Puchar Stanleya - przeznaczenie, czy łut szczęścia? (video)
Niektórzy hokeiści do zdobycia upragnionego pierścienia potrzebują zaledwie jednego sezonu (a dokładniej 100 meczów łącznie z play-offami). A inni? No cóż, nie wszyscy mają tyle szczęścia. Oto lista dziesięciu hokeistów, którzy rozegrali najwięcej spotkań bez zdobycia najcenniejszego hokejowego trofeum.
Czy mają jeszcze szanse na wygranie ligi NHL?
Pierwszym pechowcem jest 37-letni Roman Hamrlik, który rozegrał w NHL 1 311 meczów. Czeski obrońca był pierwszym w historii zawodnikiem wydraftowanym przez nowopowstający wówczas zespół Tampy Bay Lightnings. W lidze występuje od 1992 roku. Pierwszy raz w finale konferencji wystąpił rok temu, niestety jego ówczesny zespół Montreal Canadiens uległ Philadelphii. Były kolega Mariusza Czerkawskiego z New York Islanders w tym sezonie wydaje się być najbliżej zdobycia Pucharu Stanleya niż kiedykolwiek, gdyż występuje w drużynie zdecydowanych faworytów tego sezonu - Washington Capitals.
Kolejnym na naszej nieszczęsnej liście jest Bryan McCabe, ofensywnie grający obrońca, który większość kariery spędził w drużynie Toronto Maple Leafs i to z tym zespołem tylko raz wystąpił w finale konferencji. Od lokautu (sezon 2004-2005) nie zagrał już w play-offach. Kanadyjczyk ma na koncie 1135 meczów, w których strzelił 145 bramek i zgromadził łącznie 528 punktów. Obecnie jest bez klubu i nie zanosi się, na to, aby jakaś drużyna się nim zainteresowała.
Shane Doan, żywa legenda i obecny kapitan Phoenix Coyotes, 1 119 razy wyjeżdżał na tafle najlepszej ligi świata, a jego drużyna nigdy nie stanęła po stronie zwycięskiej przy pomeczowym uściskiwaniu rąk (w NHL hokeiści podają sobie dłoń tylko na zakończenie fazy play-off). Przystępował do play-offów osiem razy.
Radek Dvorak, 10 wybór w drafcie 1995 roku, rozegrał 1 118 spotkań. W starciach po regularnym sezonie zagrał 4 razy, z czego 2-krotnie jego drużyna dochodziła do Finału (w 1996 z Florida Panthers i 2006 z Edmonton Oilers). Niestety nie było mu dane napić się szampana z pucharu. Obecnie gracz Dallas Stars, która w tym roku radzi sobie nadzwyczajnie dobrze.
Jarome Iginla, kolejna żywa legenda w naszym zestawieniu. Dwukrotny złoty medalista Igrzysk Olimpijskich w 1 115 meczach dla Calgary strzelił 486 goli gromadząc 1 010 punktów. Kapitan drużyny z Alberty w 2004 roku wystąpił w finale, jednak zespół Kanadyjczyka przegrał ze wspomnianą wcześniej Tampą Bay Lightning po pasjonującym siedmiomeczowym starciu.
Ryan Smyth - 1 069 meczów. Jemu posezonowe rozgrywki również nie są obce. Wystąpił w nich 11-krotnie z czterema różnymi drużynami i tylko raz udało mu się pokazać w finale w 2006 roku w koszulce Edmontonu.
Mike Grier - ten potężnie zbudowany, defensywny napastnik rozegrał w swojej karierze już 1 060 meczów, w tym ponad 100 spotkań w play-offach, jednak nigdy nie miał szczęścia meczach o najwyższą stawkę, gdyż jego drużynom ani razu nie udało się wygrać choćby jednej serii play-offów. Obecnie bez klubu.
Daniel Alfredsson, i znów powracamy do tematu legendarnych graczy bez pucharu. Bo tak na pewno trzeba nazwać 38-letniego Szweda, który wszystkie swoje 1,056 meczów zagrał w drużynie stolicy Kanady, Ottawa Senators. Również brał udział w finale w 2007 roku, jednak uległ ekipie, w której pierwsze skrzypce grali Chris Pronger i Scott Niedermayer z Anaheim Ducks.
Jeśli mowa o faworytach tego sezonu do zdobycia pierścienia, trzeba wspomnieć o Patricku Marleau. Ten złoty medalista Igrzysk w Vancouver ma na koncie 1 035 spotkań i trzy lata z rzędu już gra w finale konferencji w San Jose Sharks, którzy również są jednym z głównych kandydatów liczących się w walce o Puchar.
Ostatni zawodnik wprawdzie zdobył najcenniejsze hokejowe trofeum, jednak potrzebował na to 1 826 meczów! Raymond Bourque spędził w Bostonie 20 lat. W ostatnim swoim sezonie został oddany w wymianie do ówczesnego mocarstwa NHL Colorado Avalanche. Do dziś mówi się, że nawet kibice przeciwnej drużyny chcieli, aby Ray zdobył upragniony Puchar. Ten obrońca w 1 612 meczach regularnego sezonu zdobył aż 1 579 punktów! Uniesienie przez niego Pucharu w sezonie 2000-2001 jest uważany za najpiękniejszy moment w całej historii hokeja.
Komentarze