NHL: Murray "zamurował" bramkę (WIDEO)
Gdy w ubiegłym miesiącu wracał po kontuzji, wielu wątpiło w Matta Murraya. Bramkarz Pittsburgh Penguins spisuje się jednak ostatnio znakomicie i tej nocy obronił wszystkie strzały graczy Winnipeg Jets. A po drugiej stronie tafli w zdobyciu gola "Pingwinom" pomogła kamera umieszczona w... poprzeczce.
Murray przed swoim urazem miał jedne z najgorszych statystyk w NHL pod względem skuteczności obron i średniej wpuszczonych goli. Tymczasem, gdy pauzował, z dobrej strony między słupkami w drużynie z Pittsburgha zaprezentował się Casey DeSmith. Niektórzy kibice w Pittsburghu domagali się, by to on był teraz numerem 1 w bramce. Ale powrót do gry Murraya zakończył tego typu dyskusje. Po swojej kontuzji 24-latek wygrał wszystkie 7 meczów i broni jak natchniony. Ostatniej nocy obronił wszystkie 33 strzały graczy Winnipeg Jets i notując trzecie "czyste konto" w tym sezonie poprowadził zespół do zwycięstwa 4:0.
Murray w swoich 7 wygranych po powrocie meczach bronił ze skutecznością 96,2 %, a średnio wpuścił 1,27 gola na mecz. To on jest jednym z głównych powodów, dla których "Pingwiny" wygrały już 8 meczów z rzędu, co jest wyrównaniem najdłuższej zwycięskiej serii pod wodzą trenera Mike Sullivana. A klubowych kolega Murraya Matt Cullen twierdzi nawet, że jest głównym powodem tej znakomitej passy. - Szczerze mówiąc jest po prostu niewiarygodny - powiedział Cullen po wczorajszym spotkaniu z Jets. - Wracając po kontuzji jest naprawdę dobry. Dobrze jest go widzieć na tym poziomie, bo wiedzieliśmy, że potrafi tak grać. Wszyscy wiemy, jaki ma talent. To najważniejszy powód tej naszej zwycięskiej serii.
Do wygranej Penguins potrzebowali jednak wczoraj nie tylko interwencji swojego bramkarza, ale także goli. Te dwa pierwsze strzelili w 15. minucie w odstępie zaledwie 33 sekund. Swoim pierwszym trafieniem w tym sezonie wynik otworzył Olli Määttä, po którego strzale krążek odbił się jeszcze od kija gwiazdy gości Blake'a Wheelera i zaskoczył bramkarza Jets Connora Hellebuycka. A okoliczności drugiego gola były jeszcze bardziej przypadkowe. Po strzale Zacha Aston-Reese'a Patrik Laine podbił krążek w taki sposób, że ten trafił w ramię Cullena i wpadł do siatki.
Przy trzecim golu pomóc musiały kamery, a właściwie ta jedna, szczególna. Po strzale Czecha Dominika Simona z backhandu krążek odbił się jeszcze od słupka i wydawało się, że Hellebuyck niesamowitą interwencją zabrał rywalowi gola. Amerykanin złapał bowiem "gumę" w rękawicę. Sędziowie poprosili arbitrów wideo w siedzibie ligi w Toronto, by ci sprawdzili czy nie zrobił tego w powietrzu już za linią bramkową. Kolejne powtórki tego nie wyjaśniały. Aż wreszcie pokazano tę z kamery umieszczonej... w poprzeczce, która rozwiała wątpliwości. Wyraźnie było widać, że krążek już w rękawicy bramkarza Jets przekroczył linię, co zmieniło wynik na 3:0. Jets nie byli już w stanie odrobić strat, a w trzeciej tercji Kris Letang strzałem do ich pustej bramki ustalił wynik na 4:0.
Drużyna z Pittsburgha ma 52 punkty i zajmuje drugie miejsce w dywizji metropolitalnej. Jej znakomita seria zwycięstw pozwoliła zrównać się punktami właśnie z prowadzącymi w tej dywizji Washington Capitals. Obrońcy Pucharu Stanleya wciąż jednak są w tabeli wyżej, ponieważ rozegrali o jedno spotkanie mniej.
Tymczasem Jets z "Miasta Stali" wylatywali w znacznie gorszych nastrojach. Nie tylko ten zespół, a wcześniej Atlanta Thrashers, przegrał w Pittsburghu już 18 kolejnych meczów. Po raz ostatni, jeszcze jako Thrashers wygrał tam 27 grudnia 2006 roku. Wtedy zwycięstwo dał ekipie z Atlanty Wiaczesław Kozłow, a jedynymi zawodnikami grającymi i w tamtym, i we wczorajszym spotkaniu byli: 20-letni w 2006 roku Jewgienij Małkin i 19-letni wtedy Sidney Crosby. Dodatkowo jeszcze wczoraj w pierwszej tercji goście stracili Nikolaja Ehlersa, który nabawił się kontuzji po wejściu ciałem Sidneya Crosby'ego. Paradoksalnie to Jets dominowali w grze ciałem nad najczęściej atakującym rywali w ten sposób zespołem NHL. "Odrzutowce" zaliczyły aż 46 takich wejść, podczas gdy do wczoraj ich rekordem sezonu było tylko 28. Agresywna gra na nic się jednak zdała.
