NHL: Bliżej "Dzikiej" karty (WIDEO)
Patrząc tylko na nazwę, żadnej drużynie NHL "dzika karta" do play-offów nie należy się bardziej niż Minnesota Wild. Tej nocy w Waszyngtonie zespół Bruce'a Boudreau zrobił w jej kierunku duży krok.
"Dzicy" w stolicy Stanów Zjednoczonych pokonali 2:1 Washington Capitals i wrócili na miejsce premiowane w konferencji zachodniej drugą "dziką kartą".
To był mecz zagrany w stylu, który drużynie z St. Paul odpowiada. Zagrała ona bardzo defensywnie, aktywnie pracując w obronie kijami i wybijając z uderzenia zespół gospodarzy. Dość wspomnieć, że "Stołeczni" oddali tylko 22 strzały, podczas gdy dwa dni wcześniej w starciu z najlepszą ekipą sezonu Tampa Bay Lightning strzelali aż 58 razy. Mistrzowie NHL fatalnie też wypadli w przewagach. Nie tylko nie wykorzystali żadnej z trzech, ale jeszcze oddali w nich przez pełne 6 minut zaledwie jedno uderzenie na bramkę.
Wild dali się zaskoczyć tylko raz - gdy w 31. minucie stojący przed ich bramką Brett Connolly w powietrzu dołożył kij do krążka wystrzelonego przez Nicka Jensena i skierował "gumę" do bramki Devana Dubnyka. Wcześniej prowadzenie dał im po pięknej, indywidualnej akcji Jordan Greenway, a gdy powoli zaczynało się zanosić na dogrywkę, to w 53. minucie na 2:1 trafił Luke Kunin. Później gościom udało się obronić ten wynik. Kluczowa okazała się więc gra drugiego ataku, który strzelił oba gole. Swoim partnerom z tej formacji przy obu trafieniach asystował uzupełniający ją Ryan Donato.
Pierwszą gwiazdą meczu wybrano jednak bramkarza "Dzikich" Dubnyka, który może nie miał bardzo dużo pracy, bo jego koledzy z pola zablokowali aż 22 strzały, ale w kilku groźnych sytuacjach ratował drużynę. A do tego sam zaliczył asystę przy golu Greenwaya.
Zwycięstwo pozwoliło gościom z 79 punktami wrócić na drugie miejsce w rywalizacji o dwie "dzikie karty" na Zachodzie, ale trener Boudreau, który w latach 2007-11 prowadził Washington Capitals, zdaje sobie sprawę, że fakt, iż jego chimerycznie grająca drużyna wciąż ma szansę na play-offy, wynika w dużej mierze ze słabości rywali w konferencji zachodniej. Walka o "dzikie karty" na Zachodzie przypomina chwilami wyścig kulawych żółwi, bo drużyny w niej uczestniczące tracą mnóstwo punktów. Gdyby "Dzicy" ze swoim dorobkiem znaleźli się w konferencji zachodniej, to nie byliby na miejscu premiowanym awansem, a traciliby do takiej pozycji aż 6 "oczek".
Boudreau bardzo spokojnie zareagował więc na zwycięstwo w Waszyngtonie. - To zwycięstwo znaczy tyle, że jesteśmy chwilowo na miejscu dającym prawo gry w play-offach. I na razie tylko tyle - skomentował. - Oczywiście trzeba pamiętać, że graliśmy z mistrzami NHL. Wiadomo, że były momenty, gdy byliśmy zamknięci w naszej tercji obronnej i było kluczowe, jak sobie z tym poradzimy. Uważam, że wykonaliśmy dobrą robotę. Przy okazji, wygrywając w nocy, Wild już ostatecznie pozbawili szans na play-offy zajmujących ostatnie miejsce w konferencji zachodniej Los Angeles Kings.
Z kolei Capitals przegrali drugi mecz z rzędu, ale oni mają już 94 punkty i nadal prowadzą w dywizji metropolitalnej, wyprzedzając o trzy "oczka" New York Islanders, którzy jednak rozegrali o jedno spotkanie mniej. - W ogóle nie zagraliśmy swojej gry - powiedział po meczu kapitan gospodarzy Aleksandr Owieczkin. - Wiedzieliśmy, że będą zdesperowani, bo potrzebują punktów. My też potrzebujemy, ale wydaje mi się, że było czuć większą potrzebę po ich stronie.
Washington Capitals - Minnesota Wild 1:2 (0:1, 1:0, 0:1)
0:1 Greenway - Donato - Dubnyk 16:33
1:1 Connolly - Jensen - Oshie 30:42
1:2 Kunin - Parise - Donato 52:25
Strzały: 22-27.
Minuty kar: 4-8.
Widzów: 18 506.
W tym ważnym momencie sezonu w kryzys wpadł zespół San Jose Sharks, który przegrał już piąty mecz z rzędu. "Rekiny" wczoraj po dogrywce uległy w derbach Kalifornii Anaheim Ducks 3:4. Jakob Silfverberg przesądził o zwycięstwie "Kaczorów" golem strzelonym w 38. sekundzie dogrywki. To jego drugie w NHL trafienie w dodatkowej części meczu. Poprzednie zaliczył dokładnie 3 lata i 3 dni temu. Szwed miał wczoraj także dwie asysty. Dwa gole i asystę zaliczył jego rodak Rickard Rakell. Obaj skrzydłowi tworzący z Ryanem Getzlafem pierwszy atak Ducks są przymierzani do ważnych ról w reprezentacji "Trzech Koron", która w maju na Słowacji będzie walczyła o trzeci z rzędu tytuł mistrza świata. Bo choć ich klubowy zespół jeszcze oficjalnie z walki o play-offy nie odpadł, to nie ma już na nie realnych szans. Wczoraj oprócz wymienionej dwójki bramkę zdobył także Adam Henrique, który mimo polskich korzeni niestety do gry w reprezentacji Polski przymierzany być nie może. Jego zespół ma 71 punktów i jest przedostatni w konferencji zachodniej. Sharks z 95 "oczkami" są drudzy w dywizji Pacyfiku i pewni już udziału w play-offach. Oddala się od nich jednak szansa wygrania konferencji zachodniej w sezonie zasadniczym. Wczoraj asystę zaliczył dla nich Brent Burns, który ma już 77 punktów i ustanowił klubowy rekord liczby punktów zdobytych przez obrońcę w jednym sezonie. Burns jest najskuteczniejszym defensorem tych rozgrywek.
TABELE
Komentarze