Hokej.net Logo

Sam na Sam z… Mikołajem Łopuskim

Sam na Sam z… Mikołajem Łopuskim

Po siedmiu sezonach zdecydowaliśmy się reaktywować serię wywiadów „Sam na Sam”. Naszym trzecim gościem był Mikołaj Łopuski, który opowiedział o swoich najtrudniejszych momentach w karierze i potwierdził, że najlepszym przyjacielem hokeisty powinien być dentysta. 34-letni skrzydłowy GKS-u Katowice opowiedział też o śmiesznej sytuacji z mistrzostw świata w Kijowie i pochwalił się, że potrafi zrobić naprawdę dobry jabłecznik (szarlotkę).

Zaczniemy od kilku szybkich wyborów. Wychodzicie z kontrą, wybierasz szybki strzał czy podanie do kolegi?


– Dużo zależałoby od tego, jak wyglądałaby ta sytuacja i czy ten kolega byłby lepiej ustawiony ode mnie. Mimo wszystko chyba decydowałbym się na uderzenie, bo lepiej jest poszukać szczęścia oddając strzał niż niecelne dograć. Później krążek wędruje „do rogu” tafli i może wiele wydarzyć.


Dodatkowy trening czy odnowa biologiczna?


– Jeszcze do niedawna zdecydowałbym się na trening, ale teraz wybrałbym odnowę. Cóż, latka lecą (śmiech).


Co jest bardziej przydatne dla napastnika technika czy dynamika?


– Widzisz, to jest wybór między szybkim, ale drewnianym lub wolnym technikiem (śmiech). Fajnie jest mieć jedno i drugie, ale wydaje mi się, że to technika jest dla napastnika ważniejsza. Gdy ją masz, to umiesz dobrze podać i nieźle wystrzelić. Możesz ograć rywala tak, jak robił to choćby Pawieł Daciuk. Ile razy „zawiązał” im krawaty między nogami?


Ile hokeiście daje talent, a ile ciężka praca?


– Jedno i drugie jest cholernie ważne. Pracą, zaangażowaniem i poświęceniem możesz wiele wypracować. Owszem nie będziesz wtedy wybitny graczem jak Crosby, Owieczkin czy reszta panów występujących w NHL, ale swoje miejsce w hokeju na pewno znajdziesz. Zresztą drużyna nie składa się wyłącznie z gwiazd, bo „pracusie” też są niesamowicie potrzebni.


Z kolei gdy masz do czegoś smykałkę, to pewne sprawy po prostu przychodzą ci łatwiej. Ale talent, który nie jest podparty pracą, szybko się kończy.


Ławka kar, czy oglądanie spotkania z wysokości trybun?


– Ławka kar, ale tylko wtedy, gdy to wykluczenie nie ma wpływu na końcowe losy meczu (śmiech). Zawsze po dwuminutowej karze można się jeszcze zrehabilitować. Popracować dla drużyny i zrobić dla niej coś dobrego. Zresztą sam dobrze wiesz, że można dostać też podanie od obrońców i wyjść do sytuacji sam na sam.


Największy sukces w karierze?


– Na pewno mistrzostwa Polski. Jedno zdobyłem z Cracovią, a drugie z GKS-em Tychy. Dla zawodnika zawsze lepiej smakuje to, po które sięga się na lodzie, a tak właśnie było z Cracovią, w sezonie 2010/2011. Mieliśmy wtedy fajną drużynę i w finale pokonaliśmy GKS Tychy.


W drugim przypadku nie dane było mi grać, bo ten sezon był dla mnie naznaczony ciężką kontuzją. Wszystkiemu przyglądałem się z boku i serce dosłownie kłuło.


Miło wspominam też dwa brązowe medale, po które sięgnąłem z GKS-em Tychy i GKS-em Katowice w Pucharze Kontynentalnym. To były fajne turnieje z naszej strony, zwłaszcza ten w Belfaście. Prawdziwe hokejowe wydarzenia, dobrze opakowane pod względem marketingowym i medialnym.


Którą bramkę zapamiętasz do grobowej deski?


– Był taki mecz w reprezentacji Polski. Graliśmy wówczas w Toruniu, a naszym rywalem byli Włosi. Dostałem wtedy dobre podanie, chyba od Leszka Laszkiewicza, wjechałem między dwóch obrońców i strzeliłem gola z bekhendu.


Ważne bramki zdobywałem też na wspomnianym turnieju w Belfaście. Naprawdę miło je wspominam.



Najtrudniejszy moment w karierze?


– Było ich trochę, dotyczyły zawsze okresu tuż po lub w trakcie leczenia urazów. Wydaje mi się, że te ostatnie dwie operacje kolana, to były moje najcięższe i najtrudniejsze momenty.


Jakie myśli wtedy przechodzą przez głowę zawodnika?


– Musisz sobie wszystko poukładać. Myśleć o tym, co zrobić, by wrócić do dyspozycji i nie popełnić błędów ze zbyt szybkim powrotem. A nie jest to łatwy czas, bo po operacji i skończonej rehabilitacji wciąż odczuwasz ból. To jest niesamowicie ciężki okres.


Po kontuzji, której nabawiłem się w Anglii, dość szybko wróciłem do gry. Chciałem dokończyć jeszcze ten sezon, by pojechać na mistrzostwa świata. Teraz – z perspektywy czasu – jestem przekonany, że był to błąd. Po prostu nie byłem gotowy na ten turniej. Zresztą, gdy oglądałem te mecze i to, jak poruszałem się na lodzie... Przyznaje, że nie był to dla mnie powód do zadowolenia.


Zresztą wtedy przeciążyłem się i miałem problemy z przewlekłym bólem. Czekała mnie rehabilitacja po sezonie i to była prawdziwa harówka. Musiałem odbudować mięśnie, zakresy, wrócić do sprawności i do dobrej dyspozycji na lodzie. Trochę mi to zajęło.


Po kontuzjach zawodnicy często mówią się, że wrócą silniejsi. Jest coś w tym stwierdzeniu?


– To powiedzenie może się sprawdzać, ale po pierwszym urazie. Wtedy wracasz i doceniasz to, co robisz. Wtedy trochę kształtuje się charakter gracza.


Natomiast jeśli przechodzi się tych operacji wiele i są one skomplikowane, to zawsze będą rzutować na twoją dyspozycję w przyszłości. Choć medycyna jest już na coraz lepszym poziomie, to zabiegi zawsze są ingerencją w „naturalne środowisko”, czyli nasz organizm. Po zabiegu nigdy nie będzie już tak samo.


Nawet jak się przejdzie super operację, super rehabilitację, to zawsze następuje coś, co nazywa się osłabieniem tkanek. Jeżeli jedna noga jest słabsza, to druga musi mocniej pracować. Wyrównanie i zbilansowanie organizmu wymaga czasu.


