NHL: Atak "MGM" znów dał zwycięstwo "Lawinie" (WIDEO)
Nie ma w tym sezonie NHL lepszego specjalisty od ważnych goli niż Gabriel Landeskog. A jednak Szwed ciągle wydaje się być nieco w cieniu swoich dwóch kolegów z jednej formacji. Pierwszy atak Colorado Avalanche znów tej nocy przesądził o zwycięstwie "Lawiny".
Kolejną ofiarą najlepszej ofensywnej formacji NHL padł zespół Montréal Canadiens. "Habs" przegrali w Denver 1:2, a oba gole strzelił im pierwszy atak gospodarzy. Ten kluczowy, bo zwycięski, był w 35. sekundzie trzeciej tercji dziełem szwedzkiego kapitana "Avs". Landeskog po podaniu Nathana MacKinnona oddał strzał, który bramkarz rywali Carey Price zatrzymał, ale po którym nie był w stanie utrzymać krążka. Szwed dobił skutecznie, ale że zderzył się z Price'em, to trener Canadiens Claude Julien zgłosił "challenge". Sędziowie po obejrzeniu powtórki słusznie uznali jednak, że przeszkadzania bramkarzowi w interwencji nie było i zaliczyli gola, który okazał się być zwycięskim.
Trener gości, który prowadził ich w jubileuszowym meczu numer 300, miał po meczu pretensje o tę decyzję i bardziej ogólne o orzeczenia sędziów w NHL. - Za każdym razem, kiedy zgłaszamy "challenge" wiemy, że moglibyśmy rzucić monetą, bo nie wiadomo, jak oni to rozstrzygną. To jest pół na pół - mówił zdenerwowany Julien. - Widzieliśmy, że Landeskog popchnął naszego bramkarza, który gdyby nie to, zamroziłby krążek. Sędziowie mogą mówić, że nasz zawodnik popchnął Landeskoga, ale to miało miejsce już po pierwszym zderzeniu. Dlatego Carey Price nie zgadza się z tą decyzją i ja go w tym popieram.
Wcześniej Price sam sprezentował rywalom na święta bramkę wyrównującą, bo Canadiens od 6. minuty prowadzili po golu Brendana Gallaghera, który trafił w przewadze. W drugiej odsłonie jednak mistrz olimpijski z Soczi koło swojej bramki zagrał krążek prosto na kij MacKinnona, a pierwszego ataku "Lawiny" w takiej sytuacji do wymierzenia kary zachęcać nie trzeba. Kanadyjczyk zagrał do rozgrywającego swój 200. mecz w NHL Mikko Rantanena, a ten trafił do siatki.
Landeskog dzięki wczorajszemu golowi umocnił się na prowadzeniu w wewnątrzzespołowej klasyfikacji strzelców. Ma na koncie już 23 bramki w 35 spotkaniach. Wcześniej w historii klubu z Denver takim wynikiem mógł się pochwalić tylko Joe Sakic. Co ważne, kapitan strzela dużo istotnych goli. Aż 15 z nich zdobył w trzecich tercjach meczów, a już po raz siódmy trafił na wagę zwycięstwa swojej drużyny. Pod tym względem jest liderem całej NHL. Co ciekawe, w poprzednich rozgrywkach tylko raz na 25 goli decydował o wygranych. Najlepszym w NHL specjalistą pod tym względem był za to wówczas MacKinnon z 12 trafieniami. W tym sezonie Landeskog jest jednak i tak tym zawodnikiem pierwszej formacji nazywanej "MGM", o którym mówi się najmniej, bo Rantanen i MacKinnon prowadzą w klasyfikacji punktowej ligi z - odpowiednio - 58 i 55 punktami.
Landeskogowi straty punktowe do kolegów trudno jest nadrabiać, bo zwykle przy jego golach to oni asystują i odwrotnie. Cały tercet w tym sezonie strzelił już 20 goli, przy których wszyscy punktowali. Żadne inne trio w NHL nie ma na koncie więcej niż 8 takich trafień. - Jesteśmy trzema chłopakami, którzy chcą wygrywać mecze, chcemy pomagać drużynie w wygrywaniu - powiedział szwedzki kapitan gospodarzy po wczorajszym spotkaniu. - I zawsze chcemy być lepsi od rywali przeciwko którym stajemy na lodzie. Jesteśmy dumni z tego, że tworzymy pierwszy atak i tak ważną ofensywną broń zespołu.
Ale tej nocy pierwszą gwiazdą meczu nie wybrano żadnego z napastników, a bramkarza "Lawiny" Philippa Grubauera, który między słupkami zastępował Siemiona Warłamowa i obronił 35 z 36 strzałów. Niemcowi znacząco pomogli również koledzy z pola, którzy ustanowili swój rekord sezonu blokując aż 26 strzałów. Canadiens bowiem po fatalnym występie w poniedziałek przeciwko Boston Bruins w meczu przegranym 0:4 wyraźnie podeszli do wczorajszego spotkania z zamiarem oddawania znacznie większej liczby strzałów. Łącznie wyprowadzili aż 81 prób - 36 celnych, 26 zablokowanych i 19 niecelnych. Do tego początki były optymistyczne, bo gol Gallaghera przerwał ich ośmiomeczową serię 25 kolejnych zmarnowanych gier w przewadze. Na koniec zostali jednak znów z pustymi rękami.
Po drugiej kolejnej porażce drużyna z Montrealu z 39 punktami nadal jest piąta w dywizji atlantyckiej. Avalanche mają na koncie 44 "oczka" i zajmują trzecie miejsce w dywizji centralnej. Jutro kończą serię 4 meczów u siebie spotkaniem z Chicago Blackhawks.
Colorado Avalanche - Montréal Canadiens 2:1 (0:1, 1:0, 1:0)
0:1 Gallagher - Petry - Drouin 05:43 (w przewadze)
1:1 Rantanen - MacKinnon 24:21
2:1 Landeskog - MacKinnon - Rantanen 40:35
Strzały: 26-36.
Minuty kar: 8-8.
Widzów: 15 469.
Także wynikiem 2:1 zakończył się drugi wczorajszy mecz NHL. Pittsburgh Penguins w takich rozmiarach pokonali Washington Capitals. Obrońcy Pucharu Stanleya prowadzili 1:0, ale gole Sidneya Crosby'ego i Bryana Rusta odwróciły losy spotkania. Rust po raz pierwszy w tym sezonie zdobył bramkę na wagę zwycięstwa swojej drużyny, a 31 strzałów rywali zatrzymał Matt Murray. Gdy bramkarz "Pingwinów" nie dał rady, to w 54. minucie fantastyczną interwencją na linii bramkowej uratował go obrońca Marcus Pettersson. Capitals nie wykorzystali żadnej z 5 gier w przewadze, a mecz zakończył serie 6 spotkań z golem i 14 ze zdobytym punktem Aleksandra Owieczkina. Passa punktowa Rosjanina była najdłuższą w jego karierze w NHL. Przed wczorajszym spotkaniem "enfant terrible" Capitals Tom Wilson powiedział dziennikarzom o rywalizacji z Penguins "oni nie lubią nas, a my nie lubimy ich". Już w 1. minucie spotkania w pięściarskim pojedynku Wilson znokautował obrońcę rywali Jamie'ego Oleksiaka, który nie wrócił do gry. Po tym zdarzeniu na ławakch doszło do kłótni Owieczkina z Crosbym, podczas której Rosjanin próbował wyzwać Kanadyjczyka na pięściarski pojedynek. Capitals nadal z 43 punktami prowadzą w dywizji metropolitalnej. Penguins mają 38 "oczek" i są w niej na czwartej pozycji.
Tom Wilson znokautował Jamie'ego Oleksiaka
Komentarze