Ekspert ocenia. "Wypowiedzi trenera Roháčka to element psychologicznej gry"
– Uważam, że w obu półfinałach kluczowe będą pierwsze spotkania. To właśnie te mecze nadadzą ton całej rywalizacji – powiedział Grzegorz Piekarski, były obrońca reprezentacji Polski, a obecnie ekspert TVP Sport.
HOKEJ.NET: – Co jest większą niespodzianką ćwierćfinału play-off? To, że JKH przegrało 0:4, czy fakt, że Tauron KH GKS Katowice i GKS Tychy dopiero po siedmiu meczach pokonały Unię Oświęcim i MH Automatykę Gdańsk?
Grzegorz Piekarski, były obrońca reprezentacji Polski: – Postawiłbym tutaj znak równości. Jastrzębianie wygrali Puchar Polski i przez cały sezon prezentowali cierpliwy i dobrze poukładany hokej. Może nie strzelali wielu bramek, ale co najważniejsze – mało tracili. Ich odpadnięcie już po czterech meczach na pewno należy uznać za niespodziankę.
Z drugiej strony nie pamiętam tak ciekawych ćwierćfinałów play-off. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy po raz ostatni pierwsza i druga drużyna potrzebowała aż siedmiu spotkań, by awansować do półfinału.
Gdańszczanom i oświęcimianom należą się spore słowa uznania, bo były skazywane na pożarcie. Tymczasem to one prowadziły w rywalizacji 3:2, czego zabrakło im, by postawić kropkę nad „i”?
– Przede wszystkim indywidualności i to był właśnie ten element, który przeciągnął szalę zwycięstwa na stronę najlepszych drużyn sezonu zasadniczego. Jeśli chodzi o Unię Oświęcim, to wpływ na to miała też wąska ławka. Odejścia w połowie stycznia Aleša Ježka i Miloslava Jáchyma, kontuzja Damiana Piotrowicza i opuszczenie drużyny przez Petera Königa sprawiły, że kadra nie była na tyle liczna, by złamać w meczu numer sześć lub siedem Tauron KH GKS Katowice.
Ogromny szacunek dla gdańszczan i oświęcimian za walkę oraz ogromną determinację.
Pamiętasz sytuację, w której zawodnik przed najważniejszym meczem sezonu zasłaniając się chorobą, wyjechał do ojczyzny? Tak było w przypadku Petera Königa.
– To dla mnie dziwna historia i nie jestem w stanie zrozumieć, że zawodnik, mając podpisany kontrakt, przed kluczowym meczem sezonu nagle wyjeżdża. Niezbyt dobrze świadczy to o samym graczu i można wywnioskować, że do swoich obowiązków nie podchodzi profesjonalnie. Mogę tylko przypuszczać, że König chciał „przeciągnąć” sezon i coś jeszcze zarobić. A przecież wielu graczy w fazie play-off gra z chorobami, lżejszymi urazami, bo chce pomóc swoim zespołom.
Niech ta sytuacja będzie nauczką dla wszystkich polskich klubów. Otóż umowy z zagranicznymi zawodnikami powinny być obwarowane licznymi klauzulami. Widać jak na dłoni, w jaki sposób niektórzy obcokrajowcy traktują nasze kluby, działaczy, jak i kibiców.
Jeśli jesteśmy jeszcze przy Unii i MH Automatyce, to są to kluby prowadzone przez polskich szkoleniowców. Może z polską szkołą trenerską nie jest aż tak źle?
– Obaj podołali zadaniom, które zostały im powierzone. Witold Magiera przejął drużynę w trudnym momencie po Jiřím Šejbie. Poukładał ten zespół, odbudował go pod względem psychicznym, co świetnie pokazują wyniki. Przecież gdyby Unia przegrała swoją serię 0:4, to zapewne nikt do trenera Magiery nie miałby pretensji, bo różnica w siłach obu drużyn była ogromna.
Cóż, oświęcimianie utarli nosa wielu kibicom, w tym także mojej osobie. Niewielu wierzyło, że Unia będzie w stanie w tak dobrym stylu powalczyć. Wydawało się, że mogą wygrać jeden mecz na własnym lodzie, tymczasem byli o krok od awansu do półfinału.
Przejdźmy do półfinałów. Trener Cracovii Rudolf Roháček znów sprytnie zrzuca presję na rywali, mówiąc że to katowiczanie są faworytem tej rywalizacji.
– Rudolfa Roháčka można nie lubić i można mieć różne opinie na temat jego pracy. Według mnie jest to szkoleniowiec mający bardzo bogate doświadczenie w polskim hokeju. Ba, nie ma drugiego trenera, który osiągnąłby takie sukcesy.
Wypowiedzi zrzucające presję na rywala to z jednej strony kurtuazja, a z drugiej element gry psychologicznej. Mówiąc bardzo obrazowo – część planu na przeciwnika. Wydaje mi się, że trener Roháček dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że odpadnięcie na tym etapie rozgrywek będzie porażką. Zresztą wzmocnienia dokonane przed play-offem też jasno to pokazują. Celem jest minimum finał.
