Bruins znów lepsi o jednego gola
Sztuka wygrywania zaciętych meczów o których wyniku decyduje jeden gol jest w play-offach NHL niezwykle ważna. Hokeiści Boston Bruins jej znajomość posiedli w stopniu co najmniej zadowalającym.
Do końca trzeciej tercji wczorajszego meczu numer 2 półfinału Konferencji Wschodniej pomiędzy Bruins a Philadelphia Flyers brakowało 3 minuty, gdy krążek po odbiciu się od Lukáša Krajíčka spadł na lód dokładnie w miejscu w którym stał Milan Lucic. 21-letni skrzydłowy opanował go, odwrócił się i oddał kapitalny strzał, którym pokonał Briana Bouchera dając swojej drużynie prowadzenie 3:2. Bruins zdołali je utrzymać już do końca spotkania. To zresztą żadna nowość, bo podopieczni Claude'a Juliena radzą sobie z tym w obecnych play-offach znakomicie. Z sześciu dotąd wygranych spotkań pięć kończyło się ich jednobramkowym zwycięstwem, a ta szósta wygrana w meczu numer 2 z Buffalo Sabres także byłaby jednobramkowa, gdyby nie trafienie po wycofaniu bramkarza rywali.
Wszystkie swoje zwycięstwa zespół z Bostonu gwarantował sobie strzelając bramki w trzeciej tercji lub dogrywce. Wczoraj Milan Lucic trafił także w idealnym momencie, zwłaszcza, że dotąd w tych play-offach nie strzelił ani jednej bramki. Ostatni raz na listę strzelców wpisał się 10 kwietnia, a w sezonie zasadniczym tylko dwa jego gole dawały druzynie zwycięstwo. Lucic podobnie jak kilku innych zawodników musi wziąć na siebie ciężar gry w znacznie większym stopniu, niż dotąd, bowiem już do końca sezonu Bruins muszą sobie radzić bez Marco Sturma. Niemiec w meczu nr 1 próbując wykonać atak przy bandzie na Matta Carle'a doznał jednoczesnego zerwania więzadła krzyżowego przedniego i pobocznego piszczelowego i prawdopodobnie nie zdąży się wyleczyć nawet na inaugurację przyszłego sezonu.
Sturm co prawda zarówno w końcówce rozgrywek zasadniczych, jak i w pierwszej rundzie play-off spisywał się dość słabo, ale to najlepszy strzelec ekipy z Bostonu w sezonie regularnym. Wczoraj oprócz Milana Lucica gole dla Bruins strzelili Johnny Boychuk i przeżywający kolejną młodość Miroslav Šatan, który zanotował także asystę. W bramce znów dobry mecz rozegrał Tuukka Rask, który obronił 24 strzały. Fin broni w tych play-offach ze skutecznością 92,2 %, a szczególnie dobry jest w kluczowych dla ekipy z Bostonu trzecich tercjach i dogrywkach. Po jego występach zupełnie nie widać faktu, że wciąż jest debiutantem w NHL. Bohaterem wczorajszego wieczoru był jednak Lucic, który po kontuzjach prześladujących go w rozgrywkach zasadniczych wreszcie może zaprezentować pełnię swoich możliwości.
-Zdecydowanie poczułem ulgę, zwłaszcza, że to był gol zwycięski- mówił Lucic po spotkaniu. -Starałem się przede wszystkim zablokować obrońców, odwrócić się i uderzyć.Na szczęście krążek jakoś znalazł drogę do bramki. Tymczasem choć Philadelphia Flyers w obu meczach rozegranych w Bostonie ani przez moment nie prowadzili to mogą czuć niedosyt, bowiem mimo stoczenia dwóch wyrównanych pojedynków do swojego miasta wracają przegrywając 0-2. -W tym drugim meczu straciliśmy gola tak późno, że czuję jakby to były dwie porażki po dogrywce - mówi Daniel Briere, który wczoraj zdobył gola i asystował przy bramce Mike'a Richardsa. -Pozytywne jest to, że wiemy iż potrafimy z nimi walczyć.Jedno szczęśliwe odbicie krążka i wynik może być zupełnie inny.
