Z kart historii: Wpuścił 15 goli w jednym meczu
Co powiecie na wynik 15:0? Ta historia wydarzyła się naprawdę....Jeden bramkarz, jeden mecz i 15 goli.
Czy chodzi o mecz którejś z czołowych drużyn świata, na przykład Kanady z reprezentacją kraju bez większych tradycji hokejowych? Czy możliwe jest żeby taki rezultat dotyczył rywalizacji ekip występujących na co dzień w najlepszej lidze świata? Otóż tak.
Bramkarzem, który w tym meczu zachował „czyste konto” był Connie Dion z Detroit Red Wings. Nikt raczej nie rozpamiętuje tego wydarzenia w jego karierze, ponieważ pierwszoroczniak raczej stał i nudził się niż bronił. W całym meczu oddano w jego kierunku tylko dziewięć strzałów. Inaczej ten mecz został zapamiętany z perspektywy Kena McAuley’a, bramkarza New York Rangers.
Mecz odbył się w czasie II wojny światowej, 23 stycznia 1944 roku. W tym czasie, często dochodziło do tego, że hokeiści porzucali grę i karierę w miejsce służby wojskowej w kanadyjskiej lub amerykańskiej armii. Tak było również z Jimem Henrym, bramkarzem „Strażników”.
Na początku sezonu 1942/43 menadżer Rangersów Lester Patrick szukał zastępstwa dla Henry’ego, który doprowadził nowojorczyków na szczyt w poprzednim sezonie, ale teraz grał już dla drużyny Armii Kanadyjskiej. Zespół New York Rangers poniósł największe straty w defensywie spośród wszystkich zespołów NHL z tytułu zamiany karier sportowych na kariery wojskowe. Nawet synowie menadżera, skrzydłowy Lynn Patrick i obrońca Murray Patrick ruszyli na wojnę.
Skauci zaczęli przemierzać Kanadę wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu wartościowego zastępstwa dla dotychczasowego golkipera. Niestety wśród wyszukiwanych, jeden był gorszy od drugiego. Na liście odrzuconych pojawili się między innymi, Jimmy Franks, Bill Beveridge i Lionel Bouvrette. Zdesperowany Patrick po namowach skauta z Alberty zdecydował o zatrudnieniu McAuley’a, gwiazdy drużyn startujących w rozgrywkach amatorskich. Edmonton Maple Leafs i Regina Rangers.
Fragment meczu New York Rangers - Montreal Canadiens w Madison Square Garden.
Pierwszy z lewej, Ken McAuley
Ważnymi postaciami związanych z otoczką NHL byli wtedy sprawozdawcy radiowi. Każdy z klubów miał specjalizujących się w meczach danej drużyny radiowców. W przypadku Rangersów byli to sprawozdawca Bert Lee i analityk Ward Wilson. Jednym z głównych zadań takich par było oprócz zadań stricte wynikających z komentowania wydarzeń na tafli, wlewanie w serca słuchaczy optymizmu i wiary w ich pupili. Kiedy „Strażnicy” mieli problemy w meczu, Lee zwacał się do swojego kompana „jest dość czasu na strzelenie gola, Ward, czasu starczy nawet na 20 goli!” A Ward jako stonowany i zachowawczy, tylko kiwał głową na znak aprobaty.
Jednak w ten pamiętny dzień w Detroit nawet super-optymiście Lee, brakowało słów, aby wesprzeć radiosłuchaczy i dać im nadzieję po dwóch tercjach meczu. Wtedy Red Wings prowadzili już 7:0, a w ostatnich 20.minutach dorzucili jeszcze kolejnych osiem bramek. Obserwatorzy tego meczu uważają, że padł nawet szesnasty gol, to znaczy, że krążek zdołał przekroczyć linię bramkową zanim mecz się skończył.
Obowiązkiem Patricka było zatrudnienie nie mniej niż 32 hokeistów spośród których miał być wybierany skład meczowy. Jednym z członków drużyny był 42-letni Frank Boucher od sześciu lat nie grający już w NHL. Boucher pomimo tego wciąż był w stanie zdobyć 4 gole i 14 punktów w 15 meczach i nie być gorszym od co najmniej 19 innych Rangersów.
