Doświadczenie wygrywa z ambicją, czyli jak przegrać wygrany mecz
Wyniki ostatnich spotkań gdańskiego Stoczniowca i tyskiego GKS-u zapowiadały emocjonujący pojedynek między drużynami. Po dwóch tercjach Stoczniowcy prowadzili 3-0, ale pozwolili gościom wyrównać, a w dogrywce w kuriozalny sposób stracili punkt grając w przewadze. Dodatkowych emocji dostarczyła kibicom dobrze zapowiadająca się bójka.
Pierwsza tercjazaczyna się w dobrym tempie, a gra często przenosi się spod jednej bramki pod drugą. Optyczną przewagę uzyskują tyszanie, jednak Vitek, Simicek i Galant nie potrafią wykorzystać idealnych sytuacji do objęcia prowadzenia. - Nasza nieskuteczność była dramatyczna, tacy zawodnicy nie wykorzystali 100% sytuacji - nie wiem, co mam powiedzieć na ten temat - emocjonował się trener tyszan, Jiri Sejba.
Gdańszczanie również nie zakopują gruszek w popiele, ale mimo niepewnych interwencji wyraźnie poddenerwowanego Zgórskiego oddają bardzo mało strzałów - a jak się nie strzela, to nie ma jak wpaść, co podbudowuje gospodarzy. Niesieni dopingiem kibiców Stoczniowcy z minuty na minutę odzyskują stracone pole, a tyszanie uciekają się do nieczystych zagrań, żeby powstrzymać rozpędzonych gospodarzy. W konsekwencji goście w krótkim czasie łapią dwie kary, co skrzętnie wykorzystują gdańszczanie. Najpierw potężne zamieszanie wykorzystujeChmielewski, który dobrze obsłużony przez Skutchana otwiera wynik spotkania. Dwie minuty później Drzewiecki wykłada na czystą pozycję Ziółkowskiemu -i gospodarze w dobrych humorach zjeżdżają na przerwę. - Jestem zadowolony z pierwszej tercji, zawodnicy zrealizowali wszystkie moje założenia taktyczne - powiedział po spotkaniu trener gospodarzy, Tadeusz Obłój.
W drugiej odsłonie jeszcze wyraźniejsza staje się przewaga tyszan, którzy jednak nie znajdują sposobu na Odrobnego. Nawet gdy w 36 minucie gdańszczanie w czterech nonszalancko zjeżdżają na zmianę, trzech tyszan przeciwko obrońcy i Odrobnemu nie potrafi wykorzystać okazji. - Powinniśmy po drugiej tercji prowadzić co najmniej 5-3, ale skoro nie wykorzystuje się takich sytuacji, to nie ma o czym mówić - komentował ten okres gry trener gości, Jiri Sejba.
Niewykorzystane sytuacje się mszczą - to przysłowie sprawdza już po chwili. Stoczniowcy błyskawicznie kontrują,Skutchan wzdłuż bramki odgrywa do najeżdżającego Stebera, który bez problemów pakuje gumę pod ladę. Tuż przed końcem tej odsłony gospodarze mogą podwyższyć wynik,Jankowski wyjeżdża sam na sam ze Zgórskim, ale mocno naciskany (według niektórych kibiców - faulowany) przez obrońcę nie wykorzystuje szansy. - Nie obchodzi mnie, czy powinien być po tej sytuacji rzut karny - w takich sytuacjach trzeba strzelać z piątego metra. Wojtek chciał wykiwać bramkarza, ale to nie seria rzutów karnych, trzeba spodziewać się, że obrońcy nie będą się bezczynnie przyglądać - ocenił sytuację Tadeusz Obłój.
Tym razem sportowe przysłowie o niewykorzystanych sytuacjach sprawdza się tuż po przerwie. Po ogromnym zamieszaniu Vitek kładzie na lodzie Odrobnego i zza bramkipodaje do Witeckiego, który strzela do pustej bramki. - Dopiero po tej bramce moi zawodnicy uwierzyli w możliwość zwycięstwa w tym meczu - punkt zwrotny spotkania nakreślił trener gości, Jiri Sejba.