Jest taka ciekawa maksyma, którą kiedyś słyszałem i bardzo mi się ona podoba. Myślę, że wśród sportowców ma większe zastosowanie i warto czasami o tym pomyśleć. Brzmi ona tak: „Jesteś tak silny, jak twoje najsłabsze ogniwo”. Warto się zastanowić, co może być twoim najsłabszym ogniwem? Ktoś może być silny, jak tur, ale może mieć na przykład słabą głowę.


Największy błąd, jaki popełniłeś w swoim sportowym życiu?


– Był taki moment po sezonie 2010/11. Pojawiła się oferta z IF Troja-Ljungby, ekipy występującej na zapleczu SHL, czyli w Allsvenskan. Pomógł mi wtedy Peter Ekroth i miałem już kontrakt na mailu.


To miał być szybki strzał: tak czy nie. Wtedy współpracowałem z niemieckim agentem, który obiecywał, że znajdzie mi klub w Niemczech. Twierdził, że jest szansa na DEL, bo część zawodników z Kanady może po prostu nie przyjechać.


Zdecydowałem się poczekać do sierpnia i… nie wypaliło. Nie zagrałem ani w Szwecji, ani w Niemczech. Wówczas zdecydowałem się na podpisanie kontraktu z Aksam Unią Oświęcim. To była konkretna propozycja.


Żałujesz, że nie znalazłeś się w Szwecji?


– Byłem młody, niedoświadczony i myślałem, że coś wypali z grą w Niemczech. Czasu się jednak nie cofnę. Trudno było mi wtedy podjąć decyzję, co tak naprawdę będzie dla mnie lepsze.


Powiem ci tak: zawodnik w swojej karierze ma jedną lub dwie takie okazje. Chyba, że jest w czepku urodzony lub ma naprawdę świetnego agenta.


Poza tym, inne decyzje podejmuje się mając 18 czy 23 lata, a inne nieco później. Gdy grałem w Czechach czy na Słowacji, liczył się dla mnie rozwój. Nie myślisz wtedy o warunkach finansowych, po prostu chcesz być w miejscu, które zagwarantuje ci lepsze możliwości doskonalenia swoich umiejętności. Gdy masz już rodzinę, to trzeba myśleć już innymi kategoriami.


Najgroźniejszy wypadek na lodzie, który widziałeś?


– Uraz, jakiego nabawił się Patryk Noworyta w Cracovii. „Benek” zablokował strzał głową. Dostał wtedy krążkiem prosto w ucho i była to niezwykle niebezpieczna sytuacja. Akurat byłem wtedy na lodzie i widziałem, jak z tego ucha krew mu tryska. Osobie bardziej wrażliwiej mogłoby wtedy zrobić się słabo.


Nieciekawie wyglądał też uraz Kamila Wróbla z Jastrzębia. Kontuzja twarzy nigdy nie jest przyjemna.


A jak u Ciebie z zębami?


– W porównaniu do innych, to nieźle. Nie mam trzech zębów, bo dość szybko je straciłem. Gram teraz w ochraniaczu, bo często zdarza się tak, że komuś kij się ześliźnie lub zwyczajnie nie potrafi nad nim zapanować.


Jestem już umówiony z moim dentystą, Piotrkiem Malicki, że wstawi mi implanty, gdy skończę grać w hokeja. Zresztą trafiłem na stomatologa, który też gra amatorsko w hokeja, więc wie z czym się to wszystko się je (śmiech).


Nie nakłaniał Cię do tego, żeby założyć „akwarium” albo kratę?


– Mówił nie raz. Sam powtarza, że wiele razy chciał założyć półpleksę, ale gdy myśli o tym, że mógłby dostać krążkiem albo kijem w twarz, to takie pomysły szybko mu przechodzą.


Ale jak już jesteśmy przy zębach, to opowiem śmieszną historię z moimi sztucznymi zębami. Gdy byliśmy na Mistrzostwach Świata w Kijowie i jedliśmy kolację, schowałem swoją szczękę do chusteczek materiałowych, bo niewygodnie było mi gryźć mięso. Był szwedzki stół, więc pomyślałem sobie, że pójdę po dokładkę.


Kątem oka widziałem, że chodzi tam pani kelnerka i zbiera te chustki. Szybko wybrałem się do tych tac z mięsem, a gdy wróciłem nakrycie było już zmienione. Mojej chusteczki z delikatnie schowaną protezą już nie było.


Z tego problemu wybawił mnie nasz kierownik – Andrzej Zabawa, który świetnie mówił po rosyjsku. Wytłumaczył pani, że w tych materiałowych chusteczkach schowana jest moja szczęka.


Pani kelnerka w sali restauracyjnej otworzyła ten wielki wór i zaczęła szukać. Tak „trzepała”, że moja proteza w końcu wyleciała (śmiech).


Koledzy dogryzali?


– A zdarzyło się (śmiech). Przestałem się już tymi zębami przejmować. Gdy straciłem je w Czechach, wszyscy od razu podejrzewali, że jestem hokeistą. Gdy wróciłem do Polski i chodziłem „bez jedynki” większość osób krzywo na mnie patrzyła. Pewnie zaszufladkowali mnie od razu jako chuligana. Nawet jedna starsza pani zaczepiła. Też dobra historia.


Syneczku, ty chyba zęby straciłeś w bójce – powiedziała.

Proszę Pani, ja gram w hokeja – odparłem.


Później dziwiła się, że jak to w Polsce można grać w hokeja.


Gdy spoglądasz na zawodników z lepszych lig, to nabierasz jeszcze większego dystansu. Oni też nie mają zębów albo kolejne „porcelanki”. Spojrzysz na Brenta Burnsa, on przecież chodzi na co dzień bez szczęki, a ubytki ma konkretne i błyszczy szerokim uśmiechem.


Zresztą ten gość jest naprawdę specyficzny. Ma swoje ranczo, hoduje antylopy, a później je zjada. Jarek Byrski opowiadał o nim świetne anegdoty.




Krytyka – motywuje Cię czy denerwuje?


– Myślę, że krytyka jest potrzebna, żeby można było zrobić krok naprzód i żeby nie popaść samozachwyt. Fajnie, gdy jest ona konstruktywna i wyważona. A gdy płynie ona z ust osoby, która zna się dobrze na temacie, to takie rady są świetne.


Pytanie dziennikarzy, które najbardziej Cię irytuje?


– Czy lód śliski? Żartuję (śmiech). Nie podam ci konkretnego pytania. Najbardziej denerwuje mnie, gdy pytanie trwa i trwa, że zaczynam w końcu gubić wątek. Mam problem z odpowiedziami na pytania, w których jest już zawarta dana teza.


