też przeceniania umiejętności - dyskredytując jednocześnie kolegów z drużyny i autorytet trenera..
Od lat przyglądamy się ciągłym zmianom, w których dominuje dyskusja czy np.:
- liczba graczy w trakcie meczu powinna wynosić 10+2, czy też 15+2?
- rozgrywać 24 a może 30 meczów sezonie?
- zmiany zawodników w grze lotne lub zatrzymywane
- wdrażać sztafety przedmeczowe, czy też nie?
- grać daną grupą w czwartek czy w niedzielę?
- dziewczęta mogą grać tu czy tam rok, czy też dwa lata starsze?
Co klub to inny interes oraz inne priorytety w ...danym roczniku i cały krąg filozofów od tego typu gaworzenia. Z boku podpowiadają leśne dziadki i kibice, a w efekcie króluje chaos i bezhołowie.Są to sprawy drugorzędne, jednak należy ustalić coś raz, dobrze i na lata. Regulaminy i terminarze (zarówno rozgrywek, jak i reprezentacji młodzieżowych), powinny być znane przynajmniej z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem! W chwili obecnej kluby oraz okręgi dowiadują się o tych sprawach często… tydzień prędzej.
Prawdziwym wyzwaniem wydaje się więc reforma (rewolucja) w systemie organizacji ośrodków szkolenia młodzieżowego oraz tak zwanych SMS-ów. Zamiast za pieniądze MSiT finansować klubowe GOSSM-y bądź OSSM-y, stwórzmy program, który za podobne środki będzie służył hokejowi jako całości, a nie wybranym w drodze układów podmiotom. Stworzy on w sposób naturalny drugi, efektywny stopień piramidy szkolenia. Kluczowe jest wypracowanie w nim systemu stypendialnego, który pomoże utrzymać i zmotywować do pracy zdolnych lecz mniej zamożnych dzieciaków. Z kolei formuła SMS-u jest anachroniczna, a jedyną szansą na podniesienie jej prestiżu jest gruntowna reforma... ośrodków szkolenia! Pieniądze na hokej w tym względzie z ministerstwa są! Prawie 2 mln złotych rocznie! Wydawane na wszystkich, a nie konkretnego „Kowalskiego”. Zarówno w funkcjonujących ośrodkach szkolenia, jak też przejadane przez spróchniałe struktury SMS-u. Moje propozycje z pewnością nie są pozbawione wad i biją w dotychczasowy, szeroko rozumiany układ. Jednak wbijając kij w mrowisko prowokuję jedynie do dyskusji. Nie o małych lub większych interesach, lecz o hokeju.
Podstawowe zmiany w dotychczasowym schemacie organizacyjnym OSSM-ów oraz GOSSM-ów powinny dotyczyć przede wszystkim:
1.Redukcji z 8 do 3 ośrodków szkolenia, czyli Południowy, Śląski i Północny (podobnie jak kantony w Szwajcarii)
2.Przejście z systemu ośrodków gimnazjalnych na tzw. otwarte ośrodki szkolenia (bez koszarowania dzieci w szkołach i internatach), połączone z ciągłą rotacją osobową i systemem motywacyjnym (stypendialnym).
3.Zakres szkolenia w ośrodkach powinien obejmować zawodników od U-12 do U-16
4.Utworzenie 3 SMS-ów według klucza poziomu sportowego nr 1, 2 i 3.
W chwili obecnej wygląda to tak, że fundusze, które powinny w sposób oczywisty przyczyniać się do tworzenia drugiego poziomu piramidy, utrzymują w rzeczywistości kluby, niekoniecznie podnosząc ich poziom sportowy (w wielu przypadkach kluby posiadające dotacje dla GOSSM lub OSSM przegrywają z tymi, które są zdane jedynie na subwencje miejskie). Można oczywiście wartościować skuteczność w procesie szkolenia poszczególnych ośrodków, docenić ogromną pracę wykonaną tu i ówdzie, jednak to liczby i wyniki na arenie międzynarodowej wskazują na potrzebę wprowadzenia zmian, w niewydolnym systemie zarządzania dotacjami z MSiT, a w efekcie na podnoszenie poziomu sportowego wyróżniających się graczy, a nie podtrzymywanie ilości zawodników w klubach (to rola samorządów).
