MŚ Elity 2019: Wielka Brytania nadal w elicie, spadają Francuzi. Ćwierćfinały nie dla Łotwy (WIDEO)
W Koszycach Francuzi w meczu o utrzymanie prowadzili już 3:0, ale Brytyjczycy walczyli do końca i wygrali po dogrywce 4:3, utrzymując się w gronie najlepszych. Łotysze w meczu o wszystko byli o krok od pokonania Szwedów, ale ostatecznie ulegli im 4:5 i nie awansowali do ćwierćfinałów.
Grupa A (Koszyce)
Dziś w Koszycach rozstrzygały się losy pozostania w światowej elicie. Zasada była prosta. Kto wygra, ten jest w pierwszej szesnastce globu.
Lepiej tę prawidłowość zrozumieli Francuzi, którzy po wyrównanej i bezbramkowej tercji otwierającej mecz, w 4 minuty objęli prowadzenie 3:0 z dwoma trafieniami Anthony’ego Recha jednym Sachy Treille’a.
Wydawało się, że to w zasadzie koniec emocji w Steel Arenie, a sprawa spadku do dywizji IA, w której jeszcze niedawno grali biało-czerwoni, została rozstrzygnięta.
Nic bardziej mylnego. Peter Russell postanowił naradzić się ze swoim zespołem, po czym jego podopieczni wrócili do gry jako odmieniony zespół. Najpierw Robert Dowd, a za chwilę Mike Hammond pokonali Floriana Hardy’ego i nagle z bezpiecznego dla „Trójkolorowych” 3:0 zrobiło się tylko 3:2. Po dwóch tercjach sprawa pozostania w elicie była cały czas otwarta.
Rozpędzeni Brytyjczycy poszli za ciosem doprowadzając do wyrównania na kwadrans przed końcem trzeciej tercji. Gola strzelił Robert Farmer. Ben O’Connor okazał się cichym bohaterem tego meczu. W ciągu 11 minut zaliczył 3 asysty, mając swój udział w każdym trafieniu Wyspiarzy.
Dogrywka była natomiast popisem Bena Bownsa, który uratował kilkukrotnie swój zespół od bardzo poważnych tarapatów. Centymetry dzieliły Brytyjczyków od powrotu do dywizji IA, lecz bramkarz Cardiff Devils nie dopuścił do tego, a w zamian za to Ben Davies pokonał Floriana Hardy’ego, zapewniając poddanym Królowej Elżbiety II pozostanie w elicie, po tym jak rok po roku pięli się w górę, przechodząc z dywizji IB do IA, a następnie do najlepszej szesnastki globu.
Francja – Wielka Brytania 3:4 po dogrywce (0:0, 3:2, 0:1, 0:1)
1:0 – Anthony Rech – Anthony Manavian, Tim Bozon (23:36)
2:0 – Sacha Treille - Florian Chakiachvili, Alexandre Texier (27:31, 5/4)
3:0 – Anthony Rech – Valentin Claireaux (27:37)
3:1 – Robert Dowd - Ben O’Connor (34:59)
3:2 – Mike Hammond – Ben O’Connor (38:04)
3:3 – Robert Farmer – David Phillips, Ben O’Connor (45:16)
3:4 – Ben Davies - Jonathan Phillips (62:03)
Strzały: 36-30
Kary: 4-4
Widzowie: 7440
Grupa B (Bratysława)
Pierwsze poniedziałkowe spotkanie w Bratysławie miało decydujące znaczenie dla Łotyszy w kwestii zachowania ewentualnych szans na awans do ćwierćfinału. Żeby tak się stało podopieczni Boba Hartleya musieli pokonać mistrzów świata i wygrać jutro z Norwegią oraz liczyć na to, że „Trzy Korony” nie zdobędą punktu z Rosjanami. W zasadzie rozwiązanie to było bardzo możliwe, ale najtrudniejszy do wykonania był pierwszy warunek, czyli triumf nad Szwedami.
Mistrzowie świata cztery razy obejmowali prowadzenie w pojedynku z hokeistami byłej republiki radzieckiej. Wszystko na co pozwalali im rywale to co najwyżej wypracować jednobramkową przewagę.
Jako pierwszy trafił Elias Pettersson w czasie gry pięciu na czterech. Jego dorobek powinien być wyższy, bowiem później miał wyśmienitą okazję do zdobycia drugiego gola. W zasadzie trudno wręcz wytłumaczyć jak to się stało, że nie trafił do całkowicie odsłoniętej bramki Elvisa Merzlikinsa. Nie tylko napastnik Vancouver Canucks może mówić o pechu. Również John Klingberg, asystujący przy golu Adriana Kempe na 2:1, mógł nieźle się wkurzyć, gdy wystrzelona przez niego „guma” otarła tylko słupek od zewnętrznej strony i nie wpadła do siatki.
Łotysze nie tylko skupiali się na odrabianiu straty do Skandynawów. Sami również starali się nadawać ton wydarzeniom na tafli. W 44. minucie Janis Jaks dał im nawet prowadzenie 3:2, co zwiastowało, że być może uda im się wykonać pierwszą część planu dotyczącego awansu do ćwierćfinału.
Sprawą trafień wyrównujących zajął się Roberts Bukarts. Dokonał tego trzykrotnie, zapisując tym samym na swoim koncie hat tricka. Wydawało się, że tego dnia jest nie do zatrzymania dla Szwedów.
Łotyszy nie zadawalał remis, dlatego też zdecydowali się na blisko dwie minuty przed końcem wyprowadzić swojego bramkarza. Niestety podjęte ryzyko nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, o czym przekonał gol do pustej bramki zdobyty przez Dennisa Rasmussena na 34 sekundy przed końcem meczu.
Szwedzi dzięki heroicznej wygranej w poniedziałkowe popołudnie zapewnili sobie zachowanie szans na obronę tytułu mistrzów świata. Ich awans do ćwierćfinału stał się bowiem faktem.
Szwecja – Łotwa 5:4 (1:0, 1:1, 3:3)
1:0 – Elias Pettersson – Gabriel Landeskog, Elias Lindholm (10:15, 5/4)
1:1 – Roberts Bukarts - Rihards Bukarts, Ralfs Freibergs (29:35, 5/4)
2:1 – Adrian Kempe – William Nylander, John Klingberg (33:38)
2:2 – Roberts Bukarts (41:11)
2:3 – Janis Jaks - Rihards Bukarts, Lauris Darzins (43:42)
3:3 – Anton Lander – Adrian Kempe (49:00)
4:3 – Patric Hörnqvist – Mattias Ekholm, William Nylander (50:09)
4:4 – Roberts Bukarts – Miks Indrasis, Kristaps Sotnieks (56:36)
5:4 – Dennis Rasmussen (59:26)
Strzały: 35-29
Kary: 6-6
Widzowie: 9085
Komentarze