Marek Ziętara: Drużyna jest moim natchnieniem
- Nie ciąży na nas już tak ogromna presja, jak w meczach z Jastrzębiem i swobodnie podchodzimy do finału. Mogę jednak zapewnić, że tanio skóry nie sprzedamy i zrobimy wszystko, żeby go wygrać - mówi Marek Ziętara. Trener sanoczan podsumował sezon zasadniczy i opowiedział o przygotowaniach drużyny do najważniejszej batalii.
Hokej.Net: - Pana drużyna wywalczyła awans do finału, pokonując rywala zaledwie w czterech meczach. To duży sukces, zważywszy na to, że wcześniej łatwo przeszliście przez sezon zasadniczy i obroniliście Puchar Polski...
Marek Ziętara, trener Ciarko PBS Bank Sanok: - Sukces na pewno jest spory. Nie przypuszczałem, że pójdzie nam aż tak dobrze. Z tego, co sobie przypominam, to przegraliśmy bodajże cztery mecze w fazie zasadniczej. Play-off okazał się dla nas mocnym bodźcem. Przyznam, że nie przypuszczałem, że do awansu do finału będziemy potrzebowali zaledwie czterech spotkań.
Można powiedzieć, że od początku miał pan szczęście. Został pan pierwszym trenerem, niedługo potem zdobył pan z drużyną Puchar Polski. Teraz stajecie przed szansą wygrania kolejnego trofeum, tym razem tego najważniejszego...
- Od razu zaznaczę, że nie jest to tylko mój sukces, bo bardzo pomogła mi drużyna. Udało mi się zbudować całkiem dobrą atmosferę w zespole i usprawnić komunikację, a to nie było łatwe, bo większość zawodników jest spoza Sanoka. Są Czesi, Słowacy, nowotarżanie i paru gdańszczan, najważniejsze jest jednak to, że udało się nam zrobić dobry kolektyw. Rozumiemy się wzajemnie, chcemy wygrywać i cieszyć się grą.
Jakie czynniki przełożyły się na dobrą formę pana zespołu? Wspólne zaufanie, komunikacja w zespole?
- Rzeczywiście, miały one ogromne znaczenie. Po objęciu przeze mnie drużyny zaczęliśmy grać ofensywny hokej, taki, który najlepiej pasuje do charakterystyki zawodników. Udało się także odpowiednio ustawić formacje, chodzi mi głównie o linie obrony. Można zaobserwować, że Mojżisz z Dronią rozumieją się bardzo dobrze, tak samo jak Roman Guriczan z Zoltanem Kubatem... Trzecią sprawą jest wspomniana przez pana komunikacja. Jestem człowiekiem bardzo otwartym na rozmowy i problemy swoich zawodników. Wiedzą, że mogą przyjść do mnie i porozmawiać na jakikolwiek temat, zawsze znajdę dla nich czas. Z tym, że jeśli gramy mecz, to koncentrujemy się tylko i wyłącznie na nim.
W tym sezonie miał pan jakieś momenty zwątpienia? Presja wyniku dawała o sobie mocniej znać?
- Wiadomo, że takie momenty są zawsze, ale nie było to takie klasyczne zwątpienie, bo wiedziałem, że objąłem drużynę, która skazana jest na sukces. Poza tym oczekiwania sponsorów i kibiców były ogromne.
Wahałem się wiele razy, najgorzej było tuż po objęciu funkcji pierwszego szkoleniowca. Wiele spraw zwaliło mi się na głowę, byłem z tym sam, bo nie miałem asystenta. Wiele myślałem, zastanawiałem się, czy podołam temu zadaniu, ale bardzo pomogła mi drużyna, która stanęła na wysokości zadania i swoją postawą na treningach i w meczach udowodniła, że warto pracować dalej. To oni byli moim natchnieniem do dalszej pracy.
Celem był medal, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia...