Dla przykładu i oceny dotychczasowych działań, można przybliżyć składy osobowe z ostatnich powołań kadr U-16, U-18, U-20, w odniesieniu do stopnia dofinansowania przez MsiT – via PZHL ośrodków szkolenia w bieżącym roku. W szerokich kadrach znaleźli się reprezentanci:Krynicy – 4 (dofinansowanie 110 tys. złotych), Oświęcimia – 6 (80 tys.), Nowego Targu – 15 (140 tys.), Sanoka, 7 (80 tys.), Gdańska – 5 (80 tys.), Torunia – 8 (80 tys.), Warszawy – 1 (135 tys.), Śląska – 35 (0),
Fakty mówią same za siebie. Nie zgadzam się z opinią, że z powodu tej reformy niektóre kluby przestaną istnieć! MOSM-y, UKS-y, MUKS-y śląskie korzystają jedynie z subwencji miejskich i nie tracą na jakości szkolenia w stosunku do pozostałych. Ponadto kluby z północy i południa mogą - jako często jedyny (lub 2) podmiot(y) hokejowy w regionie – aplikować o wsparcie finansowe u marszałków województwa.
Każdy z ośrodków powinien wyznaczyć sobie niezależne cele, które pasują do jego poziomu sportowego, położenia geograficznego i innych aspektów wynikających z dotychczasowych działań.(W przypadku okręgu śląskiego są to: udział w cyklicznych warsztatach, konsultacjach oraz zgrupowaniach – ok. 30 dni w roku; udział w renomowanych turniejach krajowych i zagranicznych – maksymalnie 2; utrzymanie stałych kontaktów z hokejem czeskim – w okręgu morawsko/śląskim; udział w rozgrywkach młodzieżowej ligi czeskiej; nawiązanie nowych – stałych kontaktów zagranicznych – z selektami Słowacji, Węgier, Austrii, ew. innych; reaktywowanie szkolenia dzieci młodzieży w Cieszynie, z przygotowaniem bazy pod współpracę z Cieszynem czeskim – subwencje UE; poszerzenie współpracy z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową w Raciborzu).
Jednak będą zmuszone prowadzić szkolenie według jednego, wypracowanego przez trenera głównego wzorca. Tak, aby w okresie wiosennym stworzyć wspólnie możliwie najsilniejsze 3 lub 4 reprezentacje (U-13, U-14, U-15, U-16), które wezmą udział w najmocniej obsadzonym turnieju w Europie. Ponadto południe (okręg małopolski i podkarpacki) oraz północ (okręg pomorski, kujawsko-pomorski i warszawski), powinny uzgodnić warunki porozumienia o współpracy i koordynowaniu poszczególnych działań, z założeniem głównym o rotacyjnym systemie organizacji konsultacji, warsztatów i zgrupowań, a wybór osób realizujących zadanie, będzie wynikał z umów, które autonomicznie opracują.
Jedną z kluczowych kwestii będzie zatrudnienie trenera głównego, odpowiedzialnego za opracowanie koncepcji szkolenia i nadzorowanie pracy w ośrodkach. Fundusze na tego typu funkcje są i nie trzeba ich specjalnie szukać. W PZHL podobno jest osoba odpowiedzialna za szkolenie. Temu Panu należy podziękować za współpracę i przeznaczyć z programu kwotę np.(?) 200 tys. złotych rocznie na fachowca z wysokiej europejskiej półki!
W zakresie obowiązków trenera głównego będzie opracowanie koncepcji szkolenia według najnowszych światowych standardów, które oprócz OSSM-ów i SMS-ów, trafią do klubów w wersji papierowej oraz DVD.
Do realizacji Jego koncepcji znajdziemy wielu ambitnych i zdolnych trenerów krajowych, którzy poradzą sobie z każdą problematyką. Należy tylko pewne nowe elementy metodyki pracy…. zademonstrować (w szczególności na lodzie), a poprzez redukcję ośrodków i automatycznie mniejszy udział osobowy w zadaniu, stworzymy rywalizację, a w następstwie poprawę jakości pracy, w połączeniu z jej godziwym wynagrodzeniem.