Ale lubię pogadać o hokeju z ludźmi, którzy trochę się na nim znają. Życzyłbym sobie, żeby powstał magazyn w stylu, strzelam, Cafe Futbol. Dobry prowadzący, eksperci i dyskusje na konkretny temat. Merytoryczne wskazanie jakiegoś błędu. Wiesz, to zawsze ma wymiar edukacyjny. Kibice chętnie dowiedzą się czegoś nowego, może ktoś się jeszcze zainteresuje. Jest w tej kwestii dużo do zrobienia.


Kto najczęściej żartuje w szatni?


– Ogólnie mamy taką zbilansowaną drużynę. Nie ma jakiejś spiętej atmosfery i generalnie dobrze się dogadujemy, ale żeby jedną osobę wskazać? Postawię więc na naszego kierownika Kamila Berggruena.


W Tychach pod tym względem wymiatał Kuba Witecki i Bartek Pociecha. W Oświęcimiu królował tercet Jaros-Jakubik-Wojtarowicz, do którego dochodził Wojtek Stachura. To była mocna ekipa.


Jaki żart szczególnie zapamiętałeś?


– Nie przytoczę ci jednego konkretnego. Najwięcej tego było w Tychach i w Oświęcimiu. Zdarzało się, że komuś przykleiło się klapki. Kubie Wanackiemu posmarowali kask Bengayem.


Kultowy tekst z hokejowej szatni?


– „Wanawa” już go przytoczył. Ten o małpach.


Dopytam Cię, w jakiej sytuacji padły te słowa.


– Ogólnie sprawa dotyczyła gry w przewadze i tego dlaczego jej nie trenujemy. Wówczas Jiří Šejba pomyślał chwilę i zaczął nam tłumaczyć: „Słuchajcie, tu jest Kanada, tu są Czechy, a tu jest Polska. Za nami jeno małpy”. To był moment, w którym wszyscy parsknęliśmy ze śmiechu.


Kto jest największym modnisiem w Twoim zespole?


– U nas trudno wskazać modnisia. Najbezpieczniej wskażę siebie (śmiech). Niezłe stylówki mieli gracze występujący w angielskiej EPIHL. Dobrze skrojone garnitury, krawaty, muchy, lakierki. Nażelowani i pachnący jakby mieli iść na jakieś wesele.


Pamiętam, że na pierwszy sparing przyszliśmy z Przemkiem Odrobnym w t-shircie, w dresiku, a oni byli mega wystrojeni. Później dostaliśmy dyspozycje, że na każdy mecz ma być przynajmniej koszula.


To było fajne, bo poprzez strój wyrażałeś szacunek dla innych. U nas w Polsce ta zasada się nie przyjęła. Szkoda.


Kto spędza najwięcej czasu pod prysznicem?


– W Katowicach nie ma takiej osoby, bo u nas zawsze bierzemy szybki prysznic. Odpowiedziałbym ci na to pytanie, gdyby na tydzień wsadzili nam wannę z hydromasażem (śmiech). Oczywiście w czasach, gdy grałem w Cracovii, takim zawodnikiem był Filip Drzewiecki. On miał swoje rytuały. Szampon, odżywka, balsam, żel na włosy. Długo się pielęgnował.


Kto najczęściej się spóźnia?


– Ostatnio chyba ja. Takiej notorycznie spóźniającej osoby się u nas nie ma, ale gdy coś takiego się zdarzy, to nasz skarbnik nalicza stosowne opłaty.


Hokej.Net - Łopuski: Odczuwamy spory niedosyt

Kto bryluje na imprezach?


– Teraz niestety czasy się zmieniły, więc trudno wyskoczyć gdzieś z chłopakami z zespołu. W zasadzie w sierpniu mieliśmy jednego grilla i wypiliśmy piwko. Pogadaliśmy spokojnie i tyle.


Wydaje mi się, że i tak nikt nie był w stanie przebić oświęcimskich „Młodych Wilków”. Mariusz Jakubik oficjalnie przyznawał, że lubi tańczyć, a Wojtek Wojtarowicz zawsze po imprezie grał lepiej i potrafił strzelić bramkę. Tu dojechał w dobre miejsce, tam krążek się od niego odbił. Taki lis pola bramkowego.


Który zawodnik w Twojej drużynie posiada największe umiejętności?


– Wydaje mi się Grzesiu Pasiut i Jesse Rohtla. Na pewno są to zawodnicy, którzy ciągną drużynę i są jej liderami. Obaj dobrze jeżdżą na łyżwach, dobrze kontrolują krążek, praktycznie mają wszystko. Dwóch topowych środkowych z Polskiej Hokej Ligi.


Z kim gra Ci się lub grało najlepiej?


– Miło wspominam Radka Prochazkę. W Cracovii dobrze rozumiałem się z Damianem Słaboniem, a jeszcze niedawno fajnie współpracowało mi się Jesse Rohtlą i Patrykiem Wronką.


Który polski gracz powinien zrobić większą karierę?


– Takich zawodników jest masa. Jak sięgnę pamięcią, to było wielu utytułowanych graczy, którym wróżono karierę. W juniorach się wyróżniali, a po przejściu do seniorów po prostu gaśli. Nie wiem z czego to wynikało. Być może chodziło o wytrwałość, poświęcenie, ale czasem też nie dostali od działaczy i trenerów solidnej szansy.


Przychodzi mi na myśl gdański klan Wróbli, czyli Adam, Bartek i Marek. Myślę, że spokojnie mogliby być wiodącymi zawodnikami.


Z mojego rocznika bardzo dobrym obrońcą był Piotr Koseda. Może, jak na defensora, brakowało mu centymetrów, ale w dzisiejszych czasach lepiej by się odnalazł, bo miał smykałkę do ofensywnej gry. Potrafił uderzyć, dograć, miał dobrą technikę. Coś jednak poszło nie tak...


W Podhalu byli też Dawid Słowakiewicz i Przemysław Piekarz. W grupach młodzieżowych robili różnicę, ale w seniorskim hokeju nie zaistnieli. Szkoda.


Jak to poprawić?


– Teraz na pewno szkolenie wygląda inaczej niż wtedy. Pamiętam, że pierwsze roczniki SMS-u z Adamem Borzęckim na czele jeździły do Kanady i mocno się rozwijały. Tamte klasy Szkoły Mistrzostwa Sportowego były na wyższym poziomie niż nasza, ale z roku na rok to szkolenie traciło moc.


Ja swój pobyt w Szkole Mistrzostwa Sportowego miło wspominam i sporo się tam nauczyłem, ale nie od dziś mówi się, że obecnie nie trafiają tam najlepsi zawodnicy. Z tym trzeba coś zrobić. Fajnie wygląda to w innych krajach, bo najzdolniejsi wyjeżdżają za granicę. Tak jest przecież na Węgrzech, Słowenii i we Francji, gdzie wysyła się młodych chłopaków do Finlandii i Szwecji. To federacje opłacają im pobyt, a potem takie reprezentacje robią postępy.


