Minge: Nie dam z siebie zrobić kozła ofiarnego. Wolę zakończyć karierę!
Wychowanek toruńskiego hokeja, Daniel Minge postanowił w wieku 31 lat zakończyć zawodową karierę. - Pograłbym jeszcze kilka lat, ale każdy widzi, jak to się odbywa w toruńskim klubie i dlatego podziękowałem - powiedział nam były już hokeista.
Hokej.Net: Na początku powiedz, czy potwierdziły się plotki mówiące o tym, że kończysz karierę i wieszasz łyżwy na kołku?
- Nie da się całe życie grać w hokeja. Pograłbym jeszcze kilka lat, ale każdy widzi, jak to się odbywa w toruńskim klubie i dlatego podziękowałem. To jest walka z wiatrakami i szkoda nerwów na to wszystko. Nie mogłem dać z siebie zrobić kozła ofiarnego, bo nie mógłbym spojrzeć w lustro.
Jak ocenisz politykę klubu? Czy idzie ona w dobrym kierunku?
- Delikatnie mówiąc, nie zgadzam się z nią. Każdy klub powinien w pierwszej kolejności stawiać na swoich wychowanków. Zarówno na doświadczonych zawodników, jak i młodych, którzy nabieraliby doświadczenie spędzając dużo czasu na lodzie. Przede wszystkim chodzi mi o grę w przewagach i osłabieniach, a nie tylko 5 na 5.
Czy konflikty z rosyjskimi zawodnikami burzyły atmosferę wewnątrz drużyny?
- Jeśli chodzi o konflikty z zawodnikami z Rosji to nie widziałem takowych. Bardziej chodziło tutaj o jedną osobę.
Jak wyglądały relacje z trenerem Czuchem? Czy czułeś, że nie masz od niego wsparcia?
- Zawodnik, który wychodzi w meczu na lód raz, albo trzy razy nie ma prawa czuć żadnego wsparcia od trenera. Sprawa wyglądała w ten sposób, że krajowi zawodnicy mieli znacznie mniejszy margines błędu niż hokeiści zza wschodniej granicy. Nie mam nic do obcokrajowców, bo to fajni zawodnicy, ale moim zdanie trzeba być obiektywnym i mieć takie samo podejście do każdego zawodnika.
Dlaczego kolejny zawodnik z Torunia kończy karierę? Co roku jest ich co najmniej pięciu.
- Myślę, że każdy odchodzi, bo widzi, co się dzieje. Nikt przecież nie będzie grał w klubie, w którym "nie rozwinie skrzydeł" i nie będzie się rozwijał. Jest to przykre, bo każdy z nas poświęcił sporo jeśli chodzi o tę dyscyplinę sportu. Nikt z nas torunian nie czuł się gorszy od innych zawodników. Po to jest trener i treningi, żeby kogoś czegoś nauczyć. Odnoszę wrażenie, że niektórzy trenerzy są jak selekcjonerzy. Mam na myśli kluby, w których są pieniądze można wybierać zawodników jakich się chce. Prawdziwy trener potrafi zrobić dobrą drużynę z tego, co ma.
Czy wychowankowie otrzymywali należne wsparcie w klubie?
- Dziwi mnie to, bo takiego wsparcia nie mieliśmy w klubie i zarządzie. Nie wiem czy ci ludzie zdają sobie z tego sprawę, ale jeśli tak dalej pójdzie to wychowankowie będą odchodzić, a przecież dane miasto utożsamia się właśnie z zawodnikami pochodzącymi z tego miasta. Kibice tak samo wiedzą dla kogo przychodzą i po co. Chyba, że klub ma tyle pieniędzy, że stać go na zawodników, którym musi opłacać jeszcze mieszkanie. Zawodnicy zagraniczny przychodzą na sezon, czasem dwa albo więcej. Tymczasem wychowankowie chcą zostać tak długo, jak się da.
Korzystając z okazji chciałbym podziękować całej swojej rodzinie za wsparcie oraz toruńskim kibicom, którzy zawsze są z nami i nas wspierają.
Daniel Minge rozegrał 311 meczów na poziomie Ekstraligi. Zdobył 157 punktów za 45 bramek i 112 asyst. Na ławce kar spędził 149 minut.
Komentarze