Marsz "Pingwinów" przerwany. Bruins w finale NHL! (VIDEO)
Hokeiści Boston Bruins w finale konferencji wschodniej NHL całkowicie rozbroili najgroźniejszy wcześniej atak fazy play-off. W meczu numer 4 z Pittsburgh Penguins do wygranej wystarczył im tylko jeden gol, dzięki któremu awansowali do decydującej rozgrywki o Puchar Stanleya.
Niejako symbolicznie awans do finału NHL dał drużynie Claude'a Juliena obrońca, po którym trudno się było tego spodziewać. Adam McQuaid w 46. minucie wczorajszego meczu wjechał do tercji obronnej "Pingwinów", dostał podanie od Brada Marchanda i potężnym strzałem umieścił krążek w "okienku" bramki Tomáša Vokouna. Jak się okazało, był to jedyny gol w meczu numer 4 finału Wschodu, co oznacza, że Bruins w całej serii rozbili najwyżej notowanych w konferencji po sezonie zasadniczym Penguins 4-0. Dla Adama McQuaida był to dopiero drugi gol w 48. występie w fazie play-off. Oba zdobył w tym sezonie. Co ciekawe, w ostatnich rozgrywkach regularnych 26-letni obrońca trafił do bramki zaledwie raz.
McQuaid miał przede wszystkim przerywać akcje rywali, blokować ich strzały i walczyć twardo ciałem. Wszystko to robił, podobnie jak reszta drużyny. System gry w defensywie, jaki wpoił swojej ekipie przez 6 lat wspólnej pracy trener Claude Julien, pomógł w rywalizacji z Penguins zatrzymać atak ekipy z Pittsburgha, który w tym sezonie był postrachem całej ligi. "Pens" strzelili najwięcej goli w sezonie zasadniczym, a w pierwszych dwóch rundach play-off mieli średnią 4,27 gola na mecz i tylko raz zeszli poniżej dwóch bramek w jednym meczu. Tymczasem w rywalizacji z Bruins pokonali Tuukkę Raska tylko dwa razy w 4 spotkaniach, a fiński bramkarz zanotował dwa mecze z "czystym kontem". Wczoraj obronił 26 strzałów.
- Oni mają poukładany system gry z wieloma graczami chętnymi do walki. Takimi, którzy potrafią grać dobrze w obronie - chwalił rywali po spotkaniu napastnik Penguins, Chris Kunitz. Co ciekawe, w całej serii żaden zespół nie zdobył gola w przewadze. Mimo że Penguins zdołali powstrzymać rywali od strzelania goli w liczebniejszym składzie, to i tak ich porażka była bardzo dotkliwa. Dopiero po raz trzeci w historii ekipa z Pittsburgha przegrała w serii do 4 zwycięstw 0-4. Poprzedni taki przypadek miał miejsce w 1979 roku, także w rywalizacji z Bruins. - Z porażką w takich rozmiarach z pewnością nikt nie czuje się dobrze - mówi kapitan "Pens", Sidney Crosby, który w serii z Bruins nie zdobył punktu. Podobnie jak Jewgienij Małkin i Jarome Iginla.
Tymczasem ekipa z Bostonu awansowała do swojego 19. w historii finału NHL. W stolicy stanu Massachusetts jest nadzieja na powtórzenie sukcesu sprzed dwóch lat, gdy Bruins po siedmiomeczowej batalii finałowej pokonali Vancouver Canucks. - Może nie mamy większych gwiazd na świecie. Może nie mamy najlepszych zawodników na świecie. Ale może się okazać, że mamy najlepszą drużynę na świecie - mówi najskuteczniejszy gracz fazy play-off, David Krejčí. W Bostonie mało kto pamięta, że Bruins w pierwszej rundzie rywalizacji o Puchar Stanleya byli o krok od odpadnięcia z niej, gdy w 59. minucie meczu numer 7 z Toronto Maple Leafs przegrywali 2:4. Ostatecznie gol Patrice'a Bergerona z dogrywki dał im zwycięstwo, a później było 4-1 z New York Rangers i 4-0 z Penguins.
- Człowiek uczy się przez dobre i złe doświadczenia. Taki mecz, jak ten siódmy z Toronto zagrasz 100 razy i przegrasz 99 - mówi gracz Bruins, Chris Kelly. - Ale wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Pewnie potrzebowaliśmy czegoś takiego, żeby zorientować się, że nie gramy najlepiej i szybko to poprawić. Myślę, że nieźle nam się to udało. W finale NHL drużyna z Bostonu zmierzy się ze zwycięzcą serii Chicago Blackhawks - Los Angeles Kings. Po 4 meczach Blackhawks prowadzą 3-1. Piąte spotkanie dziś w nocy czasu polskiego w Chicago.
Boston Bruins - Pittsburgh Penguins 1:0 (0:0, 0:0, 1:0)
1:0 McQuaid - Marchand - Bergeron 45:01
Strzały: 24-26.
Minuty kar: 8-8.
Widzów: 17 565.
Stan rywalizacji: 4-0. Awans Bruins.
Komentarze