Najlepszy gracz w Polskiej Hokej Lidze?


– Nie wskażę jednego. Podoba mi się jak grają Eliezer Sherbatov, Grzesiu Pasiut, Jesse Rohtla, Christian Mroczkowski, Patryk Wronka i Radek Sawicki, który w tym sezonie imponuje świetną formą.


Najbardziej niedoceniany polski hokeista?


– Wskazałbym chłopaków, którzy mają potencjał, ale trudno mi powiedzieć czy są w klubach niedoceniani. Jednym z nich jest Patryk Malicki, który bardzo lubi mecze z GKS-em Katowice, bo zawsze potrafi nam strzelić bramkę. Zresztą pamiętam rywalizację z Unią w ćwierćfinale play-off dwa sezony temu. Była ona bardzo trudna, a Patryk napsuł nam nieco krwi.



Najlepszy zawodnik, przeciwko któremu grałeś w swojej karierze?


– Chyba najlepszym był Słoweniec Anže Kopitar z Los Angeles Kings. Pamiętam go z turnieju mistrzostw świata do lat 20. Był on od nas młodszy dwa lata i… wygrał klasyfikację kanadyjską.


Grałem też przeciwko Frederikowi Andersenowi, który obecnie występuje w Toronto Maple Leafs. Ciekawym obrońcą był Kanadyjczyk z kazachskim paszportem Kevin Dahlmann, a także bracia Siarhiej i Andrej Kascicynowie.


Wzór z dzieciństwa?


– Zawsze podobało mi się, jak grał Jaromír Jágr. Uwielbiałem patrzeć jak kręci trzema zawodnikami, a potem zdobywa bramkę. Połączenie siły i techniki. Taka hokejowa maszyna (śmiech).


Obrońca z PHL, którego najtrudniej minąć?


– Trudno gra się przeciwko Maćkowi Kruczkowi, Ladislavowi Havlikowi i Bartkowi Ciurze. Są bardzo nieustępliwi. A byłbym zapomniał – jest jeszcze Māris Jass, łotewska ściana.


Największy twardziel w lidze?


– Twardzielem w znaczeniu walczakiem jest Filip Starzyński. Dużo serca wkłada w grę, jest po jednej stronie tafli, później po drugiej. Sumiennie pracuje. Jeśli chodzi o typa od bójek, to w tym elemencie bardzo dobrze radzi sobie Maciek Urbanowicz.


Zresztą uważam, że pojedynki pięściarskie to sól hokeja. To ciekawy element gry, który potrafi przyciągać ludzi na trybuny. Ale niech to będzie bójka, w której nie okłada się leżącego. Przecież w silniejszych ligach zawodnicy często się tłuką, a po tym jak rozdzielają ich sędziowie krzyczą do siebie „good fight”.


Największy młody talent w Polsce?


– Paweł Zygmunt. Jestem ciekawy, jak sobie poradzi w Czechach. Fajnie, że udało mu się załapać do ekstraligi, do dobrego klubu i ważne jest to, że w nim regularnie gra. Ma przed sobą ciekawą przyszłość, ale dużo zależy od tego, jak dalej będzie pracował i czy dopisze mu szczęście.


Jeśli chodzi o naszą ligę, to doceniam, jak rozwijają się Dominik Paś i Kamil Wałęga. Niech się ogrywają i łapią jak najwięcej doświadczenia, bo wierzę, że przyjdzie taki moment, że będą chcieli spróbować swoich sił za granicą.

Najlepszy trener, z którym do tej pory pracowałeś?


– Tom Coolen. Niesamowicie doświadczony szkoleniowiec, który był w niejednym miejscu na świecie. Dużo wie o hokeju, a przy tym potrafi zbudować fajną atmosferę. Człowiek, który potrafi zarazić pozytywną energią i roztoczyć pozytywną aurę. W klubie było wtedy fajne partnerstwo między zawodnikami a trenerem.


Miło wspominam też pracę z selekcjonerami reprezentacji Polski Peterem Ekrothem i Jackiem Płachtą.


A z którym nie potrafiłeś znaleźć wspólnego języka, czy przekonać się do jego metod pracy? Poinformuję Cię, że słowo „pomidor” tutaj nie obowiązuje.


– Nie miałem totalnej kosy z żadnym trenerem, ale byli tacy szkoleniowcy, z którymi nieco gorzej mi się współpracowało. Jeśli mam już kogoś wskazać, to wymienię Jiříego Šejbę i Rudolfa Roháčka.


Co Cię najbardziej wkurza w polskiej lidze?


– To też nie jest najlepszy temat dla czynnego zawodnika. Wkurza mnie czasami sędziowanie, bo czasem błędy arbitrów mają spore konsekwencje dla hokeistów. Często gramy o swoje pieniądze, czy nawet o swoją przyszłość i nawet najmniejsza pomyłka może zniszczyć trud jakiegoś zespołu.


Żeby była jasność: każdy popełnia błędy, bo jesteśmy tylko ludźmi. Chodzi mi o to, że nie wszyscy ponoszą za nie odpowiedzialność.


Jest pewna piramida. Zawodnicy odpowiadają przed trenerem, a szkoleniowiec przed działaczami i sponsorami.


W innych ligach ocena arbitrów jest jawna, u nas arbitrzy nie ponoszą żadnych konsekwencji. Jeśli już nawet są oceniani to wszystko odbywa się w ich hermetycznym gronie. Przyznam, że nie miałbym nic przeciwko, gdyby za dobry mecz arbiter otrzymywał premię. Musimy zadbać o to, by pchnąć rozgrywki do przodu i to pod każdym względem.


A co lubisz w polskiej lidze?


– Chyba najbardziej atmosferę na trybunach. Zwłaszcza po wygranym meczu (śmiech).



Najdziwniejszy mecz, jaki zapadł Ci w pamięć?


– Spotkanie podczas mistrzostw świata w Krynicy z Koreą. Nikt z nas nie przypuszczał, że przegramy je w takich okolicznościach. Tym bardziej na własnym lodzie.


Myślisz „polski hokej”, mówisz…


– Szereg zaniedbań. Hokej w naszym kraju to takie trochę niechciane jajko. Piękna dyscyplina z dużym potencjałem, ale zapomniana przez władze i dużych sponsorów, a co za tym idzie niedoinwestowana.


Byłoby naprawdę fajnie, gdyby w kwestiach marketingowych wiele się zmieniło. Fajny przekaz z wielu kamer, ciekawe studio i trafny komentarz. Uważam, że nasze obecne rozgrywki fajnie by się oglądało.


