Sam na sam z... Mateuszem Dubelem
O wyborze piekielnie trudnego zawodu, o pojawianiu się na stoku narciarskim raz do roku oraz, a także o zamiłowaniu do gotowania, w kolejnym odcinku z cyklu "Sam na sam z...", opowiada Mateusz Dubel, napastnik KTH Krynica.
Zaczniemy, jak zawsze, od kilku szybkich wyborów. Ciężka praca czy talent?
Ciężka praca.
Szybki strzał czy zaskakujące podanie?
Zaskakujące podanie.
Trening czy odnowa biologiczna?
Jedno się łączy z drugim, więc to i to.
Co jest bardziej przydatne dla napastnika szybkość czy technika?
Jedno i drugie jest bardzo ważne. Jeśli obydwa elementy ze sobą współgrają, mogą być wielkimi atutami.
Ławka rezerwowych czy ławka kar?
Ławka kar.
Które rozgrywki są bardziej interesujące: NHL czy KHL?
W obu ligach gra się inaczej, ale wybiorę NHL. Te rozgrywki pod względem medialnym, a także widowiskowym są ciekawsze.
Z kim gra Ci się lub grało najlepiej?
Pierwsze co przychodzi mi do głowy to na pewno z Grześkiem Pasiutem i moim bratem Damianem, gdzie graliśmy w juniorach i rozgrywkach pierwszoligowych i ekstraklasie. Znaliśmy się na pamięć. Pochodzimy przecież z jednego miasta. Znamy się od najmłodszych lat i rozumieliśmy się bez słów. Fajnie to wspominam. Patrząc na obecny skład to trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo mamy tak szczupłą kadrę, że co chwilę gram z kimś innym.
Najgroźniejszy wypadek na lodzie, który pozostał Ci w pamięci?
Pamiętam jeszcze za czasów juniorów, podczas turnieju mistrzostw Polski w Krynicy, Artur Zieliński, obecny zawodnik Comarch Cracovii, na środku lodowiska został trafiony bardzo niefortunnie. Uderzenie było czyste, czysty "bodiczek", ale złamał rękę. Ta ręka leżała na lodzie. Przedramię wisiało na samej skórze. Wyglądało to fatalnie. Wszyscy zamarli. To był najgorszy wypadek jaki widziałem na oczy.
Najtrudniejszy moment w karierze?
Tak mi się wydaje, że najtrudniejszy był poprzedni sezon, kiedy Krynica nie wystartowała w rozgrywkach ligowych. Niestety, tak potoczyły się sprawy krynickiego hokeja, co było - nie tylko zresztą dla mnie, a dla całej społeczności - najtrudniejszym momentem w karierze. Nikt nie wyobraża sobie takiej sytuacji, że krynickiego hokeja nie ma w żadnej lidze. Mam 28 lat i odkąd pamiętam, od małego, chodzę na lodowisko i gram w hokeja. Zawsze w Krynicy był hokej, a w poprzednim sezonie tego zabrakło i mam nadzieję, że nigdy więcej czegoś takiego nie będzie.
Co uznajesz za swój największy sukces w karierze?
Spędziłem jeden sezon w klubie z Krakowa i udało nam się zdobyć mistrzostwa Polski. To mój największy sukces.
Krytyka - motywuje czy denerwuje?
Zdecydowanie motywuje. Jeśli ktoś ma pojęcie, o tym co mówi, to każda krytyka od takich osób motywuje. Jeśli kogoś to nie motywuje, to nie ma po co grać w hokeja.
Który zawodnik z Twojej drużyny posiada największe umiejętności?
Wybrałbym Maćka Kruczka, choć on przeszedł niedawno do GKS-u Tychy. Fajny zawodnik, myślę, że polski hokej będzie miał jeszcze z niego pociechę. Niedawno znalazł się na liście reprezentantów, ale W Gdańsku nie zagrał. Trener Zacharkin będąc w Krynicy widział co chłopak prezentuje. Z obecnej drużyny myślę, że Dawid Majoch mam perspektyw i papiery na grę. Jeśli poprawi jeszcze grę w defensywie, to będzie mógł grać na dobrym poziomie.
Kto najczęściej żartuje sobie w szatni?
Wszyscy. Jest u nas tylu młodych chłopaków, że żarty pojawiają się bardzo często. Atmosfera jest bardzo dobra. Nie wyróżnię więc nikogo, ale kilku pozytywnych wariatów mamy w szatni.
Kto jest według Ciebie najbardziej niedocenianym polskim hokeistą?
Filip Drzewiecki. Graliśmy razem w Cracovii. Widziałem co potrafi. Później zmienił klub. W Sanoku mu jednak nie poszło tak, jak zakładał, a teraz gra w Katowicach. Chłopak ma jednak talent.
