Kolejna porażka Los Angeles Kings
Los Angeles Kings ponieśli czwartą porażkę z rzędu, a dziewiątą w ostatnich dziesięciu meczach. Tym razem Królowie zostali pokonani we własnej hali przez Chicago Blackhawks 5:3. Mecz miał szczególne znaczenie dla Patricka Kane'a, który kilka godzin przed spotkaniem dowiedział się o śmierci dziadka.
Zaledwie 62 sekund potrzebował Kane aby bramką oddać honory zmarłemu Donaldowi Kane'owi. Skrzydłowy Blackhawks podczas gry w przewadze sam wjechał ze skrzydła przed bramkę Kings i pokonał Jonathana Quicka.
- Ciężki dzień. Był jednym z moich najlepszych przyjaciół. Zwycięstwo w tym meczu było ważne, ale ciężko jest usłyszeć zaraz przed meczem, że ktoś z kim byłeś naprawdę blisko odszedł. Mieszkał w pokoju obok przez całe moje dzieciństwo. Razem graliśmy w karty, chodziliśmy na basen. Przychodził na wiele moich meczów, jednak bardziej ważne dla niego było to, żebym dobrze się uczył i był dobrym dzieciakiem - przez łzy wspominał dziadka Kane w jednym z pomeczowych wywiadów.
W 9. minucie fatalny błąd przy rozegraniu krążka popełnili zawodnicy z Los Angeles i z kontrą 3 na 1 wyszli goście. Aktywny od początku spotkania Kane zagrał do będącego na czystej pozycji Bryana Bickella, a ten bez problemów podwyższył na 2:0.
Minutę później, za nadmierną ostrość w grze, na ławce kar wylądował Andrew Shaw. Kings natychmiast wykorzystali szansę. Wiaczesław Wojnow zagrał do Drew Doughty'ego, a ten silnym strzałem spod linii niebieskiej pokonał Coreya Crawforda.
Początek drugiej tercji to przewaga gospodarzy, której nie potrafili jednak zamienić na bramkę. Udało się to dopiero w 28. minucie. Po zagraniu Jeffa Cartera, krążek dość szczęśliwie trafił do Anże Kopitara, który zwiódł Crawforda i umieścił krążek w bramce.
Do 34. minuty kibice zgromadzeni w Staples Center czekali na kolejne gole. Wtedy to, ponownie na prowadzenie wyszli Blackhawks. Strzał Nicka Leddy'ego przeciął Marcus Kruger, a krążek trafił pod poprzeczkę zdezorientowanego Quicka.
Trzecią tercję także lepiej zaczęli Kings. Raz po raz Crawford zmuszany był do interwencji, jednak nie dał się pokonać. W 48. minucie kolejną bramkę puścił za to Quick, który nie zdołał obronić strzału Leddy'ego.
8. minut przed końcem spotkania po raz kolejny uaktywnił się Kane, który zdobył bramkę po fantastycznej asyście Patricka Sharpa. Główną zasługę przy tej bramce trzeba przyznać jednak Jonathanowi Toewsowi, który fantastycznie przechwycił krążek w tercji neutralnej.
33 sekundy później odżyły nadzieje Kings na dobry wynik. Carter objechał bramkę Crawforda, zagrał do stojącego przed nią Tylera Toffoliego, a ten strzałem z bekhendu umieścił krążek w praktycznie pustej bramce.
Kings nie zdołali jednak bardziej zbliżyć się do dobrze dysponowanych Blackhawks i ulegli 5:3.
Los Angeles Kings - Chicago Blackhawks 3:5 (1:2, 1:1, 1:2)
0:1 Kane - Toews, Sharp (01:02) - W przewadze
0:2 Bickell - Kane, Shaw (08:44)
1:2 Doughty - Wojnow, Kopitar (09:52) - W przewadze
2:2 Kopitar - Carter, Toffoli (26:30)
2:3 Kruger - Leddy, Smith (33:51)
2:4 Leddy - Hossa, Versteeg (47:01)
2:5 Kane - Sharp, Toews (51:09)
3:5 Toffoli - Carter, Kopitar (51:42)
Z innych aren:
42 strzały obronił Ilja Bryzgałow, walnie przyczyniając się do zwycięstwa Oilers 3:2 w meczu z Buffalo Sabres.
Pierwsze trafienie od ośmiu spotkań zaliczył James Neal, a Pittsburgh Penguins pokonali po dogrywce Ottawę Senators 2:1, tym samym rewanżując się im za ostatnią porażkę.
Po raz czwarty z rzędu przegrali Vancouver Canucks. Tym razem Orki uległy 2:0 Detroit Red Wings. Obie bramki dla Skrzydeł zdobył Justin Abdelkader.
Zdjęcie bramkarza w końcówce spotkania opłaciło się Colorado Avalanche. Lawiny niecałe dwie minuty przed końcem meczu zdobyły bramkę na 1:1, a już w 28. sekundzie dogrywki Ryan O'Reilly dał im zwycięstwo.
Blue Jackets udanie rozpoczęli tournee po Kalifornii. W pierwszym z trzech spotkań pokonali Anaheim Ducks 4:2. Dwie bramki zdobył Nick Foligno.
Niesamowita trzecia tercja dała zwycięstwo Philadelphii Flyers nad San Jose Sharks. Cztery bramki strzelone w ciągu ostatnich dwudziestu minut wyprowadziły lotników od stanu 1:2 do 5:2. Sharks nie zdołali odpowiedzieć na dobrą grę podopiecznych Craiga Berube.
Komentarze