NHL: Blackhawks przełamali Quicka (WIDEO)
Mając naprzeciw siebie najlepszego bramkarza fazy play-off NHL, gracze Chicago Blackhawks przyjęli w pierwszym meczu finału konferencji zachodniej taktykę zasypania go strzałami. Długo nie przynosiło to efektu, ale wreszcie opór Jonathana Quicka został przełamany i ekipa z "Wietrznego Miasta" objęła w serii z Los Angeles Kings prowadzenie 1-0. Na Wschodzie po pierwszym meczu prowadzą Boston Bruins.
Quick ma w tych play-offach najlepsze statystyki obronionych strzałów, goli wpuszczonych na mecz i najwięcej spotkań z "czystym kontem". Blackhawks wczoraj w United Center zarzucili go więc strzałami już od pierwszych minut. Obrońcom Pucharu Stanleya pozwolili wystrzelić krążek w kierunku swojej bramki dopiero w 12. minucie, kiedy sami mieli już na koncie 9 uderzeń. Pierwsza tercja skończyła się rezultatem 17-2 pod względem liczby strzałów, a mimo to, prowadzili po niej Kings. W 15. minucie Justin Williams, który przesądził o zwycięstwie swojej drużyny w meczu numer 7 półfinału konferencji przeciwko San Jose Sharks, dał jej prowadzenie po fatalnym błędzie Coreya Crawforda. Paradoksalnie, dopiero gdy gra się wyrównała, Chicago Blackhawks znaleźli sposób na Jonathana Quicka.
W drugiej tercji bowiem bilans oddanych strzałów wyniósł tylko 14-12 na ich korzyść, a jednak w 33. minucie Patrick Sharp doprowadził do remisu, dobijając uderzenie oddane przez Johnny'ego Oduyę, po którym Quick odbił krążek nogą. Był to ósmy gol Sharpa w play-off 2013, co daje mu prowadzenie w klasyfikacji strzelców. Niespełna 4 minuty później to Blackhawks byli już na prowadzeniu. Marián Hossa w powietrzu zmienił tor lotu krążka po strzale Duncana Keitha, zmieniając wynik na 2:1. Takim wynikiem zakończyło się pierwsze spotkanie finału konferencji zachodniej i to Blackhawks objęli prowadzenie w całej serii przed meczem numer 2, który odbędzie się już dziś, również w Chicago.
Podopieczni Joela Quenneville'a kontynuują swój marsz w stronę Pucharu Stanleya bez strzeleckiej pomocy swoich dwóch największych ofensywnych gwiazd. Patrick Kane i Jonathan Toews oddali wczoraj łącznie 5 strzałów, ale żaden z nich nie wpadł do bramki Quicka. Po 13 meczach tych play-offów, Kane ma na koncie 2 gole, a Toews zaledwie jednego. Tymczasem ich zespół w kolejnych meczach może potrzebować więcej bramek, bo Los Angeles Kings tylko w dwóch spotkaniach tych rozgrywek postsezonowych stracili ponad 2 gole i jeśli sami zaczną strzelać więcej, to najlepszą ekipę sezonu zasadniczego czeka trudne zadanie.
Gracze z Chicago przyznawali po wczorajszym meczu, że doceniają klasę Jonathana Quicka, którego zgodnie z jego nazwiskiem, Hossa nazwał "najszybszym bramkarzem w lidze". - Trudno pokonać Quicka - przyznał Patrick Kane. - Oba gole, które strzeliliśmy wynikały z ciężkiej pracy przed bramką. Naszym celem było robienie tam tłoku i szukanie dobitek. Wiemy, że w kolejnych meczach strzelanie mu goli będzie dużym wyzwaniem. Chicago Blackhawks wygrali czwarty mecz z rzędu, dokładając wczorajszą wygraną do trzech wcześniejszych od stanu 1-3 w półfinale konferencji zachodniej z Detroit Red Wings. Zwycięstwo w meczu otwarcia serii to dla nich dobry znak, bo w historii NHL 75,7 % drużyn wygrywających u siebie spotkanie numer 1, zwycięża w całej serii.
Tymczasem obrońcy mistrzowskiego tytułu, Los Angeles Kings nie tylko przegrali mecz, ale mogą także stracić Mike'a Richardsa, który w 59. minucie został ostro zaatakowany przez Dave'a Bollanda. Sędziowie nie nałożyli na gracza Blackhawks kary, a hokeiści i działacze z Los Angeles mówili po meczu, że Bolland powinien zostać zawieszony przez ligę. Sam wynik zawodnicy "Królów" oceniali dość samokrytycznie. Robyn Regehr przyznał, że minimalna porażka nieco zaciemnia obraz spotkania. - Mecz był "na styku" tylko dzięki niesamowitemu indywidualnemu występowi Jonathana Quicka. Trzeba mieć jakieś różowe okulary, by myśleć, że można tylko na tym opierać swoją taktykę - mówi Regehr. - Potrafimy zagrać dużo lepiej i musimy to zrobić.
Chicago Blackhawks - Los Angeles Kings 2:1 (0:1, 2:0, 0:0)
0:1 Williams 14:23
1:1 Sharp - Oduya - Handzuš 32:29
2:1 Hossa - Keith - Bickell 36:22
Strzały: 36-22.
Minuty kar: 4-8.
Widzów: 21 535.
Stan rywalizacji: 1-0.
W pierwszym meczu finału konferencji wschodniej lepsi okazali się z kolei goście. Boston Bruins wygrali w Pittsburghu z Penguins 3:0, powstrzymując najskuteczniejszy zespół tych play-offów od zdobycia choć jednego gola. Tuukka Rask obronił wszystkie 29 strzałów, najlepiej punktujący gracz fazy play-off, David Krejčí strzelił dwa gole, a jedno trafienie dołożył Nathan Horton, który wcześniej dwukrotnie asystował Krejčíemu. Choć Bruins atakowali ciałem tylko 19 razy, to mecz był dość ostry. W 22. minucie do szatni z karą meczu za atak na Adama McQuaida odesłany został Matt Cooke (PIT), a po końcowej syrenie w drugiej tercji pobili się Patrice Bergeron i Jewgienij Małkin.
Penguins po raz pierwszy od 2011 roku nie zdobyli w meczu play-off ani jednego gola, a z Bruins przegrali w tej fazie rozgrywek pierwszy mecz od finału konferencji w 1991 roku. Statystyki pokazują, że historyczne prawdopodobieństwo wygrania serii, w której zwyciężyło się w pierwszym meczu, nieznacznie przekracza 55 %. Podopiecznym Claude'a Juliena sprzyjają także wyniki z tej edycji rywalizacji o Puchar Stanleya. Jak dotąd dwie drużyny (Ottawa Senators i San Jose Sharks w pierwszej rundzie) prowadziły po pierwszym wyjazdowym meczu 1-0 i obie awansowały dalej. Drugi mecz finału Wschodu w poniedziałek w Pttsburghu.
Pittsburgh Penguins - Boston Bruins 0:3 (0:1, 0:0, 0:2)
0:1 Krejčí - Horton - Ference 08:23
0:2 Krejčí - Horton 44:04
0:3 Horton - Lucic - Campbell 47:51
Strzały: 29-30.
Minuty kar: 28-17.
Widzów: 18 628.
Stan rywalizacji: 0-1.
Komentarze