Sentymentalna podróż z trenerem Roháčkiem. "Szmat czasu"
Rudolf Roháček obchodził w tym miesiącu dziewiętnastolecie pracy w Comarch Cracovii. W rozmowie z telewizją klubową powspominał najlepsze chwile spędzone pod Wawelem, odniósł się do swojej pracy z reprezentacją Polski oraz poruszył kilka interesujących wątków.
10 listopada 2004 roku, w stuletniej historii hokejowej sekcji Cracovii, rozpoczął się nowy rozdział. Stery pod Wawelem objął wówczas pochodzący z Ostrawy Rudolf Roháček, Były trener GKS-u Tychy, Polonii Bytom i KTH Krynica. Jak się okazało, Czech pozostał w Krakowie aż do dzisiaj.
– Z jednej strony dziewiętnaście lat to szmat czasu. Ten czas jednak szybko leci. Sam nie wiem, kiedy to minęło… Uważam, że dziewięćdziesiąt procent wspomnień jest pozytywnych. Wiadomo, jak to w życiu, nie wszystko zawsze się udawało – mówi 60-letni Czech.
W Krakowie trener Roháček zdobył trzynaście medali mistrzostw Polski, z czego aż siedem było złotych. Wspomniał o swoim premierowym tytule, zdobytym w 2006 roku, który był też pierwszym dla Cracovii po 57 latach i wywalczonym w stulecie istnienia klubu.
– Dokładnie pamiętam ten rok. W poprzednim, w moim pierwszym jako trenera Cracovii, zdobyliśmy brązowy medal. Na przyszły wszyscy życzyli nam więc tego tytułu, związanego ze stuleciem klubu. Była związana z tym duża presja, ale daliśmy radę. Pamiętam te finały. Na starej hali atmosfera była fantastyczna, kibice bardzo nam pomogli. Zadanie zostało spełnione, zdobyliśmy tytuł i potem długo świętowaliśmy go z kibicami – przypomniał szkoleniowiec nazywany przez zawodników „Cytryną”.
Czech powiedział także o innym mistrzowskim roku, 2009 i pierwszym spotkaniu z GKS Tychy, mającym niezapomniany przebieg. Krakowianie na minutę przed końcem przegrywali 2:4. Rudolf Roháček zdecydował się wówczas wycofać bramkarza. Na dwadzieścia siedem sekund przed syreną kontaktowego gola zdobył Grzegorz Pasiut, a chwilę potem wyrównał Leszek Laszkiewicz. „Pasy” wygrały ten mecz 5:4, a całą serię – 4-1.
– Nie pamiętam drugiego takiego spotkania w swojej karierze – podkreślił Roháček. – Chcę jednak wrócić do jednego momentu, który przesądził o tym całym meczu. Po golu na 3:4 było wznowienie w środkowej tercji. Bramkarza nie było w bramce, a Tychy wygrały bulik. Gdyby ich zawodnik posłał delikatnie krążek w kierunku bramki, byłoby po meczu. Chciał jednak kiwnąć, co wykorzystał Laszkiewicz, notując przechwyt i trafiając do siatki.
– Ewenementem jest to, że w sześciu finałach z Tychami sześć razy z nimi wygraliśmy – zaznaczył Czech, który za każdym razem, gdy spotykał tyszan w finale, ogrywał ich.
Powiedział również o długoletnim zaufaniu, jakim darzą go w Krakowie.
– Na zaufanie człowiek musi zasłużyć – stwierdził. – Przez pierwsze lata musiałem pokazać, co tak naprawdę potrafię. Fakt, musiałem mieć też drużynę, która chce ciężko pracować i osiągać wyniki, ale na szczęście szło to w parze. Byli młodzi, dobrzy zawodnicy, którzy spełniali oczekiwania. A bez zadowalających rezultatów te dziewiętnaście lat tutaj bym tu nie popracował.
Szkoleniowca zapytano o najbardziej pamiętnych zawodnikach. Kogo wskazał? Między innymi o Rafała Radziszewskiego, braci Leszka i Daniela Laszkiewiczów, Damiana Słabonia i Michała Piotrowskiego, którego uważa za zawodnika niedocenionego.
– Bardzo dobry hokeista i pozytywny człowiek. Świetnie pracował nie tylko na lodzie, ale i w szatni, trzymając atmosferę – stwierdził. – Przez te lata przewijało się bardzo dużo zawodników. Nie wszystkie transfery były rzecz jasna udane, ale cóż – takie jest życie.
Trener Roháček odniósł się do zdobycia Pucharu Kontynentalnego w 2022 roku i udziale w tym sukcesie rosyjskich zawodników.
