Puchar Stanleya w Chicago!
Najważniejsze rozstrzygnięcie hokejowego sezonu 2009-10 wreszcie zapadło. Chicago Blackhawks na Puchar Stanleya musieli wczoraj poczekać nieco dłużej, niż planowali, ale po 49 latach trofeum o którym marzy każdy hokeista świata znów jest w "Wietrznym Mieście".
Blackhawks nie wygrali w Filadelfii meczu play-off od 1996 roku, ale wczoraj zrobili to w momencie, w którym było to najbardziej potrzebne. W 5. minucie dogrywki Patrick Kane zjechał z prawej strony Michaela Leightona i oddał strzał na bramkę. W tej chwili krążek... zniknął. Obecni na tafli gracze Blackhawks patrzyli na sędziów, zawodnicy z ławki także nie wiedzieli, co się dzieje. Jedynie sam Kane rzucił kij i rękawice, by ruszyć w stronę Anttiego Niemiego. "Guma" zatrzymała się w prawym górnym rogu bramki i choć na wszelki wypadek odbyła się analiza wideo nic już nie mogło zmienić faktu, że Chicago Blackhawks zostali mistrzami NHL 2010. Na ten tytuł goście musieli w Wachovia Center poczekać nieco dłużej, niż planowali.
Kiedy trzecia tercja meczu numer 6 zaczynała się przy wyniku 3:2 dla "Hawks", a kolejne jej minuty mijały i rezultat się nie zmieniał kibice w Chicago mogli być coraz bardziej pewni tytułu. Jednak gdy na niespełna 4 minuty przed końcem Scott Hartnell w przypadkowych okolicznościach doprowadził do remisu hala eksplodowała, a "Lotnicy" znów wierzyli, że uda im się wyrównać stan serii. Po meczu pozostaje im tylko pytanie, co by było, gdyby na 88 sekund przed końcem Jeff Carter podniósł bardziej krążek i przerzucił go nad padającym Anttim Niemim. Nie udało mu się tego zrobić, więc niedługo gracze Blackhawks rozpoczną rajd po świecie z Pucharem Stanleya. Dla fanów dyscypliny na całym globie najważniejsze było to, że najlepszy mecz całej finałowej serii zespoły zachowały na jej koniec.
Po słabym meczu numer 5 i podobnie słabym rozpoczęciu rywalizacji w spotkaniu pierwszym wczorajszy pojedynek był znakomitym widowiskiem. Pod obiema bramkami działo się dużo, ale zespoły spisywały się dobrze także w obronie. Ekipa z Chicago udowodniła jednak, że umiejętnościami można pokonać słabszy zespół bardzo ciężko pracujący na swój sukces. Co najważniejsze w meczu, który Flyers musieli wygrać, by nadal liczyć się w rywalizacji to Blackhawks dominowali na tafli. Gdyby nie przeciętna gra Niemiego pewnie dogrywka nie byłaby potrzebna, o czym świadczy choćby przewaga strzałów 41-24. "Hawks" objęli prowadzenie w 17. minucie podczas gry w przewadze po strzale Dustina Byfugliena.
Rywale odpowiedzieli bardzo szybko, a konkretnie zrobił to Hartnell. Gdy po fatalnym nieporozumieniu obrońców Blackhawks Danny Brière w 28. minucie dał gospodarzom prowadzenie 2:1 wydawało się, że szala zwycięstwa przechyla się na ich korzyść. Radość nie trwała jednak długo, ponieważ bezsensowna kara dla Braydona Coburna zmusiła "Lotników" do gry 4 na 4 (ukarany został także Marián Hossa), a Patrick Sharp dzięki błędowi Leightona doprowadził do wyrównania. Wreszcie Andrew Ladd zmieniając tor lotu krążka po strzale Niklasa Hjalmarssona dał swojej drużynie prowadzenie, a później była już trzecia tercja i wreszcie dogrywka. Flyers ponieśli dopiero drugą w tych play-offach porażkę na wyjeździe i wreszcie przegrali mecz, który mógł ich wyeliminować z serii.
Po spotkaniu na tafli przykrytej dywanem pojawił się tradycyjnie wybuczany komisarz NHL, Gary Bettman i wręczył najpierw Conn Smythe Trophy, a później najważniejszą nagrodę. Tę pierwszą mimo słabej gry w finale (3 asysty, -5 w +/-) otrzymał Jonathan Toews. Został tym samym pierwszym w historii graczem, który w jednym roku był wybrany najlepszym napastnikiem Igrzysk Olimpijskich i MVP play-offów NHL. Toews w ostatniej chwili przegrał w klasyfikacji punktowej rozgrywek posezonowych z Dannym Brière'em (30 punktów). Chwilę po otrzymaniu Conn Smythe Trophy kapitan Blackhawks podniósł w górę Puchar Stanleya. W wieku 22 lat i 41 dni został drugim najmłodszym zawodnikiem, który zrobił to jako kapitan. Młodszy był tylko przed rokiem Sidney Crosby.