Który polski gracz powinien zrobić większą karierę?
Zdecydowanie Grzesiek Pasiut. Znam go od dzieciństwa. Rozmawiałem na jego temat z wieloma ludźmi i nie słyszałem o nim jeszcze złej opinii. Ma 26 lat i życzę jemu z całego serca, żeby raz jeszcze spróbował gry za granicą. Już raz spróbował, ale wówczas przydarzyła się kontuzja i wrócił do Polski. Myślę, że to jest najwłaściwszy czas na spróbowanie swoich sił raz jeszcze. Jestem pewny, że za granicą poradziłby sobie bardzo dobrze. Ma nieprzeciętne umiejętności i talent poparty ciężką pracą.
Najlepszy gracz w Polskiej Hokej Lidze?
Zdecydowanie Leszek Laszkiewicz. Od lat. Tu nie ma dwóch zdań.
Obrońca, którego najtrudniej minąć?
Nicolas Besch.
Największy młody talent w Polsce?
Bardzo mi się podoba chłopak, który gra teraz w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Nazywa się Bartosz Fraszko. Wiem, że dużo osób wskazuje na Partyka Wronkę, ale wydaje mi się Fraszko zrobi większą karierę.
Największy twardziel w lidze?
Zdecydowanie Daniel Laszkiewicz.
Proszę dokończyć zdanie. Polski hokej to...
(śmiech) No właśnie, co z tym hokejem? Myślę, że polski hokej to jedna wielka niewiadoma. I tak to zostawmy.
Największe głupstwo, które kiedykolwiek słyszałeś?
Na temat hokeistów słyszałem zdanie, że są leniami. To totalna głupota, bo tyle ile pracy wkładają w to co robią, na lodzi, na siłowni, na bieżniach, to naprawdę jest to trudny sport. Każdy hokeista wie, że wybrał piekielnie trudny sport do uprawiania. Każdy musi włożyć bardzo dużo, aby grać na odpowiednim poziomie. To jedna z najtrudniejszych dyscyplin pod względem przygotowania wytrzymałościowego czy technicznego.
Największe kłamstwo, które kiedykolwiek usłyszałeś na swój temat?
Usłyszałem raz kiedyś, że nie mam charakteru. Jeden z trenerów tak stwierdził, ale nigdy nie powiedział mi tego w twarz. Nigdy później nie usłyszałem podobnego stwierdzenia.
Co robisz w wolnym czasie?
Spędzam czas z żoną. Moja żona też jest związana ze sportem, gdyż jest instruktorem narciarskim i również bardzo aktywnie spędza czas. Staramy się więc coś robić, a nie tylko leżeć na kanapie. Na narty chodzimy wspólnie raczej raz do roku, gdyż moja żona jeździ na nartach tak dobrze, że wstydzę się z nią chodzić na stok (śmiech). Raz do roku, gdy jest ciepło, chodzę na narty (śmiech).
Czego najtrudniej sobie odmówić?
Zdecydowanie słodyczy. Lubię. W sezonie trzeba być umiarkowanym, więc sobie odmawiam.
Czego najbardziej się boisz?
Tego, że spotka mnie kontuzja, po której będę musiał martwić się do końca życia o swoje zdrowie. Jeśli będzie zdrowie, to człowiek ma dwie ręce i dwie nogi, więc ze wszystkim sobie poradzi. Wiadomo, że sporo sportowców martwi się co będzie później, po zakończeniu gry, ale jeśli będzie zdrowie, to można robić wszystko. Trzeba myśleć pozytywnie.
Największe marzenia Matusza Dubela?
Marzę o tym, aby w KTH, po tylu latach bez złotego medalu, wróciły te najlepsze czasy. Trochę tego czasu już przecież minęło, gdyż ostatni raz miał miejsce w sezonie 1950/1951. Bardzo bym sobie życzył tego, aby Krynica znów zdobyła tytuł mistrza Polski.
Jaki inny talent niż granie w hokeja posiada Mateusz Dubel?
Bardzo lubię gotować i chyba wychodzi mi to dobrze (śmiech).
I na koniec, jak często się denerwujesz?
Powiem szczerze, że na lodzie bardzo często. Wiele osób mnie zna i wie, że jeśli chodzi o trening i mecze, to jestem bardzo nerwowy, a w życiu codziennym jest dokładnie odwrotnie. Spokój, spokój i jeszcze raz spokój. W pracy, czyli na lodzie, dużo wymagam od siebie i czasami od innych i chyba stąd biorą się te nerwy.
Komentarze