Sport to biznes i na hokej trzeba patrzeć w taki sposób. Mecze powinny mieć status show, które ma na celu przyciągnąć ludzi na trybuny. Dokładnie tak, jak dobry film do kina czy spektakl do teatru. To powinna być rozrywka dla kibiców.


Ludzie powinni przyjść na taki mecz, by zjeść kiełbaskę, napić się piwka w gronie znajomych i zobaczyć fajne akcje, parady bramkarzy i ciekawą bójkę. Nie wiem, może jestem zbyt wielkim idealistą w tej kwestii, ale trzeba na mecz popatrzeć też z marketingowego punktu widzenia.


Ale u nas wciąż daleko do takich standardów. U nas spotkanie ligowe jest dobrą okazją do tego, by trochę się rozerwać i wykrzyczeć.


– To prawda, czasami są takie mecze, że widz koncentruje się na wyzwiskach w kierunku graczy i sędziów. Wynika to z faktu, że relacja kibic – zawodnik w naszych realiach po prostu nie istnieje. Żeby ją wytworzyć muszą być organizowane spotkania z graczami. Na zachodzie dobrym zwyczajem jest to, że zawodnicy po meczu mają zadania PR-owe. Idą do klubowego pubu, baru czy kawiarenki i rozmawiają ze sponsorami i kibicami. To jest normalne.


Przy okazji sprzedaje się wtedy sporo gadżetów, można zrobić sobie z kimś zdjęcie i pogadać w nieco luźniejszej atmosferze. Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi.


Największe kłamstwo, które kiedykolwiek usłyszałeś na swój temat?


– Nie pamiętam nic szczególnego.


Śledzisz europejskie ligi lub NHL?


– Staram się, by czas wolny od hokeja nie był z nim związany. Nie śledzę już tego wszystkiego, jak kiedyś. Lubię pooglądać NHL, bo ta liga najbardziej mnie kręci. Nie jestem jednak takim fanem, by wstawać w nocy i z piwkiem w ręku śledzić mecz. Na lodzie robię swoją pracę na maksa, a potem staram się o niej nie myśleć.


Komu kibicujesz w najlepszej lidze świata?


– Zawsze lubiłem New York Rangers i Washington Capitals. Bardziej kibicowałem poszczególnym zawodnikom. W ostatnim finale play-off trzymałem kciuki za Dallas. Cóż, nie udało im się wygrać.


Którą dyscyplinę poza hokejem najchętniej oglądasz?


– Lubię piłkę nożną, ale w wydaniu reprezentacyjnym i europejskie puchary. Na dobrą sprawę śledzę większe wydarzenia w każdej dyscyplinie sportu. Czy to w siatkówce, czy lekkiej atletyce.


Kim byłbyś, gdybyś nie został hokeistą?


– Kupiłbym sobie kuter i zostałbym rybakiem. Forrest Gump miał „Bubba Boat” i poławiał krewetki, a mnie w Bałtyku zostałyby śledzie (śmiech).


Na poważnie powiem ci, że zawsze mnie ciągnęło do sportu. Jakbym nie grał w hokeja, to uprawiałbym inny sport.



Masz jakieś ukryte talenty?


– Umiem gotować, ale ten talent często się źle odbija na mnie (śmiech). Wszyscy w domu są chętni do jedzenia, a kończy się tak, że to, co ugotuje i upiekę, muszę po prostu dojeść.


Co najchętniej robisz w wolnym czasie?


– Generalnie czytam książki, chodzę na spacery, spotykam się ze znajomymi, piję kawę i staram się nie myśleć zbyt dużo o hokeju. Co czytam? Ostatnio w ręce wpadło mi „Ostatnie królestwo”. Choć nie przepadam za fantasy, to czyta się nieźle.


Lubię też biografie. Ostatnio połknąłem tę autorstwa Krzysztofa Wielickiego (Piekło mnie nie chciało – przyp. red.) i bardzo mi się ona spodobała. Fajne było porównanie himalaizmu w jego czasach do tego obecnego. Jak wyglądało przed laty wyznaczanie tras, prognozowanie pogody czy jakim sprzętem się dysponowało. Był komunizm, więc wszystko trzeba było zabierać do kraju, bo były to towary deficytowe. Teraz sprzęt się zostawia, ewentualnie dba się o najdroższe rzeczy.


W hokeju też nastąpił ogromny postęp technologiczny. Sprzęt jest lżejszy i bardziej dopasowany do indywidualnych preferencji zawodników.


Ostatnio stwierdziłem, ze góry mogą być fajną odskocznią od hokeja. Taka lekka turystyka górska byłaby fajna i niesamowicie oczyszczająca.


Czego najtrudniej sobie odmówić?


– Jedzenia. Generalnie lubię gotować, lubię robić makarony, swojską pizzę, no i ciasta. Podobno piekę dobry jabłecznik lub jak kto woli szarlotkę.


Jesteś wege, bo to ostatnio modne wśród sportowców?


– Dobrze trafiłeś z tematem diety, bo sporo się tym interesuje. Nie jestem jednak licencjonowanym ekspertem. Wiem, że gdy skończę grać, to będę musiał zadbać o ten aspekt, żeby się nie zapuścić.


Myślałem o tej diecie, ale musiałbym mieć kogoś, kto przyrządzałby mi takie jedzenie. To bardzo czasochłonne, bo trzeba liczyć może nie kalorię, ale liczbę białka i węglowodanów. Prawidłowe zbilansowanie tego nie jest łatwe.


Ograniczenie spożycia mięsa jest zdrowe i wpływa pozytywnie na nasz organizm. Zresztą mi najbardziej odpowiada kuchnia śródziemnomorska, z dużą ilością ryb.


Od dłuższego czasu mieszkasz na Śląsku, więc zapytam Cię o tradycyjny śląski zestaw obiadowy.


– Rolada, modra kapusta i kluski – tak lubię to. Raz na jakiś czas można go zjeść.


O czym marzy Mikołaj Łopuski?


– Nie mam dalekosiężnych planów. Chciałbym cieszyć się z każdego treningu i każdego meczu, bo wiem, że moja zawodnicza kariera zmierza do końca. Byłoby fajnie, gdyby dało się grać bez bólu i w tym sezonie jak najdalej zajść z GKS-em Katowice. Fajnie byłoby zdobyć mistrzostwo, bo widzę, że na pewno jest w mieście ogromny głód.


Wielu zawodników pokazało, że można grać do czterdziestki, a może nawet i dłużej.


– Bardzo chętnie pograłbym jak najdłużej, bo kocham tę dyscyplinę sportu. Jednak mam już swoje lata i pojawiają się też mroczne dni, kiedy wszystko cię boli i źle się czujesz. Jeżeli tych dni jest coraz więcej i czujesz się na lodzie coraz gorzej, to są to odpowiednie sygnały do tego, by powiedzieć „koniec”.


