Łukasz Nalewajka: Naszym atutem jest „team spirit”
Hokeiści JKH GKS Jastrzębie zmierzyli się wczoraj z Comarch Cracovią w ich pierwszej dogrywce w tym sezonie i to oni wytrzymali tę próbę nerwów. Łukasz Nalewajka, napastnik klubu znad czeskiej granicy, podzielił się z nami swoimi przemyśleniami na temat ostatnich transferów w PHL, a także zdradził, dlaczego jego zdaniem to właśnie on i jego koledzy liczą się w grze o złoty medal.
Ostatnie mecze ligowe JKH GKS Jastrzębie przyzwyczaiły nas do długiego czasu oczekiwania na gole. W pojedynkach jastrzębian z GKS-em Katowice i Podhalem Nowy Targ pierwsze trafienia padały dopiero w trzeciej tercji. Wydawało się, że w ich starciu z Cracovią będzie podobnie, lecz przełamanie zapewnił Kamil Wróbel, na nieco ponad trzy minuty przed syreną kończącą drugą odsłonę spotkania.
– Obydwaj bramkarze mieli dziś swój dzień. Sytuacji było sporo; Patrik długo trzymał dziś wynik, bo gdyby nie on, to rezultat mógłby być inny – wyjaśnia Łukasz Nalewajka.
Co ciekawe, dla hokeistów znad czeskiej granicy była to dopiero pierwsza dogrywka w tym sezonie. Udało im się z niej wyjść zwycięsko, a wszystko to dzięki bramce Marka Hovorki, zdobytej w okresie liczebnej przewagi.
– Tak się złożyło, że to była nasza pierwsza dogrywka w tym sezonie. Chodzi w niej głównie o to, by utrzymać krążek. Gramy trzech na trzech, jest sporo miejsca; nie można pozwolić sobie na błąd. Każda pomyłka może skutkować stratą bramki. Mieliśmy szczęście, dostaliśmy przewagę i udało nam się ją wykorzystać – komentuje jastrzębianin.
JKH GKS Jastrzębie, niezależnie od wyniku meczu z KH Energą Toruń, zakończy trzecią rundę Polskiej Hokej Ligi na pozycji lidera tabeli, choć w fazie play-off czeka go ciężka przeprawa. Konkurencja znajdująca się za jego plecami nie śpi, a w osiągnięciu sukcesu mają pomóc jej zagraniczne posiłki. Zarówno GKS Tychy, jak i Unia Oświęcim, GKS Katowice, ale też Cracovia nie próżnowały na rynku transferowym. Warto zaznaczyć, że niektóre kluby nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa w kwestii wzmocnień.
– Takie są przepisy, mamy ligę open. Każdy może sobie ściągnąć tylu obcokrajowców, ilu chce. Oni obrali taką taktykę, a my nic na to nie poradzimy. Mamy swój plan, budujemy drużynę od początku sezonu i staramy się walczyć o najwyższe cele tym, co skonstruujemy u startu, a nie pod koniec rundy zasadniczej – dzieli się przemyśleniami 27-letni napastnik.
W szeregach brązowych medalistów ubiegłego sezonu PHL nie widać jednak lęku. Łukasz Nalewajka nie ma problemów z wymienieniem największych atutów jego zespołu w walce o tytuł mistrzowski.
– Naszym największym atutem jest drużyna, gra zespołowa, tak zwany „team spirit”. Jeżeli ktoś u nas rzuci się pod strzał, to od razu poklepujemy go po plecach. Cieszymy się, że każdy poświęca się dla drużyny, a nie gra pod siebie. Mamy indywidualności w osobach Marka Hovorki i Zacka Phillipsa, a do tego świetnego bramkarza. Dodam jeszcze, że za niedługo powróci Maciek Urbanowicz, nasz kapitan, więc to dla nas kolejny plus – wylicza.
Komentarze