Pamiętnego dnia w Detroit, kiedy „Czerwone Skrzydła” wygrały 15:0 Boucher był poza składem. Wcześniej był krytykowany przez Patricka za niewłaściwe podejście do zespołu. Nie było go nawet w Detroit jako kibica ponieważ w tym czasie przebywał w Ottawie na pogrzebie brata, Carrolla. Zmiennikiem Bouchera w kadrze został sam Patrick. Po latach, nieobecny wtedy środkowy stwierdził – To było szokujące doświadczenie dla Patricka.
Powiedzieć, że McAuley nazywany przez kolegów „Tubbym”, były inspektor szkolny z Saskatchewan był tego dnia zapracowany, to jak nie powiedzieć nic. W jego stronę posłano 58 strzałów, z czego 15 znalazło drogę do siatki. Dla przypomnienia, „Czerwone Skrzydła” miały 22 asysty i 37 punktów podczas tej kanonady bramkowej. Tylko w trzeciej tercji kibice zgromadzeni w hali Olympia Detroit obejrzeli osiem goli, 14 asyst i 22 punkty.
Przypominając sobie to wszystko Boucher miał prawo myśleć o jakimś odznaczeniu za męstwo i bohaterstwo dla swojego kolegi, który został totalnie ostrzelany na swoim posterunku - Tubby powinien zostać nagrodzony Croix de Guerre (belgijski Krzyż Wojenny – dopisek autora), jeśli nie Krzyżem Wiktorii - powiedział Boucher. McAuley nie dostał ani jednego odznaczenia, ale za to dużo atramentu zużyto w książce „Rekordy NHL”, opisując kilka z nich, związanych z jego osobą:
- najwięcej goli strzelonych po kolei przez drużynę w jednym meczu,
- najwięcej punktów zdobytych przez drużynę w jednym meczu,
- najwięcej goli zdobytych przez drużynę w jednej tercji,
- najwięcej punktów zdobytych przez drużynę w jednej tercji.
Pomimo, że był otoczony nieudolnie grającymi kolegami, McAuley zachował pozytywne podejście. Zagrał we wszystkich 50 meczach Rangersów w tym sezonie wpuszczając 310 goli, co jest kolejnym rekordem ligi. Zdumiewający jest zatem fakt, że w tej sytuacji zdołał nawet wygrać 6 spotkań. – Tylko jakiś ułamek tych wszystkich bramek tak naprawdę obciąża konto Tubby’ego – powiedział Boucher – ale on niezwykle rzadko miał do nas pretensje o błędy, które potem prowadziły do kolejnych goli obciążających jego statystyki.
McAuley kontynuował w sezonie 1944/45 rozgrywając dla Rangers 46 z 50 meczów i wygrywając 11 z nich. Obniżył średnią meczową wpuszczanych goli z 6,20 do 4,93 i zanotował swoje jedyne „czyste konto” w meczu NHL. Ale kiedy wojna się skończyła Charlie Rayner i Henry powrócili pełnić bramkarskie obowiązki w Rangersach w sezonie 1945/46, a McAuley powrócił do amatorskiego grania w Edmonton.
Ale McAuley nie był najgorszym bramkarzem w historii Rangers. Ten wątpliwy zaszczyt należał do Steve'a Buzinskiego, który w sezonie 1942/43 zaliczył w sumie dziewięć gier. W rzeczywistości Buzinski był tak okropny, że prasa żartobliwie nadała mu najbardziej zabawny przydomek: Steve "Puck Goes…inski" Buzinski, co można tłumaczyć jako Steve „Nadchodzi Krążek” Buzinski.
McAuley nie dorobił się w cale jakiegoś zabawnego czy śmiesznego przydomka i wierzcie lub nie, ale znalazł się nawet w Galerii Sław Sportu prowincji Alberta.
Komentarze