Minister sportu powołał radę. Klisiak: Polski hokej wymaga szybkich zmian
- Żeby było jasne, w naszym hokeju finansowo nigdy nie było dobrze, ale teraz organizacyjnie PZHL zgotował nam taką paranoję, że trzeba to jak najszybciej skończyć - podkreśla legendarny hokeista, a obecnie trener Waldemar Klisiak. Klisiak został jednym z doradców nowego ministra sportu - Witolda Bańki.
Minister Sportu i Turystyki Witold Bańka powołał Społeczną Radę Sportu. W jej skład weszło 26 osób, w tym: były piłkarz Marek Citko, właściciel Cracovii prof. Janusz Filipiak, były świetny hokeista, a obecnie trener Waldemar Klisiak, trener Anity Włodarczyk - Krzysztof Kaliszewski, Czesław Lang, Stefan Majewski, szef "Przeglądu Sportowego" Michał Pol, ojciec i pierwszy trener naszych najlepszych tenisistek - Piotr Radwański, były bokser i obecny trener Paweł Skrzecz, były szczypiornista Artur Siódmiak, były biathlonista Tomasz Sikora.
Pierwsze posiedzenie Rady odbędzie się 21 grudnia na warszawskim Torwarze.
- Sam się cieszę z nominacji do tak zacnego grona. Nasza Rada ma być ciałem doradczym ministra Bańki - powiedział Interii znakomity przed laty hokeista Waldemar Klisiak, który obecnie prowadzi Naprzód Janów.
Klisiak dostał zaproszenie od wiceministra Ryszarda Szustera, z którym zna się jeszcze z okresu, gdy redaktor Szuster był dziennikarzem sportowym katowickiego "Sportu".
- Fajnie pogadaliśmy z Ryszardem Szusterem, tyle czasu nie widzieliśmy się. Teraz będzie okazja, aby się spotykać regularnie - cieszy się Klisiak, który hokejowi poświęcił całe życie.
- Chyba nikt nie ma złudzeń, że w hokeju zmiany są koniecznie. Wszyscy na nie czekają. To jak nasza dyscyplina dzisiaj funkcjonuje, jest jakąś abstrakcją - kręci głową pan Waldemar.
- Żeby było jasne, w naszym hokeju finansowo nigdy nie było dobrze, ale teraz organizacyjnie PZHL zgotował nam jakąś paranoję: Wydział Gier i Dyscypliny nie funkcjonuje, o wszystkim decyduje jedna osoba. Kilka tygodni temu dymisję złożyła Komisja Odwoławcza, która próbowała przestrzegać przepisów. Nie wiem jak ten organ, jakim jest PZHL może funkcjonować w ten sposób - dziwi się Klisiak.
- Należałoby się przyjrzeć związkowi od środka. Z tego, co dostaje się na zewnątrz wiemy, że zadłużenie federacji jest przerażające. Słyszałem o zadłużeniu ponad pięciomilionowym. To naprawdę masakra - denerwuje się Waldemar Klisiak.
Legenda Unii Oświęcim zwraca też uwagę na rozłożone szkolenie młodzieży.- Pewnym paradoksem jest niezły występ reprezentacji do lat 20 na MŚ Dywizji IB (awans na zaplecze elity przegrała w ostatnim meczu z Francją 2-7 - przyp. red.). To pochodna występów szkieletu reprezentacji do lat 20 w ekstraklasie, co doradzałem już od pięciu lat. Grając w pierwszej lidze młodzi nie mogli się rozwijać - tłumaczy Klisiak.
- Ogólnie jednak ubolewam, że tak mało młodzieży garnie się do sportu, a do hokeja to już jest tragedia - twierdzi Klisiak.
- Jeszcze w naborach, w grupach początkujących są dzieciaczki, jak widzę to na przykład w Oświęcimiu. Później jednak, im starsi, jest coraz gorzej. Dochodzi do tego, że kluby musza łączyć trzy roczniki, by zebrać jedną grupę juniorską i to nie mówię o czterech "piątkach", ale o 12-15 hokeistach - tłumaczy ekspert.
- Nie mówię już o braku szkoleniu bramkarzy, to sytuacja nie do pomyślenia - rozkłada ręce Klisiak. - Szukamy dziwnych rozwiązań, decyzje o grze co najmniej w 50 procentach polskimi bramkarzami również są nietrafione.
- Nikt się nie interesuje brakiem wykwalifikowanych trenerów młodzieży. Dziwię się, jest tam w PZHL-u na stanowisku dyrektora sportowego Tomek Rutkowski i nie potrafi zadbać o kadrę trenerską, o szkolenie. To jest w ogóle nie do pomyślenia - podkreśla Klisiak. - Swoich szkoleniowców z reprezentacji do lat 18 i 20 jeszcze wyślą na jakieś kursy, reszta ich nie interesuje. Nic się nie dzieje.
- Ściągnęli na kurs Byrskiego z Kanady. Mnie na przykład nikt nie zaprosił na ten kurs, nie wiem z jakiego klucza dobierali. Być może tylko trenerów młodzieży - zastanawia się pan Waldemar.
- Problem w tym, że jeżeli nikt nie dba o trenerów, o podnoszenie ich kwalifikacji, to jakim cudem mamy się doczekać dobrego narybku, jeśli pracują z nim słabo opłacani trenerzy z łapanki - dowodzi Klisiak.
Bulwersuje go także fakt, że nikt nie sprawdza kwalifikacji zagranicznych trenerów, którzy przyjeżdżają do klubów ekstraklasy.
- Od Polaków wymaga się nie wiadomo jakich kwalifikacji, uzupełniania kursów, a to kosztuje nas sporo pieniędzy. Tymczasem przychodzi Czech, Słowak, Fin i co? Nikt ich nie sprawdza! Zakładamy, że we krwi mają hokej i na pewno muszą być lepsi od nas - podkreśla Waldemar Klisiak, który w tym aspekcie brzmi tak samo jak przed dwoma laty Zbigniew Boniek biorąc na selekcjonera Polaka, a nie maga z zagranicy, co sugerowały media.
- A to przecież nasi, polscy trenerzy odwalają najcięższą prace w klubach, choć są najsłabiej opłacani. Tylko, że wie pan jaka jest różnica? Nikt nas nie zauważa. Z Naprzodem Janów musiałbym pewnie zdobyć mistrzostwo, by ktoś dostrzegł moją pracę - kończy Waldemar Klisiak.
Michał Białoński,
Komentarze