- To raczej nie był nasz najlepszy mecz - skomentował obrońca gości Tyler Myers. - Nie można wygrać, jeśli się nie strzela goli. Ale problem zaczynał się w naszej tercji obronnej. Pozwoliliśmy im na zbyt wiele szybkich akcji. Oni mają dużo szybkości, grają krótkimi podaniami i dobrze się wspierają. To jest powód ich sukcesu w ostatnich latach. Jets, mimo porażki, z 52 punktami pozostają jednak liderami dywizji centralnej.
Pittsburgh Penguins - Winnipeg Jets 4:0 (2:0, 1:0, 1:0)
1:0 Määttä - Pettersson - Guentzel 14:19 (w przewadze)
2:0 Cullen - Aston-Reese - Johnson 14:52
3:0 Simon - Małkin 34:39
4:0 Letang - Crosby - Cullen 56:38 (pusta bramka)
Strzały: 33-33.
Minuty kar: 2-6.
Widzów: 18 642.
Potknięcie drużyny z Winnipeg tylko połowicznie wykorzystał goniący ją w tabeli dywizji centralnej zespół Nashville Predators. "Drapieżnicy" odrobili jeden punkt, ale po dogrywce przegrali z fatalnie grającymi ostatnio Detroit Red Wings 3:4. "Czerwone Skrzydła" przerwały serię sześciu porażek dzięki golowi strzelonemu w dodatkowej części gry przez Dylana Larkina. 22-letni Amerykanin 5 razy w tym sezonie przesądzał o zwycięstwach swojej drużyny - czterokrotnie w dogrywkach i raz w rzutach karnych. W swoich trzech poprzednich sezonach w NHL nie miał na koncie ani jednego zwycięskiego gola zdobytego później niż w regulaminowych 60 minutach. Jego 4 gole w dogrywkach to najlepszy wynik w NHL w obecnych rozgrywkach. W swoim 1000. meczu w NHL gola dla Red Wings strzelił Thomas Vanek, a na listę strzelców wpisali się też: Andreas Athanasiou i Tyler Bertuzzi. W odniesieniu zwycięstwa nie przeszkodził fakt, że zespół z Detroit zaliczył 20 strat krążka. To najczęściej oddająca rywalom "gumę" drużyna w NHL. Z kolei ekipa z Nashville prowadziła początkowo 2:0, ale później przegrywała 2:3 i Ryan Johansen uratował dla niej punkt wyrównując w przedostatniej minucie trzeciej tercji. 37 punktów daje Red Wings przedostatnie miejsce w dywizji atlantyckiej. Predators mają 51 i pozostają drudzy w centralnej.
Trzecie zwycięstwo z rzędu odnieśli Carolina Hurricanes, którzy przed własną publicznością pokonali Columbus Blue Jackets 4:2. Ich nieoczekiwanym bohaterem został debiutujący w barwach "Huraganów" Greg McKegg, wezwany wczoraj z Charlotte Checkers w AHL. 26-letni napastnik od razu strzelił swojego pierwszego gola w nowych barwach, który okazał się być zwycięskim, a do tego zaliczył asystę. McKegg grał już wcześniej w NHL w barwach Toronto Maple Leafs, Florida Panthers, Tampa Bay Lightning i Pittsburgh Penguins, ale po raz pierwszy zdobył w meczu więcej niż jeden punkt i strzelił gola na wagę zwycięstwa. Także bramkę i asystę zaliczył Sebastian Aho, a swoje gole strzelili: Micheal Ferland i Dougie Hamilton. 41 punktów dało drużynie z Raleigh awans na piąte miejsce w dywizji metropolitalnej kosztem New York Rangers, którzy mają identyczny dorobek punktowy, ale wygrali mniej meczów w regulaminowym czasie i po dogrywkach. Blue Jackets z 49 punktami są w tej samej dywizji na trzeciej pozycji.
Krytykowany ostatnio przez prezydenta Dallas Stars Tyler Seguin poprowadził drużynę "Gwiazd" do zwycięstwa 2:1 nad Washington Capitals. Seguin strzelił dla swojego zespołu oba gole, w tym zwycięskiego w dogrywce. To jego drugie trafienie w dodatkowej części meczu w tych rozgrywkach. W żadnym poprzednim sezonie w NHL nie strzelił więcej niż jednego gola w dogrywce. Seguin także w drugim kolejnym spotkaniu trafił do siatki dwa razy. Stojący w bramce "Gwiazd" Anton Chudobin obronił 36 strzałów mistrzów NHL, którzy przegrali już trzeci mecz z rzędu. Capitals nie wykorzystali żadnej z trzech przewag. W ostatnich 9 meczach wykorzystali tylko 1 z 27. Aleksandr Owieczkin wystąpił w 204. kolejnym meczu. Takiej serii gier bez przerw spowodowanych kontuzjami lub zawieszeniami jeszcze w NHL nie miał. Wkrótce jednak na pewno dobiegnie ona końca, bo będzie zawieszony na jedno spotkanie za odmówienie udziału w Meczu Gwiazd. Stars nie przegrali u siebie ze "Stołecznymi" w regulaminowym czasie od 17 października 1995 roku. W tamtym meczu zwycięstwo dał Capitals "zabijaka" Dale Hunter. Drużyna z Dallas ma 48 punktów i jest trzecia w dywizji centralnej.