Flyers teraz podejmą rywali we własnej hali, a przecież są jednym z dwóch zespołów, które w tych play-offach u siebie nie przegrały. Ten drugi to Bruins. O tym, że walka będzie ostra niech świadczy incydent z 35. minuty wczorajszego spotkania, kiedy Daniel Carcillo rozpoczął szamotaninę z Marcem Savardem po tym, jak ten uderzył kijem w rękawicę Bouchera. Carcillo oskarżył później rywala o... ugryzienie. Savard, który w 2003 roku był zawieszony za ugryzienie Darcy'ego Tuckera bronił się po meczu twierdząc, że to Carcillo próbował ręką wyrywać mu zęby. Trzeci mecz w Filadelfii odbędzie się jutro. Boston Bruins z 26 serii w których prowadzili po dwóch meczach 2-0 wygrali 20.
Boston Bruins - Philadelphia Flyers 3:2 (1:1, 1:1, 1:0)
1:0 Boychuk - Bergeron 05:12
1:1 Richards - Briere - Leino 17:06
2:1 Šatan - Wheeler - Wideman 29:31
2:2 Briere - Leino - Pronger 39:35
3:2 Lucic - Krejčí - Šatan 57:03
Strzały: 27-26.
Minuty kar: 8-10.
Widzów: 17 565.
Stan rywalizacji: 2-0. Trzeci mecz w środę w Filadelfii.
Prawdziwy charakter pokazali w meczu numer 2 z Vancouver Canucks zawodnicy Chicago Blackhawks. Już po sześciu minutach spotkania ekipa Joela Quenneville'a, która uległa rywalom w pierwszym meczu u siebie 1:5 przegrywała 0:2. Jeszcze po dwóch tercjach było 1:2, ale trzecia odsłona przechyliła szalę zwycięstwa na korzyść drużyny z Chicago. W 47. minucie Patrick Sharp trafił w osłabieniu, a na 90 sekund przed końcem Kris Versteeg dał prowadzenie Blackhawks. Patrick Kane ustalił wynik na 4:2 w ostatniej minucie, kiedy rywale wycofali już z bramki Roberto Luongo. Świetny mecz w barwach Blackhawks rozegrał Brent Seabrook, który strzelił swojego pierwszego gola w tych play-offach, dwa razy asystował i był na lodzie przy wszystkich bramkach swojej drużyny. Gola i asystę uzyskał Versteeg.
Stojący w bramce gospodarzy Antti Niemi obronił 24 strzały i zrehabilitował się za słaby występ w pierwszym spotkaniu , kiedy trzecią tercję oglądał już z ławki po wejściu do bramki Cristobala Hueta. Teraz rywalizacja przeniesie się do Vancouver, gdzie w środę dojdzie do meczu numer 3. Przed rokiem obie drużyny także spotkały się na tym etapie i wówczas również po dwóch meczach był remis 1-1, tyle że rywalizacja zaczynała się w Vancouver. Blackhawks nigdy nie przegrali w play-off serii przeciwko Canucks.
Chicago Blackhawks - Vancouver Canucks 4:2 (1:2, 0:0, 3:0)
0:1 Raymond - Kesler - Bieksa 01:22
0:2 Samuelsson - H. Sedin - Demitra 05:02 PP2
1:2 Seabrook - Bolland - Versteeg 07:40
2:2 Sharp - Seabrook 46:49 SH
3:2 Versteeg - Keith - Seabrook 58:30
4:2 Kane - Toews 59:12 EN
Strzały: 34-26.
Minuty kar: 12-4.
Widzów: 22 142.
Stan rywalizacji: 1-1. Trzeci mecz w środę w Vancouver.
Komentarze