Toews jednocześnie dołączył do Klubu Potrójnego Złota IIHF bijąc rekord Petera Forsberga, który dotąd zrobił to w najmłodszym wieku. Gracz Blackhawks dopiero zaczynający de facto swoją wielką karierę jest już mistrzem NHL, olimpijskim oraz świata seniorów i dwukrotnym mistrzem świata juniorów. Conn Smythe Trophy w młodszym wieku zdobył tylko Patrick Roy. Duncan Keith, Brent Seabrook i Toews w tym samym roku zostali mistrzami olimpijskimi i zdobyli Puchar Stanleya, ale zapewnił to Patrick Kane, który w Vancouver w meczu kończonym w podobnych okolicznościach, jak wczorajszy przegrał. Przed trójką z Chicago podobny dublet uzyskali tylko: Ken Morrow w 1980 oraz Brendan Shanahan i Steve Yzerman w 2002 roku.
Latem klub z Chicago czekają wielkie zmiany kadrowe, bowiem kontrakty z 14 podpisanymi dotąd graczami już spowodowały przekroczenie "salary cap", ale to praca dla Generalnego Menedżera, Stana Bowmana. Hokeiści wykonali swoją znakomicie. Podobnie, jak trener Joel Quenneville. Kiedy po latach ta seria będzie wspominana wielu z pewnością jako jej moment przełomowy wskaże zmiany w składzie, których dokonał szkoleniowiec przed meczem nr 5. Jego trzecia formacja była w dwóch ostatnich spotkaniach znakomita, a i Patrick Kane być może nie strzeliłby zwycięskiego gola, gdyby nie poczuł się lepiej przestając grać z Byfuglienem i Toewsem. Przynajmniej przez rok Chicago Blackhawks w pełni zasłużenie pozostaną najlepszym hokejowym zespołem świata.
W sezonie 2009-10 w barwach Blackhawks wystąpili:
Bryan Bickell*, Dave Bolland, Nick Boynton, Troy Brouwer, Adam Burish, Dustin Byfuglien, Brian Campbell, Corey Crawford**, Jake Dowell**, Ben Eager, Colin Fraser*, Jordan Hendry, Niklas Hjalmarsson, Marián Hossa, Cristobal Huet*, Kim Johnsson**, Patrick Kane, Duncan Keith, Tomáš Kopecký, Andrew Ladd, John Madden, Antti Niemi, Brent Seabrook, Patrick Sharp, Jack Skille*, Brent Sopel, Jonathan Toews (kapitan) i Kris Versteeg.
* nie grali w finale
** nie grali w play-off.
Po meczu powiedzieli:
Patrick Kane: Wiedziałem od początku, że był gol. Nagle w jednym momencie pojawia się myśl "Wygraliśmy Puchar Stanleya" i nie ma żadnych innych. Grać ten mecz i być częścią tej chwili to jedyna rzecz, którą chciałbym robić.
Jonathan Toews: Z tą drużyną stało się tak wiele dobrych rzeczy, a ta jest szczytem wszystkiego. To było niesamowite. Chciałem po prostu wyrwać puchar ze stolika i dać go chłopakom. Ta chwila jest tak piękna, jak ją reklamowano.
Joel Quenneville: To najpiękniejsze uczucie. Nie mogłem prosić o lepszą grupę chłopaków, z którymi bym pracował.
Marián Hossa: Wiele rzeczy przeszło przez moją głowę. To niewiarygodne. Myślałem o mojej rodzinie i o tym, że byłem w finale trzeci raz z rzędu, ale wreszcie wygrałem. Co za ulga.
Scott Hartnell: Historia skończyła się w zły sposób dla nas. To boli. To kłuje. Każdy negatywny przyniotnik by tu pasował. Graliśmy wystarczająco dobrze, żeby tu być i zasłużyliśmy na to. Oczywiście to oni zasłużyli na puchar.
Michael Leighton: Trudno to przełknąć. Sposób, w jaki rywalizacja się skończyła jest trudny do przyjęcia. Mówią, że nigdy nie decyduje piękny gol, tylko szczęśliwa, głupia bramka. Tak było tym razem.
DannyBrière: Myśleliśmy, że znów uda nam się znaleźć sposób na uniknięcie porażki. Za kilka dni może bardziej docenimy nasz cały rajd przez play-offy i rzeczy, które zrobiliśmy po drodze. Teraz to po prostu boli.
Philadelphia Flyers - Chicago Blackhawks 3:4 (1:1, 1:2, 1:0, 0:1)
0:1 Byfuglien - Toews - Kane 16:49 PP
1:1 Hartnell - Brière - Pronger 19:33 PP
2:1 Brière - Leino - Krajíček 28:00
2:2 Sharp - Bolland - Keith 29:58
2:3 Ladd - Hjalmarsson - Kane 37:43
3:3 Hartnell - Leino - Brière 56:01
3:4 Kane - Campbell 64:06
Strzały: 24-41.
Minuty kar: 10-8.
Widzów: 20 327.
Stan rywalizacji: 2-4. CHICAGO BLACKHAWKS MISTRZAMI NHL 2010.
Komentarze