Sarnik: Zostawiliśmy wiele serca i zdrowia na lodzie
35-letni Piotr Sarnik ponownie stał się jednym z liderów reprezentacji i wicemistrza Polski Comarch Cracovii. - Na pewno pod względem indywidualnym ten sezon jest dla mnie zadowalający, tym bardziej że większość uważa mnie za starucha, który nie nadaje się do gry w ekstraklasie - szczerze zdradza skrzydłowy rodem z Sosnowca.
HOKEJ.NET: - Półtora roku temu po raz drugi pojawiłeś się w Cracovii. Powiedzenie, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki w twoim przypadku jest mylące. Transfer okazał się dla ciebie i drużny strzałem w „10”, bo udanie wkomponowałeś się w tym sezonie do pierwszej formacji...
Piotr Sarnik, skrzydłowy Cracovii i reprezentacji Polski: - Nie było problemu z wkomponowaniem się bo graliśmy razem gdy zdobywaliśmy mistrza dla Cracovii w 2006 roku. Poza tym z Damianem grałem razie wiele sezonów. Musiałem tylko przygotować się fizycznie żeby nie opóźniać gry. Jeśli chodzi o tę rzekę, to nie wierzę w przesądy.
Jeszcze jakiś czas temu temat gry w reprezentacji Polski był dla ciebie już odległy, jednak pokazałeś, że w wieku 35 lat można się odbudować i dobrą formą przypomnieć o sobie szkoleniowcowi...
- Dla mnie wiek nie jest istotny. W kadrze powinni grać najlepsi, niezależnie od tego czy ktoś ma 18 lat, czy 40. Najważniejsze są umiejętności i inteligencja na lodzie. Kondycje każdy może zrobić i to w krótkim czasie. Jeśli chodzi o to, czy wierzyłem w powołanie czy nie... to w ogóle o tym nie myślałem, tym bardziej że wszyscy w koło twierdzą że trzeba odmłodzić skład w kadrze narodowej.
Nigdy nie odmawiałeś gry w reprezentacji, czym dla ciebie jest gra z orzełkiem na piersi?
- Wielkie wyróżnienie i docenienie ciężkiej pracy. Poza tym jestem Polakiem i to jest mój obowiązek. W Polsce się urodziłem Polska dała mi to, że mogę robić to, co lubię i na dodatek dostawać za to pieniądze.
15 kwietnia rozpoczyna się batalia o awans do dywizji I grupy A, czy Polska powinna się obawiać któregoś z przeciwników?
- Tak nisko jeszcze nie byliśmy, więc nie możemy myśleć bojaźliwie. Drużyna musi być pewna siebie, ale mieć respekt przed każdym przeciwnikiem. Każda drużyna gra żeby wygrać.
Niedawno zakończony sezon był dla ciebie jeden z najlepszych w karierze pod względem indywidualnych statystyk. Zdobyłeś 48 punktów, jesteś zadowolony ze swojego dorobku? Odczuwasz że to był jeden z lepszych w wieloletniej karierze?
- Na pewno jest to zadowalające, tym bardziej że większość uważa mnie za starucha, który nie nadaje się do gry w ekstraklasie. Na pewno moje dobre statystyki są zasługą sumiennej pracy całego ataku, czyli Leszka i Damiana.
Jak ci się współpracuje z dwójką: Laszkiewicz-Słaboń?
- Przede wszystkim znamy się od 17 roku życia. Spędzamy często czas rodzinnie. Szanujemy się nawzajem i nigdy nie było między nami konfliktu. Staramy się rozwiązywać problemy wynikające z gry wspólnie i spokojnie. Mam do nich duży respekt i myślę że oni dla mnie też.
W sezonie regularnym Wasz atak dominował w lidze, jednak w play-off się coś zacięło, dlaczego?
- Chyba chciałeś powiedzieć w finale, bo w półfinale strzeliliśmy 10 bramek, a straciliśmy zaledwie 1. Sanok po prostu miał większy potencjał w defensywie i w bramce. Dlatego nie mieliśmy takiej swobody. Poza tym na pewno byliśmy trochę zmęczeni. Cały sezon graliśmy w nieprzeciętnym rygorze zmian, zostawiliśmy wiele serca i zdrowia na lodzie. Były też takie momenty, że graliśmy mecze z grypą.
Jak odniesiesz się do słów waszego trenera Rudolfa Rohaczka, że przez jeżdżenie na zgrupowania reprezentacji straciliście formę na te decydujące mecze sezonu. To stwierdzenie nie wydaje ci się krzywdzące?
- Myślę, że każdy dobrze wie, ile zrobiliśmy dla Cracovii w tym sezonie.
Jak porównasz siłę ataku, w którym grasz, a tego słynnego tyskiego "3 x S" z poprzednich lat?
- W Tychach byliśmy atakiem młodych gniewnych, grającym spontanicznie. Teraz jesteśmy atakiem jak wino - im starsze tym lepsze. Gramy bardziej spokojny i przemyślany hokej.
Jesteś z Sosnowca, w klubie z twojego rodzinnego miasta nastąpiło sporo zmian, jednak nadal nie jest tak, jak powinno... Dlaczego?
- Żeby grać w czołówce trzeba mieć ustalony budżet na cały sezon. Bez sponsora nie jest to wcale łatwe. Grałem w Zagłębiu w sumie przez 2,5 sezonu i wiem, w jakiej sytuacji znaleźli się zawodnicy.
Od początku sezonu twierdziłeś, że Sanok zdobędzie mistrzostwo i tak się stało. Czy byłeś przekonany, że personalnie ten zespół był najlepszy w lidze?
- Wszyscy w Polsce wiedzieli, że Sanok jest personalnie najmocniejszy, ale trzeba umieć to jeszcze poskładać. Myślę, że Marek to zrobił perfekcyjnie.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Komentarze