Musisz pamiętać, że oprócz wieku metrykalnego jest też wiek biologiczny. A ja ten swój „przebieg sportowy” mam dość spory. Kontuzje mnie nie oszczędzały i na pewno odbiły one spore piętno na mojej karierze. Jeśli stwierdzę, że ten ból jest zbyt duży lub nie prezentuję już odpowiedniego poziomu, to zejdę ze sceny. Chciałbym zostać przy sporcie, ale życie przy hokeju przecież też istnieje. Każdego zawodnika czeka ten trudny moment.


Zrobiło się trochę sentymentalnie. Zapytam więc wprost: czerpiesz jeszcze radość z gry?


– Tak. Powiem ci, że gra mi się dużo łatwiej odkąd zdjąłem z siebie tę presję, by być jak najlepszym. Pozbyłem się tej chorobliwej ambicji, która jakby mnie zamykała.


W życiu sportowca są różne momenty i nie da się być wiecznie w formie oraz wszystkiego wygrać. Żeby poznać siebie, swoje ciało, trzeba znać też swoją psychikę. Być bardziej wyrozumiałym dla siebie. Sztuczna presja nie pomaga, wręcz przeciwnie – może bardziej zaszkodzić.


Cóż, trzeba wytrwale pracować, dążyć do poprawy swoich najsłabszych stron, ale robić to wszystko z głową. Nie zabijać w sobie pasji do tej gry i radości z występów sztuczną presją.


Młodzi zawodnicy w pierwszej kolejności powinni czerpać radości z gry. Wtedy uprawianie tego sportu ma jakikolwiek sens.


Czego najbardziej się boisz?


– Tego, że zbyt dużo zdrowia poświęciłem dla hokeja, sportu i odczuję to, gdy skończę już grać.


