Skazany na bycie hokeistą
Rozmowa z 18 letnim Patrykiem Wronką, jednym z największych talentów polskiego hokeja, który w sezonie 2013/2014 zadebiutował w barwach MMKS Podhale na lodowiskach ekstraklasy.
Jesteś chyba jednym z tych bardzo nielicznych reprezentantów nowotarskiego hokeja, który zakończony sezon, przynajmniej w jakimś stopniu może uznać za udany...
- Faktycznie mocno mieszane uczucia towarzyszą mi po tym sezonie. Na pewno był to dla mnie ważny rok, mam nadzieję, że jeden z tych przełomowych. Dostałem szansę gry w pierwszej drużynie. W każdym meczu, na każdym treningu starałem się udowadniać trenerom, ale i samemu sobie, że nie było to na wyrost, że na to zasługujęi mam predyspozycję do tego aby grać już na poziomie ekstraklasy. Wydaje mi się, że nie było źle. Grałem dużo, przyznam nawet, że więcej niż się spodziewałem, kilka bramek udało mi się zdobyć, do tego doszło kilka asyst. Mam jednak świadomość, że jeszcze dużo pracy przede mną. Szkoda tylko, że nie udało się nam osiągnąć lepszego wyniku jako drużyna. Mam jednak bardzo młody, perspektywiczny zespół i czas gra na naszą korzyść.
Czego Cię ten pierwszy rok w dorosłym hokeju nauczył?
- Przede wszystkim tego, że na lodzie decyzję trzeba podejmować błyskawicznie. Tu nie ma czasu na zwłokę. Sekunda, dwie zastanowienia i akcja może przynieść cel zupełnie odwrotny od zamierzonego. Poza tym nie można sobie ani na moment pozwolić na odrobinę nawet dekoncentracji.
Masz za sobą pierwszy sezon w ekstraklasie, a jeszcze latem wydawało się, że zostawisz hokej i postawisz na piłkę. Był nawet taki moment, że przerwałeś treningi z Podhalem...
- Zgadza się. Pojawił się bowiem temat testów w pierwszej drużynie Wisły Kraków. Chciałem spróbować, sprawdzić się. Nie doszło to jednak do skutku. Potem był jeszcze krótki epizodz trzecioligowym Porońcem Poronin. Dwa tygodnie biłem się z myślami, co robić. Wygrała miłość do hokeja. To jest to co kocham i to co chcę robić w życiu...
Duże pieniądze, które są w piłce, a których nie ma w hokeju, nie kusiły?
- Większość osób, która przekonywała mnie do tego aby kosztem hokeja postawić na piłkę, używała właśnie tego typu argumenty. Pieniądze owszem są ważne, ale przynajmniej dla mnie nie najważniejsze. Nie muszę żyć ponad stan. Postawiłem na swoim i mam nadzieję, że żałować nie będę. Wierzę, że z hokeja, da mi możliwość utrzymania rodziny na solidnym poziomie.
Kontynuując jeszcze temat piłki nożnej. Krążą opinie, że odmówiłeś nawet słynnej Barcelonie...
- Naprawdę nie wiem skąd to się wzięło. Nigdy nic takiego nie miało miejsca. Z Barceloną mam jedynie tyle wspólnego, że jestem jej wielkim fanem. Owszem miałem propozycję gry w Hiszpanii, ale w szkółce Athletic Bilbao. Mój tata od wielu lat mieszka w tym kraju, właśnie nie daleko tej miejscowość. Parę lat temu będąc u niego w czasie wakacji, po prostu dla zabicia czasu poszedłem na jedno z pobliskich boisk, pograć z chłopkami. Okazało się, że wpadłem w „oko" jednemu ze skautów tej właśnie szkółki. Był zdeterminowany do tego stopnia, że nawet przyleciał do Nowego Targu. Porozmawialiśmy, zaprosił mnie na dwa tygodnie treningów, opłacając wszystkie koszty. Poleciałem, potrenowałem i pojawiła się nawet konkretna oferta aby u nich zostać. Po raz kolejny jednak zwyciężył sentyment do hokeja.
Co więc jest w hokeju takiego, że przysłania Ci on cały świat?
- Nie wiem. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Taki się już urodziłem. Pewnie związane to jest z genami. Nie tylko tata, ale przede wszystkim mój dziadek, Tadeusz Kacik byli świetnymi zawodnikami. Wydaje mi się, że byłem skazany na bycie hokeistą.
To co dalej ? 18 lat to i dużo i mało jak na hokeistę, który chce zrobić prawdziwą karierę. Jak daleko sięgają Twoje plany, marzenia?
- Przede wszystkim czekam na to co wydarzy się w Nowym Targu. Przynajmniej ten najbliższy sezon chciałbym jeszcze zostać w Podhalu. Nabrać większego ogrania, doświadczenia. Jasne, że chciałbym spróbować sił w mocniejsze lidze. Nie mówię o NHL czy KHL, bo jestem realistą, ale fajnie byłoby się sprawdzić nawet w czeskiej czy słowackiej lidze. Staram się nie wybiegać jednak za bardzo w przyszłość. Na razie skupiam się na tym co jest.
Złośliwi cały czas wypominają Ci nienajlepsze warunki fizyczne. One Tobie przeszkadzają na lodzie?
- Nie specjalnie o tym myślę i jakoś nie zauważyłem, żeby odgrywało to rolę w takcie meczów. Na pewno jednak w okresie przygotowawczym popracuję nad tym aby troszkę nabrać masy, wzmocnić przede wszystkim nogi. Oczywiście wszystko z umiarem, bo gdyby przesadził mógłbym zatracić takie cechy jak szybkość, zwinność i dynamikę. Tego bym sobie nie darował.
Odczuwasz presję oczekiwań wobec Twojej osoby? Nie brakuje opinii, że jesteś jednymz tych, którzy w przyszłości mają stanowić o sile polskiego hokeja.
- Nie, raczej nie. Wręcz przeciwnie, to mnie jeszcze mocniej motywuję. Fajnie słyszeć słowa pochwały nie tylko od trenerów, kibiców, ale przede wszystkim od samych zawodników i to tych starszych od siebie, których jeszcze nie tak dawno podziwiałem z trybun. Dziś walczę z nimi na lodzie jak równy z równym. Staram się jednak odcinać od tego wszystkiego. Poza tym hokej to sport drużynowy i jeden, czy dwóch zawodników wiele w pojedynkę nie zdziałają.
W końcówce sezonu, w meczach play-off Centralnej Ligi Juniorów, nabawiłeś się dosyć poważnej kontuzji. Było nawet podejrzenie pękniętego obojczyka. Jak to dzisiaj wygląda?
- Szczęście w nieszczęściu nie było to złamanie, ale zwichnięcie. Przesunęła mi się jednak o kilka centymetrów kość obojczykowa. Minęło już kilka tygodni, ale wciąż jeszcze ból mi doskwiera. Zasięgnąłem już kilka opinii lekarskich. Jedni mówią, że potrzeba jeszcze czasu aby organizm się zregenerował. Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że konieczne jest nastawienie tej kości. Jak najszybciej muszę podjąć decyzję.
Rozmawiał Maciej Zubek
Komentarze