Za mocni i za szybcy: GKS Tychy - MMKS 6:0 (VIDEO)
Tydzień po starcie ligi, również w Tychach rzucono pierwszy krążek inaugurując tym samym nowy sezon. Chyba jednak trener Szopiński chciał też coś rzucić, w tym przypadku ręcznik, bo jego młoda, ale jednak ekstraligowa drużyna, już po 10 minutach trzy razy znalazła się na deskach, a później wcale nie było lepiej.
Szarotki od pierwszych sekund miały olbrzymie kłopoty z nadążeniem za tyszanami. Woźnica i Bagiński chcieli pokazać, że nowe koszulki, w których wystąpił zespół gospodarzy, nie przeszkadzają w zdobywaniu goli, ale nie mieli szczęścia. Nie było jednak czasu na rozpamiętywanie straconych szans, bo Witecki z Woźnicą w odstępie 2 minut rozpracowali z bliska Rajskiego, a następnych okazji też nie brakowało. Kapitan drużyny, Adrian Parzyszek uciekł obrońcom i znaliśmy już zwycięzców.
Ruchliwość zawodników GKS-u owocowała raz po raz spięciami pod nowotarską bramką, a że górale nie byli w stanie dotrzymać gospodarzom kroku, lądowali więc na ławce kar, czym jeszcze bardziej ułatwiali tyszanom grę. W tym meczu wystąpili w roli statystów, bo dwie okazje sam na sam Kmiecika, czy strzał z półdystansu Różańskiego, to nawet na drugoplanowe role w dzisiejszym przedstawieniu, było dużo za mało.
W przerwie z rąk Mariusza Czerkawskiego przyszli tyscy mistrzowie odebrali medale za zdobycie tytułu najlepszej drużyny na Śląsku. A po niej było już wolniej i nieskuteczniej, ale przewaga dalej należała do GKS-u. W końcu trafił Šimíček, któremu wystarczyło tylko przyłożyć łopatkę do zmierzającego w jego stronę krążka, by pierwszy raz w Polsce wpisać się na listę strzelców.
Po grze miejscowych widać było efekty pracy sztabu trenerskiego, zawodnicy nie tylko szybciej się poruszali, ale i szybciej podejmowali decyzję, a zamiast patrzeć czy krążek jeszcze "trzyma się" kija, szukali partnerów. Szczególnie uwidaczniało się to podczas gry w przewadze, która do tej pory zawodnikom służyła głównie do uspokajania tętna, a kibicom do odwiedzania toalet, bez czekania w kilkunastometrowych kolejkach.
Kto jednak poddał się starym przyzwyczajeniom, nie zobaczył wielu świetnych akcji i strzałów, w których brylował zwłaszcza drugi atak. Nie zobaczył też dwóch goli, bo wreszcie zawodnicy poprawili też skuteczność. Najpierw Kotlorz nie miał problemu z dobiciem krążka po uderzeniu Csoricha, a później, ten który opowiadał, że woli podawać niż strzelać, czyli Šimíček, kolejny raz skorzystał z precyzyjnego rozegrania, a gdyby sam był bardziej precyzyjny, skończyłby mecz z hat-trickiem.
Spotkanie zakończyło się takim samym rezultatem jak mecz pucharowy, o ile jednak wtedy goście mogli mieć pretensje o zbyt wysoką porażkę, o tyle ta, była jak najbardziej zasłużona.
GKS Tychy - MMKS Podhale
6:0 (3:0; 1:0; 2:0)
http://bloghokejowy.blogspot.com/
Komentarze