Rozmawiał: Radosław Kozłowski

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
Wypowiedz się o hokeju!
Shoutbox
  • Ligota_GKS: Na przełomie wieku do Was jeździliśmy, ale wiadomo jak to wtedy wyglądało i czym się kończyło
  • Młodziutki: W kurniku będzie 1400 u nas 4000 niezła proporcja
  • Kudlaczenko: No i?
  • Simonn23: wstyd żeby w Katowicach nie było porządnego lodowiska
  • omgKsu: Po co jak na lidze te marne 1400 mieli ciezko uzbierac
  • Ligota_GKS: w Oświęcimiu też tłumy nie chodziły na zasadniczy. Przykład Sosnowca pokazał, że potrzebne są nowoczesne obiekty, żeby podnieść frekwencję
  • unista55: Marketingowo lepiej, by to Unia grała w LM... pokazalibyśmy przynajmniej Europie, że w Polsce i 4000 może przyjść na mecz. Ale co ma być to będzie :)
  • PanFan1: Szkoda że nie da się zorganizować chociaż finałowych meczy w spodku, bo się nie da prawda ?
  • Paskal79: Panowie dlatego trzeba coś zrobić ,by projekt który wygrał na remont naszego lodowiska nie wszedł na życie ,bo pamiętajmy już nigdy nowego lodowiska ,czy nowoczesnego nie będzie , jakie to ważne dla miasta , mieszkańców i zawodników, przykład Sosnowca pokazuję jakie to ważne,wtedy można organizować praktycznie wszystkie ważne imprezy hokejowe i nie tylko! A tak będziemy mieli taką,, starą babę ''która była u kosmetyczki i się podrobiła a w środku dalej starość i ruiną składowisko 60 la
  • omgKsu: Amen.
  • Paskal79: To fakt jakby przyszło nawet ok 2500-3000 tyś na LM i taka oprawa to na pewno by na tych europejskiej działaczach zrobiło wrażenie,bo nie ukrywajmy LM w Europie niee ciszy się uznaniem i niee wiem czy 30/40 %pojemnosci lodowisk są wypełniane no i łatwiej skusić zawodników do podpisania kontraktów,bo kasa b ważna,ale to już jakiś argument, choć droga ciężka i daleka do tego Ale ja stawiam 4:2 w serii dla Uni:-)
  • Paskal79: No pewnie w spotku trzeba zarezerwować termin wcześniej , choć może być wolny,ale koszty zamrożenia lodu i zrobienia lodowiska i band to duże koszty, raczej ciężko do ogarnięcia, choć było by super,dla kibiców pewnie na takie final w spotkaniu przyszło by 5-7tys a może i więcej no i goście by się zmieścili:-)
  • hanysTHU: Zawsze można grać w Sosnowcu. Teren neutralny;)
  • PanFan1: Toronto: po meczu Leeafs, potrzebują czterech godzin i 21 osób obsługi, żeby przygotować halę dla Raptors - ludzie dlaczego u nas nie może być normalnie ??? Może my po prostu zbyt mało wymagamy od swoich pryncypałów ? Łatwo nas zbyć tanią bajeczką że się nie opłaca i nie da (qoorwa wszędzie się da, tylko nie u nas)
  • PanFan1: https://youtu.be/UTnnX6M5K-4?si=75N-m8pm58Tj0st2
  • hanysTHU: Madison Square Garden też w momencie się przeobraża.
  • hanysTHU: Ale takie podejście,że się nie da. Płacę podatki to kujwa wymagam.
  • hanysTHU: Ale na komisje, audyty audytów to ja nie chcę płacić
  • TenHasek;): Szkoda ,że w Oświęcimiu nie ma hali jak w Ameryce . Myślę ,że lekko zapełnili by hale na 60 tysięcy . Bilety by się sprzedały w pół dnia i jeszcze trza bilbordy w "centrum" " miasta " postawić
  • Paskal79: Szkoda faknie było by spodek odwiedzić na takim finałowym meczu,no trudno, choć atmosfera tu i tu będzie gorącą to pewne
  • PanFan1: Powiem Ci Paskal że chętnie bym się wybrał, akurat w PL będę i myślę że spodek byłby pełny.
  • PanFan1: Dokładnie to mam na myśli Hanys, śmierdzi mi w tym wszystkim zwykłym lenistwem, a nie to że się nie da.
  • Paskal79: Nie lenistwem kasa panowie kasa,i może termin bo kto na początku roku,zarezerwuje spodek na finał w hokeju!?, jakby Katowice niee weszły to straty byłby ogromne,bo ani meczy ani innych imprez nie było by
  • Paskal79: Panfan a może były pełny dużo kibiców z Katowic by było mogłoby z Oświęcimia też przyjechać,a w dodatu pewnie trochę kibiców z innych drużyn i miast z okolic by wpadło na finał,bo zapowiada się bardzo ciekawa batalia.....
  • PanFan1: ... ale jak trzeba wiec dla aktywu partyjnego, z darmowym kateringiem, gorzałą i [****]mi ogarnąć, to się terminy znajdują od ręki ? 😉
  • PanFan1: ... dziewczynkami...
  • PanFan1: Łatwiej byłoby zapełnić spodek poczas finału THL, niż np. na mecze Repry.
  • Arma: Żeby zapełniać cokolwiek to najpierw kibicom trzeba pokazać ten sport bo poza Południem i Toruniem to mało kto wie że w PL jest hokej. Jak nie było klubu z ekstraklasy w mieście to raczej nowy widz się nie dowie o tym sporcie.
  • PanFan1: I tak i nie Arma, jak byłem w styczniu u siebie, spotkałem młode małżeństwo z trójką dzieci u nas na hali przed meczem - poznaniacy - przyjechali w koszulkach "koziołków", bo chcieli obejrzeć polską ligę i Podhale. W Nottingham (na MŚ) była masa Polaków z Gdańska, ale i z Bydgoszczy byli i wrocławiaków spotkałem, nie jest zaś tak że ten nasz hokej jest całkiem nieznany
  • PanFan1: Poza tym wracając do finału THL, mecze będą w TVP, będą zapowiedzi, gdyby było to ogarnięte w spodku, masz pełną halę na bank, was z Oświęcimia przyjechałoby "legion", Gieksy na pewno nikt nie musiałby namawiać, a i takich wolnych strzelców jak w tym przypadku mnie, dwa razy powtarzać nie trzeba by było, no tylko trzeba wpierw się za to było zabrać
  • m1chas: Biletów na sobotę online już nie ma 🙂
  • Arma: Bilety na spodek by się wyprzedały od razu ale zabezpieczenie takiej imprezy to byłby horror dla służb.
  • PanFan1: Arma proszę cię, nie wymyślaj, skoro inne dyscypliny można zorganizować i wszędzie indziej można, to i hokej by się dało, tylko trzeba najpierw chcieć.
  • J_Ruutu: Problemem nie jest zabezpieczenie spodka, lecz zrobienie i utrzymanie tam lodu.
  • PanFan1: kiedyś się robienie lodu w spodku udawało, chyba że teraz aparatura już niedomaga ?
  • hubal: władzom się nie opłaca , mniej kasy do zajumania
  • hokej_fan: Bilety online na sobotni mecz w Oświęcimiu wyprzedane
  • hokej_fan: Będzie się działo
  • Hokejowy1964: Aparatura, w trakcie ostatniego remontu, została że to tak ujmę "zdekompletowana". To po pierwsze. Po drugie biletów sprzedało by się max 3, w porywach 4 tysiące i taka liczba w Spodku słabo wygląda. Duża część biletów trafiłaby do kibiców sukcesu i oni już nie stworzą takiej atmosfery jaką mamy na małej hali. Spodek jest we władaniu tak zwanego "operatora" a oni nie są skorzy do współpracy z Klubem, Del karnie mówiąc. W wielkim skrócie to tyle.
  • hokej_fan: Biletów na mecze sobota-niedziela w Oświęcimiu, online już niema. Rozeszły się w kilka godzin.
  • Arma: Ale kibic sukcesu nie ma stworzyć atmosfery. Ma kupić bilet, kupić jedzenie i być liczbą w sprawozdaniu. Niestety ale dla żywotności dyscypliny, kibice sukcesu są najważniejsi. Każdy kto chodzi na hokej regularnie, będzie chodzić dalej, to bańka tak wąska i zamknięta na nowe osoby. Kiedyś jak ta dyscyplina się nie zawinie w kraju, będzie trzeba zburzyć małe obiekty i zbudować większe dla kibiców którzy przyjdą na mecz raz w miesiącu albo od świeta
  • uniaosw: Zakładając że było 2000(na pewno nie mniej) biletów online na każdy dzień online to dzisiaj poszło w sumie 4000 biletów, Brawo
  • uniaosw: Bez tego drugiego online oczywiście
  • omgKsu: Brawo kibice z miast finalistów :)
  • hokej_fan: Hasło się sprawdza. "Oświęcim - tu się dzieje"
