Finał NHL: Kuzniecow poprowadził do zwycięstwa. Capitals bliżej Pucharu Stanleya (WIDEO)
Do samego końca pod znakiem zapytania stał występ Jewgienija Kuzniecowa w meczu numer 3 finału Pucharu Stanleya. Rosjanin nie tylko zagrał, ale poprowadził swój zespół do zwycięstwa i wyraźnie przybliżył go do trofeum.
Kuzniecow opuścił taflę w pierwszej tercji drugiego spotkania Washington Capitals z Vegas Golden Knights po ostrym ataku Braydena McNabba i już do gry nie wrócił. Spekulacjom dotyczącym tego czy lider klasyfikacji punktowej play-offów zagra w sobotę w trzecim spotkaniu nie było końca. Klub informował, że decyzja zapadnie tuż przed meczem. Zapadła i była korzystna dla gracza oraz jego fanów.
Kuzniecow zagrał i bardzo szybko było widać, że nie ma śladu kontuzji. Już w 2. minucie w sytuacji 2 na 1 znakomicie podał do Aleksandra Owieczkina, a ten stanął przed szansą na otwarcie wyniku meczu, ale efektowną paradą zatrzymał go Marc-André Fleury. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. Na gola kibice musieli tym razem poczekać najdłużej ze wszystkich dotychczasowych trzech spotkań finałowych, bo do drugiej tercji. Na jej początku gospodarze nacisnęli gości z Las Vegas i w ciągu 10 sekund oddali aż 5 prób strzałów.
Zaczęło się od zablokowanego przez Nate'a Schmidta uderzenia Kuzniecowa, a to bombardowanie zakończył najsprytniejszy w podbramkowym zamieszaniu Owieczkin, który z backhandu dobił krążek i dał swojej drużynie prowadzenie. Kuzniecowowi zapisano przy tym golu asystę, a później już sam trafił do siatki. W 33. minucie miejscowi po złym rozegraniu krążka przez rywali wyszli z kontrą i to właśnie najskuteczniejszy gracz play-offów strzałem "z nadgarstka" idealnie zmieścił krążek ponad parkanem, a pod łokciem Fleury'ego i podwyższył na 2:0. Rosjanin ma już w tych play-offach 27 punktów za 12 goli i 15 asyst. Później okazało się, że to jego gol zwycięski, bo Capitals wygrali 3:1.
Goście zdołali jeszcze ich postraszyć zmniejszając straty w 44. minucie po fatalnym błędzie Bradena Holtby'ego. Bramkarz drużyny z Waszyngtonu szybko przekonał się, jak przewrotne może być życie dla gracza występującego na tej pozycji. 3 dni wcześniej został bohaterem ratując swojej drużynie zwycięstwo w 58. minucie meczu numer 2 fantastyczną interwencją po strzale Alexa Tucha, a tym razem sprezentował gola rywalom. Holtby wybijając krążek zza bramki został zaatakowany przez Pierre-Édouarda Bellemare'a. Francuz dotknął krążka, który zatrzymał Tomáš Nosek. Czech z bliska trafił do pustej bramki gospodarzy i zdobył gola kontaktowego.
Ostatecznie jednak ta bramka nie miała poważniejszych konsekwencji, bo obrońca "Rycerzy" Shea Theodore zrewanżował się rywalom prezentem. W 54. minucie nie trafił dobrze w krążek we własnej tercji obronnej, dzięki czemu Jay Beagle podał do Devante Smith-Pelly'ego, a ten ustalił wynik na 3:1. Smith-Pelly miał swój udział przy golu zdobytym przez mistrzów konferencji wschodniej już w 6. minucie. Wtedy do siatki trafił Chandler Stephenson, ale jego partner z czwartego ataku przejeżdżając przed bramką uderzył Fleury'ego w głowę i nie dość, że gola nie było, to jeszcze Smith-Pelly za przeszkadzanie bramkarzowi trafił na ławkę kar.
Gracze gospodarzy kilkukrotnie agresywnie atakowali bramkarza rywali. Smtih-Pelly powinien dostać jeszcze jedną karę, gdy poza grą wytrącił mu z ręki kij. Ale prowokowanie Fleury'ego na razie daje efekty, bo nie jest on tym samym bramkarzem, który wygrywał drużynie mecze choćby w finale konferencji zachodniej z Winnipeg Jets. Wczoraj po raz drugi z rzędu obronił 23 z 26 strzałów, a w całym finale ma skuteczność obron zaledwie 87,5 %. W rywalizacji z Jets było to 93,8 %.
W meczu numer 3 gospodarze nie potrzebowali zbyt wielu strzałów, by wygrać, a oni sami zrobili wszystko, by Holtby nie miał zbyt wiele pracy. Gracze Capitals zablokowali aż 26 uderzeń rywali, podczas gdy Golden Knights tylko 9. Podopieczni Barry'ego Trotza dominowali też we wznowieniach, wygrywając 61 % z nich. Nicklas Bäckström wygrał 11, Lars Eller 10, a nawet skrzydłowy T.J. Oshie stając do 5 wygrał wszystkie. - Każdy z nas dał coś od siebie, nie pozwoliliśmy im na zbyt wiele - powiedział Amerykanin chwilę po spotkaniu. - Ale przed nami jeszcze długa droga. To jest trudny rywal i możemy być pewni, że w kolejnym meczu ruszą na nas z większą siłą. Capitals byli wczoraj lepsi nawet w elemencie, w którym zwykle nikt nie może się równać z Golden Knights, czyli w przechwytach krążka. I nawet aż 21 własnych niewymuszonych strat nie było dla nich problemem.
Drużyna z Waszyngtonu wygrała dopiero piąty w tych play-offach mecz u siebie, podczas gdy na wyjazdach zwyciężała już 9 razy. Teraz do zdobycia Pucharu Stanleya potrzebuje jednak utrzymania przewagi własnej tafli. Jeśli w poniedziałek wygra w Capital One Arenie po raz kolejny, to Puchar Stanleya będzie na wyciągnięcie ręki. Dobrym znakiem dla gospodarzy jest fakt, że zespoły wygrywające trzeci mecz przy stanie 1-1 wygrywają finał NHL w 77,8 % przypadków. Nieco gorzej wyglądają historyczne statystyki dla drużyn rozpoczynających rywalizację na wyjeździe i prowadzących w serii 2-1. Capitals są dwusetną taką ekipą w historii play-offów. Na wcześniejszych 199 przypadków 61,8 % kończyło się sukcesem ekipy prowadzącej, ale zwykle przegrywa ona mecz numer 4. W finałach odsetek zwycięstw w takiej sytuacji jest jeszcze niższy i wynosi 57,1 %.
Tymczasem Golden Knights przegrywają po raz pierwszy w tych play-offach i po raz pierwszy przegrali dwa spotkania z rzędu. Fleury przekonuje jednak, że jeszcze nie wszystko stracone. - Owszem, dotąd jeszcze nie przegrywaliśmy w żadnej serii, ale co z tego? To nie znaczy, że już przegraliśmy - mówi Kanadyjczyk.
Washington Capitals - Vegas Golden Knights 3:1 (0:0, 2:0, 1:1)
1:0 Owieczkin - Carlson - Kuzniecow 21:10
2:0 Kuzniecow - Beagle - Oshie 32:50
2:1 Nosek - Bellemare 43:29
3:1 Smith-Pelly - Beagle 53:53
Strzały: 26-22.
Minuty kar: 4-8.
Widzów: 18 506.
Stan rywalizacji: 2-1. Czwarty mecz w nocy z poniedziałku na wtorek polskiego czasu w Waszyngtonie.
Komentarze