Nieodzownym elementem programu musi być system stypendialny. Poza wydzieleniem z budżetu osobnej puli na wsparcie finansowe niektórych zawodników, określenia warunków i stopnia dofinansowania, muszą w systemie partycypować kluby. Im więcej wychowanków weźmie udział w szkoleniu, tym większa dla nich korzyść. Będą ponosić składkę od zawodnika, który zakwalifikuje się do reprezentacji uczestniczącej w wiosennym turnieju, czyli niejako podsumowaniu sezonu. Wysokość składki będzie ustalona z klubami, które z kolei będą miały wpływ na określenie stopnia dofinansowania swoich zawodników w sezonie następnym, do wysokości wpłaconej kwoty.
Przy jasno i czytelnie określonych regułach, w programie chętnie będą partycypować rodzice. Ich wkład powinien oscylować w granicach 20% wartości, co przy założeniu, że udział jednego zawodnika w projekcie wynosi ok. 5 tys. złotych, będzie stanowić kwotę ok. 1 tys. złotych rocznie. Dla jednych dużo, dla drugich mało, ale trzeba też sobie jasno powiedzieć, że czasy całkowitej filantropii w tym względzie bezpowrotnie minęły.
Podobną strukturę organizacyjną posiadałyby 3 SMS-y, które w odróżnieniu od OSSM-ów powinny być zhierarchizowane według poziomu sportowego i co rok weryfikowane osobowo (awans lub spadek), na podstawie wykazanego progresu lub regresu umiejętności zawodników.
PZHL co rusz chwali się wychowankami swojej szkoły. Nie mówi za to nigdy o 15-18 latkach, którzy odeszli z hokeja, nie widząc żadnych perspektyw na przyszłość. W tym wieku wszystko się może zdarzyć. Nie szufladkujmy już wówczas tych młodych ludzi. Nie protegujmy dzieci znajomków. Stwórzmy zawodnikom opóźnionym w rozwoju szansę, motywację i narzędzia do dalszej pracy!
Wokół istnieje wiele prywatnych inicjatyw. Niestety są one jedynie podskokami i nie prowadzą do strategicznych zmian na lepsze. Pokazowe treningi, campy, czy też wyjazdy na „anonimowe” turnieje są cenne, ale zacierają rzeczywisty obraz kondycji polskiego hokeja młodzieżowego.
To w klubach zawodnik odbywa ok. 90% swoich zajęć. Wbrew panującej opinii, praca z najmłodszymi w większości z nich wygląda całkiem przyzwoicie. Problem pojawia się później (właśnie w wieku 12-16 lat), gdzie ze stu procent potencjalnie najlepszych dzieciaków, tylko maksymalnie połowa chce, a efekcie ma szansę na bardziej wszechstronny rozwój.
Jako Śląski Związek Hokeja na Lodzie wdrożyliśmy w ubiegłym sezonie pilotażowy projekt „Metropolia Silesia”. Nie wszystko się w nim udało, było sporo potknięć i problemów nie do przeskoczenia, ale praktycznie bez środków własnych i w ramach szeroko pojętego wolontariatu, udało się kilka pomysłów zrealizować. To w głównej mierze zasługa rodziców, którzy bardzo chętnie uczestniczyli w tym projekcie, wyłożyli własne pieniądze, a kilku z nich bardzo pomagało w sferze organizacji pomysłu. Nie wdając się w szczegóły ...chwilowego zaniechania realizacji programu stwierdziliśmy, że na dłuższą metę nie można improwizować, bo stajemy się w swoich pomysłach śmieszni.
Czas odznaczyć i pożegnać osoby przypadkowe, które znalazły się przy hokeju tylko dzięki znajomości z innymi ludźmi. Zapuścili korzenie, wyrobili sztampowe wzorce postępowania nie wnosząc znaczących zmian, a w efekcie od wielu lat lecimy na tzw. oparach.
Po raz kolejny dążymy do pozbawionej argumentów wojny na szczytach władzy PZHL. Zaczynamy od nazwisk, układów, pustosłowia, a sport jest gdzieś na szarym końcu. Nie wierzę już w żadnego „Wołodię” z walizką i koperty w szufladzie. Liczę, że znajdą się osoby, które pomyślą wreszcie o hokeju. Mnie i z pewnością wielu innych nie interesuje już kolejny wybór pomiędzy dżumą a cholerą...
Jerzy Sobera
Komentarze