- Zgadza się, takie cel mieliśmy już w poprzednim sezonie. Ale trzeba pamiętać o tym, że ciężko jest wywalczyć jakieś trofeum w pierwszym sezonie pracy. Nic przecież łatwo nie przychodzi, wszystko trzeba wypracować, tak samo jest z prowadzeniem drużyny.
Pamiętam jak w zeszłym roku wielu ludzi szyderczo nas atakowało, nazywając "galacticos" i wypominając, że ściągamy zawodników i szastamy pieniędzmi na lewo i prawo.
Prawda jest taka, że każdy klub wydaje pieniądze, aby sprowadzić dobrych graczy. Wydaje mi się, korekty były nieuniknione, a tegoroczne transfery były przemyślane, bo kilku zawodników stało się fundamentem naszego zespołu. Mam tu na myśli Przemka Odrobnego i Marcina Kolusza, którzy nie raz pokazali swoją wartość.
Jest parę klubów, które wydały spore pieniądze na transfery, ale wybrali zawodników, którzy nie spełnili oczekiwań.
Teraz może przejdźmy do meczów finałowych z Cracovią. W sezonie zasadniczym z tym rywalem nie mieliście większych problemów. Play-off to całkiem inna bajka...
- Dokładnie. Play-off to drugi, a przede wszystkim całkiem inny etap rozgrywek, dlatego nie ma sensu wracać do meczów z sezonu zasadniczego. Dla nas tamten rozdział jest już zamknięty.
Cracovia pokazała, że jest w znakomitej dyspozycji w półfinale, odprawiając Unię w czterech meczach i grając twardy hokej. Ze świetnej strony pokazał się David Kostuch, który dał drużynie nową jakość. Poza tym krakowianie od lat pokazują, że w play-offach grają bardzo dobrze, na pewno czekać nas będzie ciężki bój.
Nie ciąży na nas już tak ogromna presja, jak w meczach z Jastrzębiem i swobodnie podchodzimy do finału. Mogę jednak zapewnić, że tanio skóry nie sprzedamy i zrobimy wszystko, żeby go wygrać. Szansę oceniam 50/50, handicap w postaci własnego lodowiska może, ale nie musi mieć tutaj znaczenia. Wydaje mi się, że będzie to dobre widowisko i dobry finał.
Co pana zdaniem będzie czynnikiem decydującym?
- Kolektyw i mocna psychika. Poza tym gry w przewadze, w osłabieniach i na pewno forma bramkarzy. W półfinałach można było zaobserwować, że obaj bramkarze spisują się świetnie i potrafią uratować swój zespół z opresji.
Jakie są mocne i słabe strony Cracovii?
- Rozegraliśmy wiele spotkań między sobą i znamy się bardzo dobrze. Znamy wartość wielu zawodników i wiemy, kto jest motorem napędowym drużyn. Pozostawię tę wiedzę dla siebie.
W jaki sposób przygotowywaliście się meczów finałowych?
- Ćwiczyliśmy dwufazowo, na siłowni i mieliśmy dwa treningi na lodzie. Teraz będziemy trenować jednofazowo. Większą wagę będziemy przywiązywać do elementów szybkościowych i dynamicznych, oczywiście będziemy się też skupiać nad grą w przewagach i w osłabieniach.
Ciekawie zapowiada się także rywalizacja w "małym finale", bo jastrzębianie będą w końcu chcieli zdobyć medal. Która z drużyn ma pana zdaniem większe szanse?
- Trudno powiedzieć... Nie śledziłem do końca poczynań drużyny z Oświęcimia. Więcej mogę powiedzieć o Jastrzębiu, które w meczach z nami pokazało bardzo dobry hokej. To drużyna dobrze poukładana, w której widać rękę trenera Reznara oraz doświadczenie i spryt liderów, którzy potrafią w pojedynkę przesądzić o losach spotkania.
Unia to też solidna drużyna, grająca bardziej ofensywnie niż Jastrzębie i bardziej dynamicznie. Nie potrafię wskazać faworyta tej rywalizacji.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Komentarze