  • PanFan1: To o tym Hokejowy nie wiedziałem, czyli w spodku lodu nie uświadczy. Ale co do możliwej ilości sprzedanych biletów na taki event to z Tobą zapolemizuję, myślę że ze 3K to sam Oświęcim by łykał, u nich nikogo na hokej zapraszać nie trzeba, a mają blisko do Kato. Waszych też przecież byłoby dużo, no i jeszcze wonych strzelców też by było sporo.
  • Hokejowy1964: PanFan moim zdaniem w naszych realiach jest niewykonalne to co proponujesz.. Nie przy tej mentalności kibiców.
  • PanFan1: Masz ich na co dzień, więc trudno mi z Tobą o tych sprawach dyskutować, chociaż tyscy i nowotarscy pokazali ostatnio że da się.
  • Hokejowy1964: Wy kibicowsko jesteście inaczej postrzegani. Nie wyobrażam sobie takiego klimatu za kilka dni na meczach finałowych. Za dużo naleciałości kibolskich z piłeczki skopanej niestety....
  • Luque: Nitrasa zaproście do młyna... polansuje się chłop trochę ;p
  • rober03: A ja bym tak obejrzał finał przy piwku pokomentował nawet trochę sobie nawzajem podokuczał a potem pogratulował zwycięzcy i wrócił do domu
  • KOS46: Myślę, że "Spodek" przy tym zainteresowaniu wydarzeniem wśród kibiców, to mógłby zostać szczelnie wypełniony. Już na PP z Tychami w Krynicy oświęcimianie zdominowali trybuny, i nie myślę tu jedynie o sektorze kibolskim. W Katowicach, do których mamy blisko to myślę, ze przy takim głodzie sukcesu to 3000 mogłoby się wybrać. A i nasi kibole mają tam wielu przyjaciół. Mogłoby być grubo... Miejscowych też przyszłoby dużo więcej niż do małej hali.
  • tombot64: To na szczęście czysta fantastyka i pobożne życzenia, najwięcej kibiców Unii to by przyjechało wyremontować spodek z Chorzowa haha, zapomnijcie.
  • hanysTHU: Jeszcze bilety w rozsądnej cenie i byłoby pełno. Byłem na zagranicznych gwiazdach ligi vs repra i było pełno. Bilety były wtedy po dychę;) Z górnych miejsc nie widać krążka ale był full.
  • flashki80: ale na co komu "kibice" kerzy nawet kolory linii by pomylili? Dla Małopolan: ci z chorzowa wam przetłumaczą
  • flashki80: P.S. oby ten głód nie został zaspokojony...
  • PanFan1: Ludzie o co tu chodzi z tym Chorzowem ?
  • Luque: O to, że Unia z kibolami Ruchu się przyjaźni ;)
  • Andrzejek111: Nie Unia, tylko kibole Unii
  • PanFan1: Przecież Chorzów ma nie wiele wspólnego z hokejem, choć kibicować każdemu wolno.
  • hubal: Ruch 3yma z Wisłą K a Unia Oś kibicuje Wiśle PanieF1
  • Luque: Jeśli chodzi o sport to kiedyś przed meczem reprezentacji chciałbym usłyszeć prawdziwy hymn Polski
  • Luque: https://m.youtube.com/watch?v=PsUIGY_b99M&pp=ygUEUm90YQ%3D%3D
  • S'75: Nie Unia Oświęcim kibicuje Wiśle...tylko kiedyś dużo osób jeździło na Wisłę i był to raczej FC niż jakaś zgoda ...czy jak tam zwał...
  • RafałKawecki: Ja tam kibicuję tym co aktualnie grają z GTS Wisła. Ten klub zawsze będzie mi się kojarzył z milicją.
  • TenHasek;): Ogólnie to [****] WRWE i tyle w temacie piłkarskim 🤣
  • hanysTHU: https://zrzutka.pl/wvffcv
  • hanysTHU: Kiedyś nie do pomyślenia żabskocygański układ idealny. Bez napinki...
  • PanFan1: dzięki Hubi ino po co to się do hokeja pcho ?
  • hanysTHU: Nie tylko przez Wisłę, pod koniec lat osiemdziesiątych na Cichej często skandowano na trybunach Unia Oświęcim. A z Wisłą wtedy była kosa. Sztamę Ruch miał z Jagiellonią. A ta Unia na Ruchu mogła być przez Waldka Waleszczyka wychowanka Zatorzanki ,który grał później w Unii z której przeszedł do drużyny niebieskich i zdobył z nią tytuł mistrza Polski w pamiętnym 1989 roku.
  • S'75: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Mieczys%C5%82aw_Szewczyk
  • S'75: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Waldemar_Waleszczyk
  • S'75: To chyba o Miecia Szewczyka Ci bardziej chodziło:)
  • S'75: A tu jeszcze taka ciekawostka że strony kibiców Widzewa Łódź...
    Innym przykładem takiego wczesnego „układu” byli kibice Unii Oświęcim. Jesienią 1988r. podczas pamiętnego meczu w Białymstoku Jagiellonia – Widzew (debiut Jagi w I lidze) na trybunach pojawiło się także 3 kibiców Unii Oświęcim, która w tamtym czasie miała zgodę z kibicami Ruchu Chorzów. Goście z Oświęcimia chcieli wówczas zrobić zgodę z „Jagą” i przy okazji nawiązali także przyjazne stosunki z obecnymi na tym spotkaniu kib
  • S'75: Kontaktów szerszych raczej nie było, choć watro podkreślić, że gdy na początku lat 90tych ŁKS grał w ramach rozgrywek hokejowych (słynny come back Stopczyka) to przybyli na halę fani Unii przychylnie wyrażali się o Widzewie, co z oczywistych względów nie podobało się gospodarzom, więc były ganianki na hali. Wśród gości raczej fanów Widzewa nie było (lub pojedyncze osoby) dlatego też relacje te „umarły” śmiercią naturalną
  • hanysTHU: Tak jest!!! Pomyliłem zawodnika. Czuwaj!
  • hanysTHU: Skąd ten Waldemar mi się wziął?
  • hanysTHU: Jeżeli ktoś to pamięta to ma prawo do lekkiej sklerozy ;)
  • PanFan1: S'75 - nikogo nie obrażając, ale to co tu odpisujesz, jakieś nawiązywanie zgód itd. - dla mnie osobiście - jest kompletnie idiotyczne. Po co to komu ?
  • hanysTHU: Historia panie, historia!
  • hanysTHU: Nawiązanie do dzisiejszych zgód i układów.
  • PanFan1: Przyjeżdżam na mecz w koszulce drużyny której kibicuję, zajmuję kulturalnie wykupioną i przeznaczoną dla mnie miejscówkę, nikogo nie obrażam, zachowuję się kulturalnie, po cholerę jakieś "zgody" i inne takie ... ? Tyscy i nowotarscy kibice parę dni temu udowodnili że w Polsce to również jest możliwe.
  • PanFan1: Mam nadzieję że to rozejdzie się szerzej po innych hokejowych obiektach, a kopana niech robi co chce, mam na nią całkowicie wyepane ;)
  • emeryt: jest tu jakiś detektorysta?
  • hanysTHU: W grupach lepszy doping a pikniki niech siadają gdzie chcą 😛
  • Oilers: Widzieliście logo orlen na koszulkach litvinowa?
  • omgKsu: Oczywiście.
  • hanysTHU: I na tafli.
  • narut: Trzyniec zmógł Budziejowice w 7 meczu...
  • Oilers: teraz sparta, czy będą losować?
  • Paskal79: Sparta -Triniec i Pardubice -Litvinov,a w Szwecji Farjestad (1)-Rogle (9)awans 9 drużyny to Ci niespodzianka
  • Paskal79: W Szwajcarii na cztery pary, to w trzech jest 3:3 w meczch i będą 7 spotkania
  • Simonn23: 6-7 kwietnia i w Oświęcimiu, i w Trzyńcu mecze najwyższej rangi
  • Oilers: Z tymi biletami na ms to jest niezła ściema, wydaje sie ze na mecze Polaków zostało juz niewiele biletów, a prawda jest taka że Słowacy kupili całodniowe
  • Giovanni: Ludzie ktoś ma archiwalne tabele 2 liga 94/95 Znicz,CKH Cieszyn, oraz rezerwy TTH i Stoczniowca ale co było z Krynicą ??
  • JARASSTO: @Giovanni: Tam jeszcze zdaje się Boruta Zgierz wtedy w lidze grała.
  • TenHasek;): Masz rację Simon . 7 kwietnia ważne 3 zwycięstwo Mistrza Polski z rzędu i feta GKS Katowice na lodzie w Oświęcimiu
  • Giovanni: @Jarrasto Boruta to padła tak 2 sezony wcześniej :) jeszcze BTH II.Kurcze żeby kilkanaście ekip więcej wtedy grało w 2 lidze i więcej TV było
  • Giovanni: Tak chciałoby się cofnąć czas
  • Giovanni: Moim zdaniem na początku lat 90 to powinno być tak ze 40 ekip hokejowych co daje 1 i 2 ligę po 10 drużyn a 3 liga to powinna być podzielona na 4 grupy (Północ,Centrum,Południe i Śląsk) razem z rezerwami ponad 50 drużyn
Tylko zalogowani użytkownicy mogą korzystać z Shoutboxa Zaloguj się!
© Copyright 2003 - 2024 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe