O zwycięstwie w hokeju mogą czasem decydować milimetry, a zawsze przydaje się odrobina szczęścia. Przekonał o tym swoim nietypowym rzutem karnym w meczu niemieckiej ligi PENNY DEL Matthias Plachta, syn byłego reprezentanta Polski i selekcjonera naszej kadry.
Gdyby nie syn Jacka Płachty, byłego reprezentanta Polski i selekcjonera naszej kadry narodowej, to… niedzielny mecz GKS-u Tychy z Adlerem Mannheim w Hokejowej Lidze Mistrzów nie zakończyłby się w dogrywce tak szybko. To właśnie srebrny medalista z Pjongczang, pokazując pełnię swoich bardzo wysokich umiejętności technicznych, zapewnił mistrzom Niemiec wygraną.
Reprezentacja Niemiec po wyrównanym boju pokonała Danię 2:1 i ma na swoim koncie komplet punktów. Ważną postacią drużyny naszych zachodnich sąsiadów jest Matthias Płachta, który rozgrywa bardzo dobry turniej.
Niemcy pokonali 2:1 Duńczyków i mają na koncie komplet dwóch zwycięstw. Połowę ich dorobku mają Szwedzi. Skandynawowie rozbili aż 8:0 Włochów, a hat trickiem popisał się Anton Lander.
Nasunęło mi się skojarzenie dotyczące srebrnego medalu olimpijskiego zdobytego w Pjongczangu przez hokeistów niemieckich i obecności wśród nich niejakiego Matthiasa Plachty. Syna czołowego niegdyś polskiego hokeisty, a do niedawna trenera naszej hokejowej reprezentacji - Jacka Płachty.
- Muszę ci powiedzieć, że jak takie coś wygrasz, to nic nie czujesz, żadnego zmęczenia! Nic nie czuję: nie jestem chory, ani śpiący - triumfował w rozmowie, prowadzonej czystą polszczyzną hokeista reprezentacji Niemiec Matthiast Plachta, którego ojciec Jacek był gwiazdą i trenerem reprezentacji Polski.
Po meczu Adlera Mannheim z Trzyńcem rozmawialiśmy z synem byłego trenera reprezentacji Polski, Matthiasem Plachta.
Reprezentacja Niemiec odpadła w ćwierćfinale przegrywając z Kanadą 1:2. Po meczu porozmawialiśmy z Matthiasem Plachtą.