Dzięki większej liczbie zwycięstw w normalnym czasie i po dogrywkach Stars wyprzedzają w dywizji mających tyle samo punktów Colorado Avalanche, którzy jednak wczoraj wreszcie przerwali serię porażek, która doszła już do sześciu. Tym razem "Lawina" pokonała New York Rangers 6:1. Mikko Rantanen strzelił dwa gole i zaliczył asystę, bramkę i dwie asysty uzyskał jego partner Nathan MacKinnon, a ich partner z reaktywowanego pierwszego ataku Gabriel Landeskog skończył mecz z golem i asystą. Swoje trafienie dołożył Alexander Kerfoot, a w trzeciej tercji pierwszego gola w NHL strzelił obrońca Ryan Graves. Ten ostatni został w 2013 roku wybrany do NHL w drafcie przez Rangers, ale grał tylko w ich filii Hartford Wolf Pack w AHL. W lutym tego roku klub z Nowego Jorku oddał go Avalanche, a ci wezwali go do NHL przed tygodniem. Atak Landeskog - MacKinnon - Rantanen był uważany za najlepszy w tym sezonie, ale wobec słabej postawy zespołu w ostatnich spotkaniach trener Jared Bednar w poprzednich meczach go rozdzielił i wrócił do niego dopiero wczoraj. Asystujący trzykrotnie Tyson Barrie został z 278 punktami najskuteczniejszym obrońcą w historii klubu. Avalanche wykorzystali 3 z aż 10 przewag. Drużyna z Denver grała w tym sezonie w liczebniejszym składzie najczęściej w całej NHL - 157 razy.
New Jersey Devils na wyjeździe pokonali po rzutach karnych Arizona Coyotes 3:2. W serii karnych do siatki trafili obaj strzelcy "Diabłów": Kyle Palmieri i Drew Stafford. Trzeciego karnego wykonywać nie trzeba było, bo goście wygrali serię 2-0. Wcześniej z gry bramki zdobyli: Nico Hischier i Blake Coleman. Hischier trafił w swoje 20. urodziny, a Stafford wykorzystanym karnym uczcił występ numer 800 w NHL. Otwierający wynik gol Szwajcara padł w nietypowych okolicznościach, bo po jego strzale krążek nie przekroczył linii bramkowej, nim wracający Clayton Keller przesunął bramkę. Sędziowie po analizie wideo uznali jednak, że tak by się stało, więc zgodnie z przepisami zaliczyli gola. Zwycięstwo Devils zostało jednak okupione kontuzją dobrze spisującego się od wejścia do NHL w tym sezonie bramkarza Mackenzie'ego Blackwooda. Zastępujący go Keith Kinkaid wpuścił co prawda już pierwszy strzał rywali, ale później zaliczył 15 skutecznych interwencji z gry i jedną w rzutach karnych. Devils mają 39 punktów i pozostają na przedostatnim, siódmym miejscu w dywizji metropolitalnej. Coyotes z 37 "oczkami" są także przedostatni w dywizji Pacyfiku.
Gol Nico Hischiera zaliczony z powodu przesunięcia bramki
A o prowadzenie w tej dywizji wciąż walczy zespół Vegas Golden Knights. Finaliści ostatnich play-offów pokonali na wyjeździe Anaheim Ducks 3:2 i odnieśli już piąte kolejne zwycięstwo. Ich 54 punkty to tyle samo, ile mają prowadzący w dywizji i całej konferencji zachodniej Calgary Flames, ale "Płomienie" wciąż są pierwsze dzięki większej liczbie zwycięstw po 60 minutach i po dogrywkach. Wczoraj Golden Knights odnieśli swoją 24. taką wygraną. Max Pacioretty strzelił zwycięskiego gola, wcześniej Tomáš Nosek zdobył bramkę i zaliczył asystę przy trafieniu rozgrywającego 300. mecz w NHL Nate'a Schmidta. Pacioretty, który opuścił 7 poprzednich spotkań z powodu kontuzji, po raz drugi dał zwycięstwo drużynie z Las Vegas, ale po raz pierwszy zrobił to nie w dogrywce. Marc-André Fleury wygrał 24. mecz w tym sezonie i jest liderem bramkarskiej klasyfikacji zwycięstw w obecnych rozgrywkach. Ducks przegrali 7 ostatnich meczów, a 45 punktów daje im czwarte miejsce w dywizji Pacyfiku. Co ciekawe, mimo tej fatalnej passy, według stanu na dziś awansowaliby do play-offów z "dziką kartą" w konferencji zachodniej.
Komentarze