Pierwszy gol odmienił "Habs"
Mecz numer 3 finału Konferencji Wschodniej NHL pokazał, jak wiele zmienić może jeden gol. Montréal Canadiens wreszcie zaczęli strzelać i wrócili do gry o finał NHL.
Po pierwszych dwóch meczach w których "Habs" nie znaleźli sposobu na pokonanie Michaela Leightona dużo mówiło się w Montréalu o tym, jak ważne jest strzelenie pierwszego gola. Przebieg wczorajszego meczu pokazał, że nie były to puste słowa. W 8. minucie gry sygnał do ataku dał najlepszy snajper play-off, Michael Cammalleri, który znalazł się pod bramką i pokonał Leightona zatrzymując jego serię bez wpuszczenia gola na 172 minutach i 55 sekundach. Cammalleri zdobył swojego 13. gola w play-off w sposób, jakiego oczekiwał trener Jacques Martin lub inaczej - w jaki bramki zdobywali dotąd Flyers. W pierwszych dwóch meczach gracze Canadiens nie tworzyli tłoku przed Leightonem, który nie musiał się specjalnie wysilać, by interweniować.
Tym razem bramkarz gości miał znacznie trudniejsze zadanie, a również kolejne gole padały przy wielkiej liczbie rywali pod jego bramką. Tom Pyatt podwyższył na 2:0 jeszcze w pierwszej tercji strzelając gola wyjątkowo brzydkiego nawet jak na play-offy, kiedy dosłownie wepchnął "gumę" do bramki, a Dominic Moore trafił na 3:0 dzięki temu, że Maxim Lapierre zasłonił bramkarza. Ostatecznie Canadiens wygrali 5:1 i choć porażka wyjazdowa nie jest dla fanów Flyers alarmująca to styl, w jakim została poniesiona już tak. O ile Canadiens już w meczu numer 2 mieli optyczną przewagę, ale nie utrudniali życia Leightonowi, o tyle wczoraj zupełnie zdominowali grę. O tym jak wielką przewagę mieli "Habs" niech świadczy fakt, że gola zdobył nawet ich bodaj najgorszy w tych play-offach gracz, Marc-André Bergeron.
Bohaterem wieczoru był jednak kto inny. Roman Hamrlík był na lodzie przy pierwszych czterech golach swojej drużyny i zaliczył dwie asysty. Jedyny przykry dla niego moment spotkania to bójka ze Scottem Hartnellem z 59. minuty, kiedy odczuł ciosy rywala. Sędziowie nie nałożyli na gracza Flyers, który pierwszy zrzucił rękawice kary za zainicjowanie bójki, więc będzie on mógł zagrać w kolejnym spotkaniu. Nieco w cieniu występu Hamrlíka pozostał kolejny świetny mecz 21-letniego P.K.'a Subbana, który trzykrotnie asystował i uzyskał +3 w klasyfikacji +/-. Jaroslav Halák zwykle broniący najlpiej, kiedy ma najwięcej pracy tym razem interweniował tylko 25 razy, ale po słabszych meczach w Filadelfii wreszcie zagrał na wysokim poziomie.
Cichym bohaterem Canadiens był Maxim Lapierre, który jak zwykle wykonywał swoją "czarną robotę". To on zasłonił Leightona przy golu na 3:0 i zanotował asystę przy bramce Pyatta, wreszcie to on bez przerwy prowokował mających wczoraj kłopoty z dyscypliną graczy Flyers. W szczególności zaś Chrisa Prongera, co przyniosło Canadiens wymierne skutki. Potężny obrońca "Lotników" jak zwykle przebywał na lodzie najdłużej (26:49), ale tym razem nie był to dobry pomysł. Pronger i jego partner z obrony, Matt Carle zagrali najgorszy mecz tych play-offów. Obaj kończyli go z wynikiem -3 i mieli duży udział przy stracie drugiego i czwartego gola. Najpierw Pronger zgubił krążek, który przejął Dominic Moore, a chwilę później Tom Pyatt umieścił "gumę" w bramce.
Później Carle nie doskoczył do loba Hamrlíka, co dało Brianowi Gioncie sytuację sam na sam z Leightonem i gola numer 4. Honorowe trafienie dla Flyers zanotował Simon Gagné. Fani z Montréalu mieli swoje chwile satysfakcji, kiedy znów zaśpiewali "¡Olé Olé Olé!" parodiowane we wtorek w Filadelfii. Jednocześnie wiedząc, że Michael Leighton wciąż nie ma dużego doświadczenia w play-offach wielokrotnie złośliwie wywoływali jego nazwisko chcąc sprowokować do błędów. Słabsza, niż w meczach nr 1 i 2 postawa Leightona przyda się także jutro, kiedy obie drużyny zagrają po raz czwarty, ponieważ mimo bardzo przekonującego zwycięstwa "Habs" wciąż w serii przegrywają 1-2. W sobotę znów będą chcieli jako pierwsi trafić do bramki rywali.
-W pierwszych tercjach obu pierwszych meczów zrobiliśmy sporo dobrych rzeczy, ale nie strzeliliśmy gola - mówił po meczu RomanHamrlík. -Tym razem udało się objąć prowadzenie i nadal atakowaliśmy.Myślę, że cały zespół zagrał dobrze. Flyers przerwali serię sześciu kolejnych zwycięstw i już wiedzą, że ich rywale tanio skóry nie sprzedadzą. - Każdy kto myślał, że to będzie łatwa seria prawdopodobnie nie powinien tu być - mówi Chris Pronger. -Gdyby oni się poddawali będąc pod presją to nie graliby w finale konferencji.Canadiens to drużyna, która pokazała w trakcie play-offów wiele serca do walki.Teraz my też musimy go trochę pokazać. Rywalizacja Flyers - Canadiens jest pierwszą w tych rozgrywkach postsezonowych w której gospodarze wygrali pierwsze trzy spotkania.
Montréal Canadiens - Philadelphia Flyers 5:1 (2:0, 1:0, 2:1)
1:0 Cammalleri - Subban - Hamrlík 07:05
2:0 Pyatt - Lapierre - Moore 16:52
3:0 Moore - Pyatt - Gorges 31:33
4:0 Gionta - Hamrlík - Subban 42:00
4:1 Gagné - Carcillo - Pronger 48:22
5:1 Bergeron - Subban - Gomez 59:29 PP2
Strzały: 38-26.
Minuty kar: 19-25.
Widzów: 21 273.
Stan rywalizacji: 1-2. Czwarty mecz w sobotę w Montréalu.
Komentarze