– Nie lubię mieszać polityki ze sportem. Kontrakty były podpisane, dograliśmy ten sezon w takim składzie, jaki mieliśmy, a trzech zawodników z Rosji akurat nie zagrało w tym turnieju, bo nie dostali wiz. W kolejnym sezonie wiadomo jaka była sytuacja i Rosjanie odeszli od nas. A ze względu na wojnę kierunek rosyjski w Krakowie się skończył. Puchar Kontynentalny wygraliśmy po sportowemu – zaznaczył.
Zapytano go również o kwestie podejmowania decyzji jako szkoleniowca.
– Zawsze ostateczna decyzja, jeżeli chodzi o różne kwestie związane z drużyną, należy do mnie. Wiadomo, dyskutujemy ze współpracownikami i zawodnikami. Uważam jednak, że zawodnik musi się podporządkować taktyce i dyscyplinie. Jeśli nie chce się podporządkować, to albo nie będzie grać, albo klub nie będzie odnosić sukcesów. Stawiam sprawę jasno: „zawodnik gra to, to, to i to”. Wiadomo, są też gracze kreatywni, którzy dołożą coś ponadto. Ale generalnie kto realizuje tę regułę, ten gra. A kto jej nie realizuje, ten nie gra – stanowczo odpowiedział trener.
Rudolf Roháček wypowiedział się o okresie jako trenera kadry narodowej w latach 2005 – 2008.
– Wiadomo, to było inne czasy niż dzisiaj. Na mistrzostwach w Dywizji IA grały naprawdę mocne zespoły, za mojej kadencji dwa razy awansowała Francja, a raz Austria. To były ciężkie mecze, które z pewnością wiele dały zawodnikom. Wówczas różnica między polską ligą, a resztą, była spora. To powodowało, że byliśmy gorsi i choć zawsze w ostatnim meczu mieliśmy szansę na awans, nigdy nie udało się tego dokonać – przypomniał 60-letni Czech.
Rozmawiano też na temat obcokrajowców występujących w TAURON Hokej Lidze. Czy jest ich zbyt wielu?
– To jest proste rozwiązanie, o którym mówię od dawna. Jeżeli nie mamy ligi juniorskiej, to skąd mamy brać zawodników do ekstraligowych drużyn? MHL to nie jest jeszcze to, co mogło by być. Osiemnastoletni zawodnik nie jest gotowy, aby grać w pierwszym zespole. W innych krajach rówieśnicy grają już na olimpiadzie. A u nas? Przyjdzie zawodnik, któremu brakuje umiejętności, po czasie wejdzie na ten wyższy poziom, ale i tak ten swój najlepszy okres do rozwoju zmarnował. To jest problem. Gdyby była mocna juniorska liga, to nie miałbym problemu w graniu nawet dwudziestoma wychowankami klubu. Dlatego powtarzam: utalentowany polski hokeista, który chce się rozwijać musi grać zagranicą. To jest jedyna droga rozwoju – ocenił Czech.
Na sam koniec powiedział trochę o planach na przyszłość. Jak zaznacza, w Krakowie czuje się wyśmienicie.
– Wszystko zależy od wyników. Moim zadaniem jest jak najlepiej wykonywać swoją pracę, czyli jak najlepiej trenować. Co będzie, na co nie mam wpływu, to nie ma sensu się wypowiadać – odparł.
– Mówią, że po pięciu latach człowiek jest wypalony… Mi dalej chce się chcieć. W klubie wiele się zmienia, z roku na rok są nowe wyzwania. Wypalenie zawodowe? Nie wiem co to jest… – uśmiechnął się Rudolf Roháček.
W tajemniczym tonie dodał, że ma w głowie prezent dla sekcji na stulecie istnienia.
– Mam coś w głowie, ale gdybym to powiedział, to naraził bym się na wyśmianie. Mistrzostwo? Była by to duża niespodzianka i fajny prezent. Świetne uhonorowanie pracy dla tych, którzy przez 100 lat tworzyli tę sekcję. Na razie to dla mnie i zawodników motywacja do jeszcze cięższej pracy w tym sezonie – zakończył.
Komentarze
Lista komentarzy
Wujek43
A kto pamięta kto z tyszan zrobił tą "kiwkę" ?
Wolfram
https://youtu.be/CIKH4sTSVD8?si=vHemPobdmOSJSUJf&t=243
Chyba chodzi o #91 (Robin Bacul - on też nie upilnował Laszkiewicza, który z "pierwszego" przestrzelił Sobeckiego).
BTW #44 Majak też tam przy "wybiciu" krążka z tercji się nie popisał
J_Ruutu
Taaa... Najlepiej było gdy Laszkiewicz z Radziszewskim ogarniali temat :)
J_Ruutu
I znów, jak zwykle. Artykuł poprawiony, wpis zwracający uwagę na błędy, zlikwidowany.
Pełna ku... kultura, oczywiście.
Nie dziękujcie, nie ma za co.