NHL: Niespodziewana wygrana Sabres (WIDEO)
Buffalo Sabres to aktualnie najgorsza ekipa w NHL. Podopieczni Teda Nolana okupują ostatnie miejsce w tabeli z zaledwie 33. punktami. Wczorajsze zwycięstwo nad Montreal Canadiens w Bell Centre zakończyło czternastomeczową serię przegranych, na dodatek była to pierwsza wygrana "Szabel" w 2015 roku.
Zespół z Buffalo był bardzo blisko pobicia kilku niechlubnych rekordów ligi. Trzech porażek zabrakło Sabres, aby dołączyć do grona drużyn, które przegrały najwięcej meczów w historii. Rekord należy do Washington Capitals, którzy w latach siedemdziesiątych zaliczyli siedemnaście przegranych pod rząd oraz San Jose Sharks, którzy wynik ten wyrównali w sezonie 1992/1993.
Do wygranej z Montreal Canadiens poprowadził "Szable" były kapitan Habs. Brian Gionta zdobył trzecią bramkę dla przyjezdnych tuż przed końcem pierwszej tercji. Hokeiści z Montrealu zdołali jeszcze w trzeciej odsłonie strzelić kontaktowego gola, ale to nie wystarczyło. Przez ostatnie pięć minut gospodarze bez przerwy atakowali bramkę Jhonasa Enrotha, ale Sabres bronili się, jak tylko mogli i przetrwali natarcie przeciwników.
Pierwszą gwiazdą spotkania został Enroth, który utrzymywał swój zespół w grze przez całe sześćdziesiąt minut. Szwedzki golkiper obronił 32 strzały, była to jego pierwsza wygrana od 27 grudnia.
Montreal Canadiens - Buffalo Sabres 2:3 (1:3, 0:0, 1:0)
0:1 Stafford - Hodgson, Myers (5:21)
1:1 Prust - Desharnais (8:15)
1:2 Moulson - Zadorow, Mitchell (14:53)
1:3 Gionta (19:19)
2:3 Desharnais - Weise, Pacioretty (44:20)
Minuty kar: 2-4
Strzały na bramkę: 34-18
Osiemnasty gol w tym sezonie zasadniczym Jadena Schwartza zakończył wczorajszy pojedynek St. Louis Blues z Tampa Bay Lightning. Dla "Nutek" był to czwarty mecz w ciągu ostatnich sześciu dni, momentami było widać wycieńczenie podopiecznych Kena Hitchcocka. Bohaterem meczu był bez wątpienia Brian Eliott, który obronił trzydzieści strzałów przeciwników, a przepuścił tylko jeden krążek.
Aż jedenaście serii rzutów karnych oglądali wczoraj fani Dallas Stars zgromadzeni w American Airlines Center. Podopieczni Lindy'ego Ruffa nie zdołali utrzymać jednobramkowej przewagi nad Colorado Avalanche, kiedy przyjezdni zdecydowali się na grę bez bramkarza, a z jednym zawodnikiem więcej. Nie jest to pierwszy mecz, w którym Patrick Roy zastosował ten manewr i "Lawiny" zdołały wygrać. Do wyrównania na dwadzieścia sekund przed końcową syreną doprowadził Tyson Barrie, który pokonał Kariego Lehtonena potężnym strzałem spod niebieskiej. Ostatni najazd meczu należał do Maxa Talbota.
Finaliści Konferencji Zachodniej z poprzedniego sezonu rozegrali wczoraj bardzo słabe spotkania. Zarówno Los Angeles Kings, jak i Chicago Blackhawks nie zdołali zaliczyć choćby jednego trafienia. Znane z oddawania wielu strzałów na bramkę przeciwników "Jastrzębie" zostały rozstrzelane przez Minnesotę Wild i tylko dzięki dobrej postawie Coreya Crawforda nie przegrały bardzo wysoko. "Królowie" dobre wspomnienia z pobytu w stolicy będą mieli tylko z Białego Domu, wizyta w Verizon Center zakończyła się porażką 0:4.
Hokeiści Carolina Hurricanes prowadzili w ostatniej odsłonie pojedynku z Anaheim Ducks dwoma bramkami. Najlepsza ekipa w lidze jednak łatwo się nie poddała, "Kaczory" zdołały wyrównać na nieco ponad cztery minuty przed końcem spotkania. Zaledwie 45 sekund potrzebował kapitan kalifornijskiej drużyny Ryan Getzlaf, żeby strzelić zwycięskiego gola w dogrywce.
Bliscy poprawienia niechlubnego wyniku Sabres są aktualnie hokeiści Toronto Maple Leafs. Zespół z Kanady, pomimo dobrej postawy zaliczył wczoraj dziesiątą porażkę z rzędu. Wynik ustanowił na dziewięć minut przed końcową syreną Colin Wilson. Być może "Klonowe Liście" dałyby radę doprowadzić choćby do dogrywki, ale Carter Hutton zaliczył kilka widowiskowych interwencji ratując swój zespół przed utratą gola.
W tym tą niesamowitą "kradzież":
Wyniki wszystkich jedenastu wczorajszych spotkań znajdziecie tutaj.
Komentarze