Finał NHL: Grad bramek w Bostonie (WIDEO)
11 bramek padło w czwartym meczu finału NHL. Ostatecznie hokeiści Chicago Blackhawks pokonali po dogrywce Boston Bruins (6:5) i wyrównali stan rywalizacji.
Od początku spotkania stroną dominującą były "Czarne Jastrzębie", które w całym meczu oddały więcej strzałów (47, przy 33 rywali) i już w 7. minucie po szybkiej kontrze objęły prowadzenie. Na listę strzelców wpisał się Michal Handzusz, wykorzystując dobre zagranie Brandona Saada. Goście z prowadzenia cieszyli się zaledwie przez osiem minut, bowiem do wyrównania doprowadził Rich Peverley.
W drugiej tercji zawodnicy z Chicago dwukrotnie wychodzili na dwubramkowe prowadzenie (3:1 i 4:2), ale za każdym razem podopieczni Claude'a Juliena potrafili zniwelować straty. Podobnie było też w trzeciej odsłonie, gdy na trafienie Patricka Sharpa po 55 sekundach odpowiedział Johny Boychuk.
O losach spotkania już po raz trzeci musiała zdecydować więc dogrywka.W niej lepiej prezentowali się podopieczni Joela Quenneville'a i to oni sięgnęli po zwycięstwo. Złotą bramkę w 10. minucie dodatkowego czasu gry zdobył Brent Seabrook, który z wysokości bulików precyzyjnie uderzył w długi róg.
- Wszyscy ciężko pracowaliśmy i tak naprawdę nie ma znaczenia, kto zdobył decydującą bramkę. Owszem miło jest rozstrzygnąć mecz i to w dogrywce. Liczy się jednak tylko to, że odnieśliśmy zwycięstwo i że potrzebujemy jeszcze dwóch - powiedział 28-letni defensor.
- Dziś nasz zespół był przeciętny. Przeciwnik był po prostu od nas lepszy. Otworzyliśmy się i pokazaliśmy, że potrafimy zdobyć bramki, ale Chicago było w tym elemencie po porstu lepsze - ocenił Claude Julien, opiekun Bruins.
- Doceniam, że w trzeciej tercji, gdy przeciwnik doprowadził do wyrównania, nie poddaliśmy się. Graliśmy spokojnie, cały zespół wierzył w sukces, choć kilka razy straciliśmy tempo gry. Mieliśmy dobre momenty, ale brak koncentracji i błędy też się pojawiały - zaznaczył Joel Quenneville, trener "Czarnych Jastrzębi". - Trzeba zapomnieć o tym meczu i iść dalej. Należy przyjmować tylko pozytywne rzeczy.
Boston Bruins - Chicago Blackhawks 5:6 (1:1, 2:3, 2:1, d. 0:1)
0:1 - Handzusz - Saad (6:48, 4/5)
1:1 - Peverley - Ference (14:43, 5/4)
1:2 - Toews - Rozsival (26:33)
1:3 - Kane - Bickell, Rozsival (28:41)
2:3 - Lucic - Chara (14:43)
2:4 - Kruger - Frolik, Bolland (35:32)
3:4 - Bergeron - Chara, Jagr (37:22, 5/4)
4:4 - Bergeron - Jagr (42:05)
4:5 - Sharp - Hossa, Keith (51:19, 5/4)
5:5 - Boychuk - Horton, Krejczi (52:14)
5:6 - Seabrook - Bickell, Kane (69:51)
Sędziowali: O'Halloran, McCauley - Racicot, Sharrers.
Kary: 10 minut - 12 minut.
Widzów: 17 565.
Stan rywalizacji (do czterech zwycięstw): 2:2.
Następny mecz: w nocy z soboty na niedzielę (czasu polskiego) w Chicago.
Składy:
Boston: Rask - Chara, Seidenberg, Boychuk, Ference, Krug, McQuaid - Horton, Krejczi, Lucic - Jagr, P. Bergeron, Marchand - Daugavinsz, Peverley, S. Thornton - Paille, Kelly, Seguin
Chicago: Crawford - Keith, Seabrook, Leddy, Rozsival, Hjalmarsson, Oduya - P. Kane, Toews, Bickell - Marian Hossa, Handzusz, Sharp - Frolik, Bolland, Kruger - Saad, Shaw, Stalberg.
Komentarze