Rzeczywiście - od tego momentu tyszanie zdecydowanie dominują na lodzie, chociaż na udokumentowanie swojej przewagi muszą poczekać aż do 52 minuty. Wówczasgdańszczanie wyraźnie luzują szyki obronne, co skrzętnie wykorzystują goście - przy biernej postawie obrońcówParzyszek strzałem po ziemi pakuje gumę między parkanami zasłoniętego gdańskiego bramkarza. Stoczniowcy próbują szybko odpowiedzieć, ale po strzale Stebera guma obija słupek. Trzy minuty później gdańscy obrońcy ponownie zostawiają Odrobnego bez wsparcia, a Paciga -mimo rozpaczliwych interwencji gdańskiego bramkarza -doprowadza do wyrównania. Takiej gry ma dosyć gdański goalie, który podjeżdża do ławki, prosząc trenera Obłoja o zmianę. - Przemek słusznie miał pretensje do swoich kolegów, oni się uwijał jak w ukropie, a koledzy nie dawali mu wsparcia. Poprosiłem go, żeby bronił dalej, ale ponieważ podjechał do ławki, to musiał na chwilę usiąść. Był bardzo wzburzony, ale prosiłem go, żeby wrócił do bramki - wyjaśniał po meczu trener Obłój.
Ku zdziwieniu kibiców w gdańskiej bramce na chwilę pojawia się Sylwester Soliński.Gdy Solo zjeżdża z bramki, zostaje pchnięty w plecy przez Parzyszka - i na lodzie rozpoczyna się szarpanina. W sukurs gdańskiemu bramkarzowi rusza kapitan Stoczniowców, Wojtek Jankowski, który bezceremonialnie wybija Parzyszkowi z głowy zaczepki. Jeszcze kilku zawodników wykonuje zaczepne ruchy - i na północnoamerykańskich lodowiskach byłaby z tego piękna bójka - ale w Gdańsku poza kilkoma kuksańcami nic wielkiego się nie dzieje.
W regulaminowym czasie nie pada więcej bramek, więc kibice dostają dodatkowe 5 minut emocji. Tutaj szczęście zdaje się sprzyjać gospodarzom, gdyż już po kilkudziesięciu sekundach na ławkę kar wędruje Bagiński. Stoczniowcy szybko zakładają zamek, ale ich strzały nie znajdują drogi do siatki tyskiej bramki. Po jednym z wybić za gumą wyrusza Josef Vitek, ale znacznie wyprzedza go Odrobny.Gdański bramkarz zamiast rolingiem puścić krążek za bramką, odbija go od bandy, jednak tak nieszczęśliwie, że krążek trafia na patkę Simicka. Ten uderza na pustą bramkę, a w ostatniej chwili kija dokłada Vitek - i na małej tafli hali Olivia zapada cisza. - Nie mam pretensji do Przemka, gdyby nie on, to byśmy już wcześniej przegrali ten mecz - tłumaczył swojego bramkarza trener Tadeusz Obłój. - Każdemu zawodnikowi zdarza się słabszy mecz - mimo tego Przemek jest bez wątpienia bramkarzem numer 1 w Polsce. Przegraliśmy ten mecz przez brak doświadczenia, gdyż wynik 3-0 w hokeju jeszcze niczego nie oznacza. Nasi chłopcy wyjechali na trzecią tercję pewni zwycięstwa, już w głowach rozdzielali bramki, które zdobędą. Zamiast realizować założenia taktyczne, zabrali się za indywidualne popisy - a z tak dojrzałym i doświadczonym zespołem jak GKS Tychy taka gra może przynieść jedynie bolesną lekcję - i tak właśnie się stało. Powtarzam naszym zawodnikom, że na obecnym poziomie nie jesteśmy w stanie prowadzić otwartej gry z żadnym zespołem, a już tym bardziej z tyszanami. Cóż - mimo, iż mamy najbardziej utalentowany zespół w polskiej lidze - musimy się jeszcze bardzo, bardzo dużo uczyć.
Stoczniowiec Gdańsk - GKS Tychy 3-4 d. (2-0, 1-0, 0-3, 0-1 d.)
Bramki:
1:0 Chmielewski as. Janecka, Skutchan (13.50 podwójna przewaga)
2:0 Ziółkowski as. Drzewiecki, Skrzypkowski (14.57 w przewadze)
3:0 Steber as. Skutchan (36.28)
3:1 Witecki as. Vitek (40.50)
3:2 Parzyszek as. Witecki, Majkowski (51.39)
3:3 Paciga as. Csorich (54.43)
3:4 Vitek as. Simicek (62.06 w osłabieniu)
STOCZNIOWIEC: Odrobny (od 54.54 Soliński, od 56.10 Odrobny); Kostecki - Rompkowski, Maj - Kabat, Smeja - Skrzypkowski oraz Maciejewski, Skutchan - Chmielewski - Steber, Jankowski - Pesta - Wróblewski, Drzewiecki - Janecka - Ziółkowski, Marzec - Błażejczyk - Stasiewicz.
GKS: Zgórski; Kotlorz - Gwiżdż, Sokół - Majkowski, Jakes - Csorich oraz Śmiełowski, Vitek - Parzyszek - Paciga, Bagiński - Simiczek - Witecki, Galant - Garbocz - Krzak.
Komentarze