Wydaje mi się, że doświadczony Czech cieszy się z faktu, iż tyszanie i katowiczanie rozegrali w ćwierćfinale po siedem meczów, a on mógł przygotowywać swój zespół do półfinału. Hokej jest sportem bardzo kontaktowym, zawsze pojawiają się mikrourazy, kontuzje, więc przerwa w rozgrywkach pozwoliła im odpocząć, zregenerować się, ale też podleczyć.
Czyli dwutygodniowa przerwa nie będzie tutaj problemem?
– Wszystkiego dowiemy się po pierwszym meczu tej serii. Z drugiej strony odnoszę wrażenie, że trener Rudolf Roháček rozpoczął misję play-off już w połowie stycznia, gdy zdał sobie sprawę, że jego zespół nie jest w stanie przeskoczyć w tabeli JKH GKS-u Jastrzębie. Jego doświadczenie, cwaniactwo i wiedza na temat polskiej ligi pozwala mi stwierdzić, że to Cracovia jest faworytem tej wyrównanej serii.
Katowiczanie rywalizację z Unią kończyli na pięciu defensorów. Tom Coolen zrezygnował z Damiana Tomasika, który miał smykałkę także do ofensywnej gry.
– Nie wiem dlaczego tak się stało. W każdym razie gra w fazie play-off na pięciu obrońców niesie za sobą ogromne ryzyko. Tym bardziej, że w tej części sezonu oprócz dobrej postawy bramkarza, to właśnie linia defensywna jest niezwykle istotna.
Opiekun Cracovii doskonale zdaje sobie z tego sprawę, wszak sprowadził Bychawskiego, Czarnaoka, Ježka i Jáchyma. Zresztą grałem u trenera Rudolfa Roháčka w Krynicy, Cracovii i reprezentacji Polski i to jest jego konik. Być może katowiczanie czekają, aż Dušan Devečka wyleczy swój uraz.
W drugim półfinale GKS Tychy zmierzy się z TatrySki Podhalem Nowy Targ? Jak będzie tutaj?
– Spodziewam się bardzo zaciętej i wyrównanej rywalizacji. Preludium do niej był półfinał Pucharu Polski, w którym Podhale pokazało, że jest w stanie pokonać tyszan. Z kolei starcia ćwierćfinału play-off pokazały, że można grać z Tychami mocno defensywnie i odnosić zwycięstwa.
Trener Tomek Valtonen fajnie poukładał tę drużynę. Gra w defensywie jest dopracowana w najmniejszych szczegółach. Jeśli nowotarżanie zagrają tak dobrze i tak powtarzalnie, jak w półfinale Pucharu Polski, to na pewno nie będą stać na straconej pozycji.
Tyszanie decydujące ćwierćfinałowe starcia wygrali 3:0 i 2:0, a więc bez straty bramki. Co to oznacza? Mniej więcej tyle, że są głodni sukcesu i mocno zmotywowani, by awansować do finału.
Trener Andrej Husau mówił, że Podhale to ekipa przypominająca stylem gry MH Automatykę Gdańsk. Również dobrze grająca w defensywie i mająca świetnego bramkarza.
– Ale trzeba pamiętać, że mecze półfinałowe toczą się o znacznie większą stawkę niż ćwierćfinałowe. Tutaj każdy detal i każdy szczegół może przesądzić o wyniku rywalizacji. Prawdą jest to, że Przemek Odrobny jest w tym sezonie w bardzo dobrej formie i czasami dokonuje cudów w bramce.
Ale dwa czyste konta pod rząd Johna Murraya w starciach z MH Automatyką nie są przecież dziełem przypadku. Wyniki tej serii będą niezwykle ciasne, a szansę oceniłbym 50 na 50.
Czy będziemy mieli tutaj siedem meczów?
– Trudno powiedzieć, bo hokej jest dość specyficznym sportem. Równie dobrze rywalizacja może zakończyć się w czterech, ale o wygranej przesądzi jeden gol. Na pewno tyszanie dysponują mocniejszą ofensywą, składającą z czterech wyrównanych ataków. Nie da się też ukryć, że broniący tytułu GKS Tychy musi poradzić sobie też z ciążącą na nich presją.
Uważam, że w obu półfinałach kluczowe będą pierwsze spotkania. To właśnie te mecze nadadzą ton całej rywalizacji.
W ekipie GKS-u Tychy zabraknie Petera Novajovský'ego. Z uwagi na fakt, że ten słowacki defensor świetnie radził sobie podczas gier w przewadze (16 ze swoich 29 punktów), to spore osłabienie tyszan.
– Oczywiście brak takiego defensora, który oprócz solidnej gry w destrukcji potrafi też rozegrać krążek i wykończyć akcję, to spore osłabienie. Zresztą przewagi w fazie play-off często są tym decydującym elementem. Tyszanie w sezonie zasadniczym byli ekipą, która w mojej opinii rozgrywała „power play” najefektowniej i najefektywniej. Fajnie w tych okresach radził sobie Filip Komorski, który jako czwarty napastnik wchodził do gry.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze